Trio Sorry Boys to jeden z najbardziej charakterystycznych zespołów polskiej sceny. Korzystają z retro instrumentów, lubią występować w interesujących stylizacjach i wyróżniają się zmysłowymi aranżacjami. Mają olbrzymią wrażliwość na dźwięki oraz słowa. O Warszawie śpiewają często, bo jak wielu przed nimi dali się temu miastu zaczarować. Dlatego fakt, że to właśnie ich Muzeum Powstania Warszawskiego zaprosiło do współpracy nad albumem z okazji 79. rocznicy Powstania Warszawskiego absolutnie nie dziwi. Posłuchałam ich listu miłosnego do stolicy i zapytałam Belę Komoszyńską o to, jak się taki list pisze.

 

Moje serce  w Warszawie Sorry Boys

 

Rozmowa z Belą Komoszyńską:

Aleksandra Woźniak-Tomaszewska: Rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego to dla niektórych bardzo trudny czas. Z jednej strony obchodzimy je w wolnej Polsce, ale też pamiętamy, ile ta wolność kosztowała. Nadal żyją osoby, które przeżyły powstanie, żyją ich potomkowie. Czy pracując nad materiałem, czuliście presję dotyczącą sposobu opowiedzenia historii powstańców?

  • Bela Komoszyńska: Powstanie Warszawskie było dramatycznym momentem w historii Polski. Na samym początku pracy nad albumem „Moje serce w Warszawie” postanowiliśmy, że nie będziemy opowiadać historii Powstania w dosłowny, faktograficzny sposób. Chcieliśmy raczej opowiedzieć historię z naszej perspektywy, z perspektywy dzisiejszej Warszawy – Feniksa, który odrodził się z popiołów oraz poprzez rodzinną historię członka Sorry Boys, Piotra Blaka, który jest wnukiem Powstańca Warszawskiego.

    Można powiedzieć, że muzycznie unosimy się nad Warszawą, obserwujemy ją, podziwiamy i składamy hołd tym, którzy oddali za nią życie.

Czy tworząc materiał na płytę, robiliście powtórkę z historii?

  • Starałam się przyswoić opowieści o Powstaniu z różnych punktów widzenia i perspektyw – słuchałam podcastów historycznych, opowieści z ust samych Powstańców, oglądałam filmy fabularne o tamtym czasie, czytałam książki o odbudowie Warszawy. To była dla mnie ciekawa lekcja. Nasz Piotr od lat jest mocno zanurzony w temat Powstania i zaangażowany w działalność poszukiwawczą dotyczącą kompanii „Koszta”, w której walczył jego dziadek.

 

 

Bela Komoszyńska
Bela Komoszyńska, materiały Promocyjne Mystic Production, fot.: Ola Bodnaruś

 

Te perspektywy słychać na płycie.

  • Myślę, że to także efekt tego, że teksty utworów na tym albumie pisały różne osoby. Poza moim słowami, mamy poezję Pabla Narudy, Zuzanny Ginczanki, Miuosha oraz legendarny tekst Marka Gaszyńskiego, czyli “Sen o Warszawie”. Jest też tekst, który jest zaśpiewanym listem - listem pisanym latem 1944 roku. Jednocześnie myślę, że ten materiał jest bardzo spójny – główną nicią łączącą wszystkie wątki jest miłość. To ona pozwoliła wielu ludziom przetrwać powstanie i pomaga nam także teraz, kiedy wspominamy te tragiczne wydarzenia. Pamięć o tym, że nawet podczas toczącej się dookoła wojny ludzie zakochiwali się w sobie, brali śluby, tęsknili za sobą, wracali do siebie, była dla nas, podczas pracy nad płytą, bardzo ważna.

O krążku „Moje serce w Warszawie” mówisz „Ta płyta rosła w nas od kilku lat. Warszawa jest dla mnie wielką inspiracją, piszę o niej piosenki na niemal każdą płytę Sorry Boys”. Czy to oznacza, że kiedy otrzymaliście zaproszenie od Muzeum Powstania Warszawskiego od razu wiedzieliście, jak powinien brzmieć ten album?

  • W pewnym sensie tak, ale wszystko, co zaplanowaliśmy wcześniej, podczas nagrywania nabierało nowych barw i kształtów. To właśnie jest piękne w pracy twórczej, że możemy mierzyć się ze swoimi założeniami czy oczekiwaniami i próbować je spełnić. Na etapie przygotowań wiedzieliśmy, że na płycie pojawi się utwór „Jan” i że będzie o dziadku Piotra, ale Piotr listy Jana Kluczewskiego do swojej ukochanej żony Danki pokazał mi dopiero w trakcie pracy. Wtedy poczułam, że chcę zaśpiewać te listy, nie zmieniając ani słowa z nich.

