Z miłości do zwierząt

- Zrobiłem ten film z miłości do zwierząt i przyrody. Mój film nie jest politycznym stanowiskiem, ani też manifestem ruchu ekologicznego. Nie należę do żadnej organizacji. To mój własny, prywatny protest przeciwko temu, że ludzie traktują zwierzęta w tak niezrozumiale zły sposób - mówił Jerzy Skolimowski o „IO” w niemieckim „Tageszeitung”. Ale przyglądanie się temu poprzez film podziałało i na niego. Twierdzi, że razem z Ewą Piaskowską (producentką, współscenarzystką, partnerką) znacząco ograniczyli jedzenie mięsa, a nawet zmierzają w stronę weganizmu. I chociaż teoretycznie wiedzieli, jak nieludzkie warunki panują na fermach zwierząt futerkowych, to kiedy na jednej z nich kręcili fragmenty potrzebne do „IO”, nie mogli się potem pozbierać przez kilka tygodni. Tyle okrucieństwa w imię skóry czy kawałka futerka! Komu to potrzebne?

 

Lepiej, żeby było trudno

Jerzy Skolimowski przyznaje, że od dawna chciał zrobić film, w którym główną rolę zagrałoby zwierzę. Myśleli z Ewą, że będzie to pies, bo z nimi mają spore doświadczenie - zawsze były obecne w ich życiu. Ale pies w roli głównej jest mało oryginalny. Poza tym praca z nim jest łatwa - uczą się, można je tresować, są na to podatne. A kto powiedział, że w życiu powinno być łatwo! Taki osioł to zupełnie inna historia. Ewidentnie nie został stworzony po to, żeby spełniać ludzkie zachcianki. Dlatego podążanie za nim, a właściwie za sześcioma, bo ostatecznie tyle ich zagrało w „IO”, okazało się dla całej ekipy lekcją pokory i cierpliwości.

Jerzy Skolimowski i Ewa Piaskowska Oscary 2023

Jerzy Skolimowski i Ewa Piaskowska podczas przedoscarowej sesji w Beverly Hills.
Foto: AP Photo/Chris Pizzello/East News

 

Dlaczego akurat osioł? Pomysł wpadł mu do głowy na Sycylii, gdzie od lat spędzają razem z Ewą zimę. Trafili tam na żywą szopkę - okoliczni mieszkańcy się przebierają i ilustrują scenki sprzed wieków. Osiołek stał sobie spokojnie w „stajence betlejemskiej”, nieco z boku, melancholijnym wzrokiem patrząc na wszystko, co się wokół niego działo. Obydwoje stwierdzili, że to zwierzę przykuwa wzrok - jest coś niesamowicie intensywnego w jego obecności. A te oczy! Toż to sama głębia i mądrość! Wtedy postanowili, że właśnie o osiołku zrobią film. - Nie zdajecie sobie państwo sprawy z tego, jak sympatycznymi stworzeniami są osły. Gdybym miał ku temu warunki, adoptowałbym go jako zwierzę domowe - mówił Jerzy. Podobnego zdania była zresztą Sandra Drzymalska, która gra w „IO” cyrkową opiekunkę osiołka. 

Sandra Drzymalska w "IO" Jerzego Skolimowskiego

Sandra Drzymalska i jeden z osiołków w filmie „IO”.
Foto: materiały prasowe Gutek Film

 

Scenariusz pisali z Ewą w pandemii, film kręcili 2,5 roku, bo co chwilę zdjęcia przerywał im lockdown albo covid. Zachorowało dwóch z trzech operatorów, których mieli na planie. Ale się udało, zdążyli nawet na festiwal filmowy w Cannes, choć aby zdążyć z festiwalowym pokazem, ostatnie tygodnie pracowali nad postprodukcją niemalże non stop. Jerzy przypłacił to koszmarnym zmęczeniem, a w rezultacie - upadkiem na ulicy i rozbitą głową, przez co nie mógł jechać na festiwal na pierwsze pokazy. Na szczęście Nagrodę Jury udało mu się odebrać osobiście. „IO” zdobył również nagrodę Europejskiej Akademii Filmowej dla najlepszego filmu. A ponieważ jego przesłanie jest uniwersalne, czytelne i przekładalne na wszystkie języki świata, ma spore szanse na bezcenną złotą statuetkę

 

Pan już tutaj niczego nie nakręci…

A zresztą - sama nominacja do Oscara jest wyróżnieniem i ukoronowaniem długiej i niełatwej kariery. Ostatnie filmy Jerzego Skolimowskiego, które powstały już po powrocie reżysera do Polski – „11 minut”, „Essential Killing”, czy „Cztery noce z Anną” jakby na nowo przywróciły go do „reżyserskiego” życia. Zdobyły uznanie krytyków, nagrody na festiwalach. Wielokrotnie przyznawał, że z tego, co powstało wcześniej, w czasie przymusowej emigracji, nie jest specjalnie dumny. A na pewno - nie ze wszystkiego.

 

Jerzy Skolimowski mówi, że życie zdemolował mu film „Ręce do góry” z 1967, który cenzura zamknęła w swoich magazynach na wiele lat. Okazało się, że po scenie Stalina z czterema oczami na gigantycznym billboardzie, nie mógł zostać w Polsce, bo i tak niczego nie pozwolono by mu już nakręcić. A nawet jeśli - to jakie byłoby to kino? Obyczajowe? Romantyczne? Jerzy nie wyobrażał sobie, że w tak trudnych w Polsce czasach mógłby zajmować się w filmach sprawami nieistotnymi. Został więc „wypchnięty” z kraju. Rzucony w zagraniczny wir bez znajomości języka i kontaktów.

