Fabularyzowana biografia, szczególnie pisana w pierwszej osobie to gatunek literacki, którego zazwyczaj się wystrzegam. Rzadko zdarzają się dzieła, w których postaci historyczne ustami autora potrafią ciekawie opowiedzieć swoje życie. I choć na okładce „Małej” znaleźć można informację, że poleca ją Olga Tokarczuk, a w innym miejscu pozytywnie o książce Edwarda Careya pisała Magdalena Grzebałkowska, to wciąż pozostawałem sceptycznie nastawiony wobec lektury. I tak książka przeleżała prawie rok na stosiku zatytułowanym „chciałbym, ale się boję”. I oto któregoś wieczoru zapragnąłem poznać Madame Tussaud. Kto spodziewa się poznać zamożną damę, która bywa fetowana na salonach, a jej nazwisko jest gwarantem niezwykłej rozrywki, ten będzie zaskoczony. Bo zanim Marie Tussaud stała się słynną autorką woskowych rzeźb, była Małą. A na Małą można nie zwracać uwagi i zamknąć ją w kuchni.

Mała madame Tussaud

Mała niczego się nie boi

Marie Grosholtz po ojcu miała tylko jedną pamiątkę - własny wygląd. Nie poznała Josepha, ten bowiem zginął podczas wojny siedmioletniej (taka duża wojna w połowie XVIII wieku w którą było zaangażowane pół Europy) dwa miesiące przed urodzinami Marii. Anne-Marie Walder, matka Marie, żeby zapewnić jakąkolwiek przyszłość córce, decyduje się na zostanie pomocą domową u szwajcarskiego lekarza Philippe'a Curtiusa, który trudni się tworzeniem woskowych odlewów anatomicznych używanych w celach edukacyjnych. Curtius z zapałem, a autor książki z zamiłowaniem, opisują odlewane w wosku części ciała. Marie jest zafascynowana, czego nie można powiedzieć o jej matce. Anne-Marie zdecyduje się popełnić samobójstwo zamiast pomagać Curtiusowi w pracy, na co ten bardzo liczy. Dramatyczne wybory mają dramatyczne konsekwencje. Co teraz będzie z Marie? Na szczęście dziewczynka może liczyć na Curtiusa, który dostrzega w niej bezpłatną pomoc domową, ale i to, że Mała, jak będzie ją nazywał, niczego się nie boi. Przyszła Madame Tussaud zostaje pod opieką lekko zdziwaczałego anatoma-rzeźbiarza.

Carey w pierwszoosobowej narracji świetnie łączy wspomnienia Marie o jej dzieciństwie, szczegółowe opisy praktyki Curtiusa z całkiem wzruszającą opowieścią o przykrym losie małej, ale bardzo odważnej dziewczynki. Cała ta historia, choć nie do końca wiadomo na ile fikcyjna, a na ile oparta na faktach jest po prostu niezwykle wciągająca. Curtius, który nagle zamiast produkować kolejną woskową śledzionę, postanawia zarabiać na odlewach twarzy, musi uciekać z Berna do Paryża, gdzie w poprawną acz nienachalną emocjonalnie relację między Marie a Curtiusem wejdzie przebojem wdowa po krawcu, u której szwajcarski lekarz wynajmnuje mieszkanie. Wiedźmowata wdowa ma jednak swoje słabe strony, niezwykle oddanego jej syna i smykałkę do biznesu.

Sukces madame Tussaud

Tymczasem Marie szkicuje narządy, jakieś wątroby, kości strzałkowe, ale też fascynuje ją odlewanie twarzy. Zrobiłaby wszystko, żeby pomagać Curtiusowi w gabinecie, zamiast siedzieć w kuchni i pichcić dla wdowy i lekarza. Zanim jednak wybije się na niepodległość, będzie obserwować sukces swoich opiekunów. Nic bowiem tak nie przyciąga ludzi do zakładu Curtiusa jak podobizny słynnych ludzi umieszczone w oknie. Co z tego, że fałszywe. Woskowe podobizny z odmalowanymi oczami, strojnie przybrane. Coś nam to przypomina? Oczywiście, że przyszły - londyński - sukces Madame Tussaud. Jest druga połowa XVIII wieku ale ludzie nieszczególnie różnią się od nas współczesnych - twarz celebryty czy to na fotografii, reklamie czy w postaci woskowego popiersia zawsze przyciąga uwagę. Co prawda kiedyś był to Voltaire, ale i dzisiaj Twardoch czy Tokarczuk mają status gwiazdorski. I to jest chyba jedyna irytująca rzecz w tej książce, że od samego początku autor próbuje nam powiedzieć, że całe życie predestynowało Marie do zostania tym, kim została - słynną rzeźbiarką. Trochę jak z Jezusem, który już za młodu ożywiał gliniane gołąbki. W tym sensie można Careyowi zarzucić naiwność, ale co jeśli tak naprawdę było? Tussaud przecież wszystkiego nauczyła się od Curtiusa i to po jego śmierci z kolekcją także jego rzeźb ruszyła do Londynu, gdzie zaczęła się jej światowa kariera.

To opowieść o niezwykłej kobiecie, która walczyła o siebie grając na przemian bezczelnością i uległością, walczyła o prawo do nie siedzenia w kuchni, a w pracowni swojego opiekuna i mistrza. „Mała” to wciągająca powieść obyczajowa z dziesiątkami zwrotów akcji, do tego dziejąca się w kilku krajach i językach. Jak z biednej chaty trafić na królewski dwór? Historia sukcesu, amerykańskiego snu przed amerykańskim snem. A do tego w „Małej” znajdziecie dziesiątki ilustracji (anatomicznych, a jakże!), które świetnie wprowadzają w klimat tej wciągającej opowieści. Dobra, sążnista książka na wakacje.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.