W ubiegłą sobotę poszłam z córką do Muzeum Etnograficznego w Warszawie na imprezę „Niech żyje komiks/ilustracja”. Kurtki do szatni, szybki przemarsz przez stragany wystawców w stronę sali spotkań. Greta ma obiecane, że dostanie w prezencie książkę, którą sobie zażyczy. Wybór trwa piętnaście sekund, tyle co dotarcie do stoiska poznańsko-londyńskiego wydawnictwa Centrala. „Mamo, jest nowa Hilda!!!!”.
Wyjmuję z plecaka portfel.
Wieczorem wijemy gniazdo z kołder i koców, czytam na głos – wprawdzie Greta skończyła siedem lat i umie już czytać sama, ale traktuje na razie tę umiejętność w sposób czysto praktyczny. Przyjemność lektury jest wtedy, kiedy czytają rodzice. Kiedy docieramy do końca, pojawia się zasadnicze pytanie: „Mamo, to kiedy kupimy następną?”.

 

„Hilda i ukryjcy”

 

Na cykl o Hildzie składa się w tej chwili sześć komiksów, serial wyprodukowany w 2018 roku przez Netflix i oparta na nim książka „Hilda i ukryjcy”. Z niszowego komiksu o niebieskowłosej dziewczynce, mieszkającej w miasteczku Trollberg z mamą i lisko-pieskiem o imieniu Rożek, wyrosło całkiem porządne imperium. Co ciekawe autor „Hildy”, brytyjski rysownik Luke Pearson mówi, że nie miał wcale w głowie pomysłu na cykl komiksowy. Postać dziewczynki pojawiała się raz na jakiś czas w jego szkicach, interesował się też skandynawskim folklorem i legendami, ale dopiero wydawnictwo Nobrow zachęciło go do działania, szukając autorów chętnych do stworzenia serii komiksowej. Pierwszy tom, „Hilda i troll”, to stosunkowo prosta jeszcze, ujmująca historia o dziewczynce, która wraz z matką-rysowniczką z przytulnej chatki podziwia piękno dzikiego krajobrazu, spaceruje z notesem między skałami i po wysmaganych wiatrem równinach. W kolejnych tomach świat Hildy komplikuje się wraz z przeprowadzką do niewielkiego miasta Trollberg. Przyzwyczajona do samotności i niezależności dziewczynka musi dopasować się do reguł, rządzących życiem społecznym szkoły i sąsiedztwa (przy czym uwaga, serial eksploruje te wątki o wiele mocniej niż komiksy). Ale to nie jest historia o odrzuceniu, uniformizacji czy długiej drodze prowadzącej do zaakceptowania siebie. Życie Hildy jest pełne przeżyć i wyzwań – autor zaznacza w wywiadach, że bardzo zależało mu na stworzeniu bohaterki, która sama dostarcza sobie wrażeń, prowokuje aktywność, przyciąga wręcz przygody, a nie „tylko” radzi sobie w tarapatach, które jej się przytrafiają. Żywiołowość Hildy ma znaczący wpływ na życie innych – w przypadku najnowszego tomu jej skłonność do pakowania się w tarapaty odmienia losy całego miasta, pomagając w rozwiązaniu toczącego się od wieków konfliktu pomiędzy ludźmi a trollami, zamieszkującymi otaczające osadę góry.

„Hilda i władca gór” to – zgodnie z logiką rozwoju serii, dorastania nie tylko czytelników, ale także autora – najmroczniejszy dotąd z tomów. O ile pierwsze z przygód niebieskowłosej miłośniczki tajemnic i przyrody można czytać w dowolnej kolejności, ten epizod związany jest ściśle z poprzednim „Kamiennym lasem”. Na pierwszej stronie nie widzimy sympatycznej, okrągłej buzi Hildy, tylko jej spotworniałą wersję. Dziewczynka jest teraz trollem, wychowywanym przez trollową matkę w górskiej grocie. U niej w domu mieszka natomiast mała Baba, dziewczynka z kamienia. Matka Hildy jest zrozpaczona – nie wie, jak odzyskać swoją ukochaną córeczkę i dlaczego właściwie zamiana nastąpiła. Wie to natomiast opiekująca się Hildą trollica – ze względu na ciągłe ataki mieszkańców Trollbergu na wycofujących się coraz głębiej mieszkańców gór, jej Baba będzie bezpieczniejsza w mieście, w domu ludzkiej kobiety. Natomiast Hilda… No cóż, czy rzeczywiście jest tak straszenie nieszczęśliwa, biegając po szczytach, krzycząc, dysponując olbrzymią siłą i swobodą? Czy nie tego brakowało jej od czasu przeprowadzki do miasta?

 

„Hilda i władca gór”

 

„Hilda i Władca gór” to opowieść głęboko feministyczna, ekologiczna i nawołująca do tolerancji, dzielenia się światem i otwierania granic. Tutaj nie potrzeba skomplikowanych metafor: Trollberg otoczone jest murem, a trolli odstrasza bicie w dzwony i snopy jasnego światła (swoją drogę ciekawe: czy powiązanie trolli i dzwonów ma związek z wypieraniem pogańskich bóstw i wierzeń przez religię? Podobny motyw pojawia się u Marii Konopnickiej, której krasnoludki muszą zejść pod ziemię w chwili, kiedy słyszą kowala, naprawiającego dzwon). Dopóki mur stoi, dopóty obie strony walczą – fanatycy obecni w szeregach ludzi i w szeregach trolli mocno nakręcają konflikt, uniemożliwiając powrót do neutralnych stanowisk. Kiedy mur pada, a walkę zastępuje opowieść i rozmowa, okazuje się, że nie jest potrzebny, ponieważ w jego miejscu powstaje przestrzeń na pogodzenie potrzeb obu społeczności. Trolle mogą swobodnie pielgrzymować do swojej matki, leżącej głęboko pod fundamentami miasta, ludzie mogą spać bez lęku, bo wreszcie rozumieją, co znajduje się u podstaw ich osady i są w stanie oswoić to dziedzicwo. Trollberg to ich miasto, ale zbudowane na ziemi trolli. Są u siebie, ale muszą szanować tych, którzy byli tutaj wcześniej i uznać ich prawa. Jeżeli poszerzymy tę metaforę poza kamienne stwory z długimi nosami, możemy wyciągnąć z „Hildy” czytelne, ekologiczne przesłanie. Nasze miasta stoją na Ziemi. Jeżeli nie zrozumiemy, że to my potrzebujemy Natury, a nie Natura nas, nie pomogą nam ani mury, ani dzwony, ani jasne światła latarek.

Last but not least, seria o Hildzie utrzymuje najwyższe standardy estetyczne – zarówno pod względem rysunkowym, jak i wydawczym. To nie jest przesłodzona, dziewczynkowa estetyka, tylko starannie dobrane kolory, zgaszona paleta barw, autorska kreska. Ponieważ mamy za pasem Mikołajki i Gwiazdkę, nie mogę nie zauważyć, że to idealny prezent pod choinkę dla dzieci, które dopiero zaczynają przygodę z czytaniem (komiks, dymki, drukowane litery, ilustracje pomagające zrozumieć treść), jak i dla nieco starszych miłośniczek i miłośników niebanalnych opowieści.