Autorka: Katarzyna Kazimierowska

 

Jeśli, drodzy czytelnicy, trafiliście podczas kolejnej wieczornej sesji binge-watchingu na serial „Normal people” i, co więcej, zachwyciliście się nim, wiedzcie, że nie byłoby serialu, gdyby pewna młoda, pewna siebie i piekielnie inteligentna Irlandka (rocznik 1991) nie popełniła wcześniej książki o tym samym tytule w 2018 roku. Jej powieść „Normalni ludzie”, opowiadająca o skomplikowanym związku dwójki młodych ludzi, została nominowana do prestiżowej nagrody Bookera oraz otrzymała m.in. nagrodę „Irlandzkiej książki roku”. Tłumaczenie tej powieści ukazało się w Polsce dokładnie rok temu, a jeszcze przed publikacją nazwano je literackim wydarzeniem. W marcu tego roku w nasze ręce trafia debiut Rooney, „Rozmowy z przyjaciółmi”. Podobno napisała tę książkę w trzy miesiące, a zaraz potem podpisała kontrakt z agencją Wylie. Ta wystawiła prawa do publikacji na aukcji wydawniczej. Wygrało wydawnictwo Faber and Faber. „Rozmowy z przyjaciółmi” ukazały się w 2017 roku i od tamtej pory nazwisko Rooney to synonim irlandzkiego sukcesu literackiego.

 

Rozmowy z przyjaciółmi

 

Czworokąt

O czym jest debiut Irlandki? Na poziomie fabuły to historia wręcz banalna. Oto mamy młodziutkie, niespełna dwudziestoletnie studentki, Frances i Bobbi, dawniej kochanki, dziś przyjaciółki, które w przerwie wakacyjnej występują na poetyckich slamach, recytując wiersze tej pierwszej. Po występie zaczepia je Melissa, uznana fotografka i pisarka, która zaprasza je do swojego domu. Tam poznają jej męża, znanego aktora teatralnego i filmowego, który jednak nie zrobił znaczącej kariery.

Melissa i Nick, oboje po trzydziestce, zaprzyjaźniają się z dziewczynami. Już podczas pierwszego spotkania dzieje się nieuniknione – Bobbi jest zauroczona Melissą, Frances pociąga Nick. Między milenialsami a „prawdziwymi dorosłymi” – bo za takich, dojrzałych, z atrakcyjnymi zawodami, bogatych, z domem w ekskluzywnej dzielnicy, uchodzą Nick i Melissa rodzi się romans.

Pogmatwane relacje między bohaterami stają się przyczynkiem do tytułowych rozmów. Sally Rooney, okrzyknięta, choć może bardziej zaszufladkowana, jako pisarka milenialsów, pokazuje, że o milenialsach powinno się pisać, a nie ich wyśmiewać.

 

Książka o grupie pozerów

Rooney nazwała „Rozmowy” książką o „grupie pozerów w jednym pokoju, którzy ze sobą rozmawiają”. Coś w tym jest. Już na pierwszych stronach nasi bohaterowie przedstawiają się sobie. Bobbi mówi, że jest lesbijką, a Frances deklaruje się jako komunistka. Melissa to neurotyczna indywidualistka, z kolei Nick uważa się za marksistę, który nie chce być osądzany tylko dlatego, że posiada duży dom. Każdy przykleja sobie etykietkę, niemal (Gombrowiczowską) gębę, by przekierować temat rozmowy, nadać jej ton lub siebie wytłumaczyć. Zmienia się sceneria, pory roku, sytuacje życiowe bohaterów, ale czworokąt wzajemnego zainteresowania wciąż pozostaje polem gry.

Narratorką w tym świecie jest Frances, która postrzega się za tło, za osobę bez właściwości – wystarczająco miłą, by lubiły ją matki jej znajomych, a nie jej rówieśnicy. Wobec innych musi się określić, nazwać swoje myśli, postawy i uczucia. Ale do okazywania tych ostatnich nie daje sobie prawa, jak gdyby bała się, że gdy się nadmiernie odsłoni, spotka ją kara. Za Frances mówi jej ciało, słowom nie można wierzyć.

 

Nierówne relacje

Nasza narratorka pozycjonuje się wobec osób, z którymi przebywa. Wobec każdej z nich zachowuje swego rodzaju podległość. Nie potrafi zawiązać relacji partnerskich. Nick jest od niej starszy, pozornie dojrzalszy i bogatszy. Bogactwo, choć powinno odpychać komunistkę Frances – wychowaną w rodzinie, w której ojciec alkoholik rzadko dowoził pieniądze, nie wspiera też córki na studiach. Dzieje się jednak inaczej, zamożność ciekawi ją, a nawet przyciąga. Swoją przyjaciółkę Bobbi uważa za piękną, mądrą i pewną siebie, za tę lepszą z ich tandemu. Wobec Melissy, która oprócz męża, ma urodę, karierę oraz uznanie, zachowuje dystans, oscylujący między niepewnością a niechęcią.

Frances w relacjach z innymi wybiera ostrożność i ironię, w żadnym razie emocje. Gdy ląduje z Nickiem w łóżku – to się musiało tak skończyć – stawia na sarkazm, grę, nonszalancję. Dziecko pokolenia milenialsów nie okazuje uczuć, bo samo się w nich nie rozpoznaje. Jej niepewność w stawianiu pierwszych kroków w świecie prawdziwych dorosłych zdradza nieustanne analizowanie i relacjonowanie: co, kto, komu i jak powiedział; co to oznacza i jakie wywołało w niej wrażenie. Tytułowe rozmowy trwają cały czas, zmienia się tylko kanał komunikacji, od telefonu po smsy i  krótką wymianę ognia w mailach. Frances wraca nawet do rozmów sprzed dni i miesięcy, odtwarza wymiany zdań z Bobbi sprzed kilku lat, jakby sprawdzała ich ważność i aktualność.

 

Rzeczy, które trzeba przeżyć

Można tę powieść obierać jak cebulę. Czytelnik przeżywa z bohaterami ich dylematy: pozory versus szczerość, miłość kontra uczciwość, kariera a przyjaźń. Rooney umieszcza wspomnianą czwórkę w świecie (Stillerowskiego) „Orbitowania bez cukru”. Niewtajemniczonym polecam film o tym tytule, który w wersji oryginalnej brzmi „Reality bites”. Dzieło Bena Stillera opowiada o grupie przyjaciół wchodzących w dorosłość. I w filmie z lat 90., i we współczesnej książce Rooney dorośli okażą się równie niedojrzali jak aspirująca do ich świata młodzież. Mimo tego wszyscy muszą się odnaleźć – z różnym sukcesem – w koszmarnym świecie koszmarnego wymagającego kapitalizmu.

Ironia jest dobrą strategią radzenia sobie z rzeczywistością, ale tylko – na początek, bowiem co po niej pozostaje? Frances w pewnym momencie stwierdza w książce: „Niektóre rzeczy trzeba przeżyć, zanim się je zrozumie”. Święta prawda, na szczęście dla niej i dla nas nigdy na taką refleksję nie jest za późno. Świetna lektura, także dla nie-milenialsów.

 

Jesteście fanami Sally Ronney? Co sądzicie o serialowej ekranizacji? Więcej recenzji znajdziecie w dziale Czytam na Empik Pasje.