Podoba mi się dyscyplina Berlin, która opisuje swoje życie w kategoriach domów, w których mieszkała – a potem wprowadza jeszcze dodatkową listę domów z zaznaczonymi niedogodnościami każdego, np. „było tak zimno, że dzieci spały w nausznikach i rękawiczkach”. Opisy są z jednej strony impresyjne, autorka bardzo dużo miejsca poświęca zmianom światła i wspomnieniom zapachów (które w dzieciństwie wydawały jej się bardziej intensywne), zmieniających się pór roku, ogrodów, drzew i roślin – z drugiej strony zanurzone w społecznej rzeczywistości. Berlin pisze na przykład, że jej babcia nie miała nawyku sprzątania, bo przed Wielkim Kryzysem zawsze miała służące. Sama co najwyżej odkurzała finezyjne meble, stanowiące wspomnienie dawnego splendoru. Wspomina też rodzinę tak biedną, że zimą ich dom opalany był suchym chlebem, dostarczanym przez organizacje pomocowe (oczywiście chleb był w założeniu pożywieniem, nie paliwem).
 

Witaj w domu
 

Z „Witaj w domu” wyłania się też fascynujący opis życia bohemy przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych na pograniczu amerykańsko-meksykańskim i całkowicie niekonwencjonalnej rodziny, wychowującej dzieci poza tradycyjnymi wzorcami. Pamiętam, że któryś z synów Berlin pisał we wspomnieniu o niej, że takie życie wymagało olbrzymiej odwagi i niezależności i że podziwia matkę za wyłamanie się z konwenansów i roli amerykańskiej żony kuchennej, w której widziałby ją chętnie pierwszy mąż („kazał mi spać na brzuchu z twarzą wciśniętą w poduszkę, żeby skorygować mój zadarty nos”). Zresztą całe życie Berlin było skomplikowane: jako dziecko podróżowała z rodziną od osad górniczych na Alasce poprzez Montanę aż po wyższe strefy społeczne Chile, aby po rozwodzie rodziców zamieszkać w Teksasie. Jej matka i krewni byli poważnie uzależnieni od alkoholu, nałóg stał się także dziedzictwem pisarki. W tym zbiorze pojawia się poruszający opis uzależnienia partnera od heroiny. O własnych problemach autorka nie wspomina. W kontekście takiego życia sam tytuł „Witaj w domu” wybrzmiewa gorzko – jako niespełnione marzenie o bezpiecznej, oswojonej przestrzeni, stanowiącej bazę egzystencji, a jednak nieosiągalnej. Z drugiej strony „dom” to miejsce mieszczańskiej opresji, patriarchalne więzienie, w którym kobieta musi grać narzuconą jej rolę. W prozie i życiu Berlin napięcie to jest doskonale widoczne, a wraz z nim cena, jaką przychodzi płacić za życie poza wartościami klasy średniej.

Kulisy pracy i życia

Kolejną warstwę Berlin pokazują publikowane w zbiorze listy, która jest w nich trochę szczera, trochę kokieteryjna. Pokrywają się nieco z opowieścią o domach, nieco z opowiadaniami, ponownie: pokazują kulisy pracy i życia.

Last but not least - zdjęcia! Po pierwsze: sama autorka jest magnetyczna i przykuwa uwagę, po drugie: widać, jak zmienia się ze standardowej piękności z klasy średniej po kobietę z własnym stylem. Po trzecie – niesamowite jak współcześnie wyglądają jej partnerzy. Jestem pewna, że mogłabym zobaczyć niektóre z tych zdjęć jutro na facebooku i nie miałabym poczucia, że utrwaleni na nich ludzie dawno umarli.

Myślę, że warto czytać tę książkę w pakiecie z „Instrukcją dla pań sprzątających”. Sama w sobie może być zbyt tajemnicza, w komplecie będzie to fascynujące doświadczenie z autobiografizmu, odsłonięcie (nadal kontrolowane) źródeł warsztatu.
 

Instrukcja dla pań sprzątających Luca Berlin
 

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.