    Ważnym momentem pracy nad płytą był tytułowy utwór, czyli „Moje serce w Warszawie”. Nasz producent Jan Biedziak wpadł na pomysł, żeby zaprosić do nagrania żyjących Powstańców, by mogli zaśpiewać z nami refren. Zaczęliśmy odwiedzać Powstańczynie Warszawskie i tak poznaliśmy Panią Halinę Rogozińską (miała pseudonim „Mała”, była łączniczką IV Obwodu Ochota). Pani Halina zaśpiewała nam fragment, zadrżał jej głos ze wzruszenia. To była piękna chwila. Jej śpiew pojawił się na końcu piosenki.

Na innych waszych płytach nasza stolica też jest obecna – pierwsza do głowy przychodzi mi piosenka „Warszawa czeka” z albumu „Miłość”. Co takiego jest we współczesnej stolicy, że was inspiruje?

  • Warszawa jest moim miastem z wyboru, mieszkam tu już ponad 20 lat. I przez lata jest moją wielką inspiracją - ja Warszawę personifikuję. Bywa silną kobietą, syreną wykopaną z popiołów, feniksem, nieszczęśliwą kochanką. Piszę piosenki po prawej stronie Wisły, z rozległym widokiem na panoramę miasta. Ten widok pobudza wyobraźnię.

    „Moje serce w Warszawie” to album w całości poświęcony temu miastu. Gdy pojawiło się zaproszenie od Muzeum Powstania Warszawskiego, bardzo się ucieszyliśmy. Praca nad tym materiałem była niezwykle pasjonująca i w pewnym sensie naturalna.

 

Sorry Boys
Bela Komoszyńska, Tomasz Dąbrowski, Piotr Blak materiały Promocyjne Mystic Production, fot.: Ola Bodnaruś

 

Płyta ma wiele przejmujących momentów. Niezwykle nastrojowe są chociażby piosenki „Robinson” z Jankiem Biedziakiem czy „Noce”, ale mnie najbardziej wzrusza „Jan”, czyli utwór, który jest ułożony z powstańczych listów Jana Kluczewskiego, dziadka waszego gitarzysty Piotra Blaka oraz wypowiedzi jego ukochanej Danki – babci Piotra. Jak pracuje się z tak wrażliwym materiałem?

  • Pamiętam taki moment, kiedy w studiu odsłuchiwaliśmy nagrań Pani Danuty Baj-Trylowskiej, czyli babci Piotra, która zmarła kilka lat temu. Jeszcze przed śmiercią Piotr podarował jej dyktafon i poprosił, żeby nagrała swoje wspomnienia o Powstaniu Warszawskim oraz o swoim zmarłym tragicznie mężu Janie Kluczewskim. Piotr przez kilka lat nie odsłuchiwał ich. Podczas pracy nad albumem jednak do nich wrócił. Przyniósł je do studia. Słuchaliśmy ich i płakaliśmy razem. Wybraliśmy fragmenty, które są esencją całej historii miłosnej Danki i Janka – znalazły się na początku i na końcu utworu „Jan”, ale podczas koncertu było ich więcej.

    Nie mogliśmy sobie pozwolić, żeby przez cały okres pracy nad płytą być w tak silnych emocjach, więc były momenty, że skupialiśmy się wyłącznie na zadaniu.

Z jakim odbiorem tego materiału się spotkaliście? Szczególnie ciekawi mnie opinia osób mocno zaangażowanych w temat Powstania Warszawskiego.

  • Odbiór tej płyty – szczególnie po premierowym koncercie – jest niezwykle wrażliwy.  Zarówno słuchacze, którzy mają rodzinne związki z tragedią, jak i te osoby, które nie są potomkami powstańców byli poruszeni. Bardzo nas to cieszy, chcieliśmy, żeby ta płyta wywołała takie emocje. Dostajemy wiele wiadomości oraz listów z czułymi wyznaniami. Ludzie piszą nam, że słuchając piosenek z płyty czują głębokie wzruszenie.

 

 

„Moje serce w Warszawie” nie jest wyłącznie smutna i nostalgiczna. „Dzień dobry” z gościnnym udziałem Roberta Gawlińskiego ma w sobie dużo radości. Ten kawałek bardzo osładza cały materiał, ale jednocześnie pokazuje nadzieję – tę, którą mieli powstańcy, tę którą my mamy teraz. Myślisz, że to ważne, żeby pokazywać także takie oblicze powstania?

  • Ja bym chciała, żeby ta nadzieja, która przyświecała Powstańcom, była w nas żywa. Żebyśmy doceniali to, że żyjemy w pięknym, wolnym mieście, że ktoś oddał za to swoje życie.

„Sen o Warszawie” to chyba najlepsza możliwa klamra dla płyty skupiającej się na tym mieście. Jakie znaczenie ma dla ciebie ten utwór?

  • Chciałam, żeby płytę zamykał utwór, który podkreśli dwutorowość tego materiału – że oprócz tej powstańczej Warszawy z 1944 roku, mamy tę dzisiejszą, w której żyjemy. To musiało być coś relatywnie współczesnego, poetyckiego i dającego nadzieję. „Sen o Warszawie” taki właśnie jest – do tego kultowy, mocny. To niezwykle ważna piosenka nawet dla tych, którzy w Warszawie nie mieszkają.

Więcej wywiadów muzycznych znajdziecie w dziale Słucham.