11 minut reżyseria Jerzy Skolimowski

 

Przez wiele lat walczył, żeby zarobić na utrzymanie. Najpierw w Europie, potem w Stanach Zjednoczonych. Przyznawał, że bywało nieźle (np. wtedy, kiedy nakręcił uznane za arcydzieło „Na samym dnie”), ale czasami też - bardzo źle (jak po „30 Door Key”, adaptacji „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza, kiedy jako reżyser zamilkł na kilkanaście lat). Zdarzało się, że musiał ze względów ekonomicznych przyjmować projekty, które nie były mu pisane. - Niestety mam na sumieniu kilka bardzo kiepskich filmów - przyznaje. Kiedy kręcił „Przygody Gerarda” z Claudią Cardinale, pierwszą dużą hollywoodzką produkcję w Europie, miał wrażenie, że za chwilę się go pozbędą. Nie miał pojęcia o tym, jak wygląda praca na tak dużym planie, kiedy ma się pod sobą ponad stuosobową ekipę. Jego wcześniejsze filmy, nawet jeśli udane, w porównaniu do tego kręcone były pół amatorsko. Tym razem od pierwszego klapsu czuł, że jest źle, nie umiał się odnaleźć. Ostatecznie wstawiła się za nim grająca główną rolę Claudia Cardinale, która oświadczyła, że jeśli on opuści film, to ona też.

essentiall killing jerzy skolimowski

Dziecko szczęścia

A pomyśleć, że wcześniej traktowano go jak dziecko szczęścia, któremu wszystko się udawało. Bo jak inaczej nazwać to, że jako najmłodszy członek Związku Literatów Polskich po wydaniu, jak sam o nich mówi, „dwóch kiepskich tomików wierszy”, znalazł się w Domu Pracy Twórczej w Oborach. Tam zetknął się z Andrzejem Wajdą, który akurat pisał scenariusz filmu „o młodych ludziach”. Ponieważ Skolimowski był w tamtym miejscu jedynym młodym człowiekiem, Wajda poprosił go, żeby przeczytał to, co napisał i dał znać, co o tym myśli.

Co zrobił Jerzy? Bezlitośnie skrytykował zarys scenariusza, na co Andrzej stwierdził, że skoro uważa, że to, co napisał, jest kiepskie, to może spróbuje stworzyć własną wersję? I Jerzy spróbował. Jeszcze tej samej nocy wyprodukował około dwudziestu kilku stron, z których potem powstał film „Niewinni Czarodzieje”.

Niewinni czarodzieje na dvd 

 

- Początki były tak łatwe, że pomyślałem, że ten cały film to nie może być taka trudna sprawa - mówił potem Jerzy w „Kultowych rozmowach”. W filmie Wajdy zagrał też małą rólkę – boksera, którym w tamtym czasie rzeczywiście był (stoczył 16 walk, 9 wygrał, 6 przegrał, 1 zremisował. Nikt go nigdy nie znokautował, nigdy nie leżał na deskach. Zaczął się bić, żeby móc obronić się przed silniejszymi od siebie chłopakami w szkole. I żeby „jakoś zrównoważyć wrażliwość i pisanie wierszy”, jak mówił w Playboyu).   

Napisał scenariusz „Noża w wodzie” Polańskiego (z Polańskim poznali się dzięki Komedzie). A potem Wajda mu powiedział, że właśnie zaczynają się egzaminy na reżyserię w Łodzi. Jerzy pojechał tam bez przygotowania i dostał się… na pierwszym miejscu. „Każdemu to, na czym mu mniej zależy” - mówił. Reżyseria nie była ani jego marzeniem, ani pasją - wcześniej skończył etnografię i polonistykę na UW. A skoro tak, to dlaczego miało się nie udać?

Po studiach szybko nakręcił cztery dobrze przyjęte filmy („Rysopis”, „Walkower”, „Bariera”, „Ręce do góry”), a potem wyjechał na wiele lat.

 

Nakręcę, ale też zagram!

Żeby się za granicą utrzymać, zaczął również w filmach grać. Rólki małe, rólki większe - jak się dobrze trafiło, z jednej można było wówczas przeżyć rok. Ale takie rzeczy, to tylko w Hollywood!

białe noce film z jerzym skolimowskim

Zdjęcie z filmu „Białe noce” Taylora Hackforda, od lewej: Jerzy Skolimowski, Michaił Barysznikow, Isabella Rosellini.
Foto: COLLECTION CHRISTOPHEL/East News

 

Grywał u największych - w „Marsjanie atakują” Tima Burtona, w „Fałszerstwie” Volkera Schlondorfa, w „Los Angeles bez mapy” Miki Kaurismakiego, we „Wschodnich obietnicach” Davida Cronenberga. Pojawia się nawet w „Białych nocach” Taylora Hackforda, gdzie gra obok Michaiła Barysznikowa, w Avengersach, a ostatnio - w przejmującym teledysku do piosenki „Mori” Dawida Podsiadło.

Zaprzyjaźnił się z Jackiem Nicholsonem, który pomagał mu w szukaniu pracy. Milosa Formana i Vaclava Havla znał z ekskluzywnej szkoły, do której chodził przez chwilę, kiedy jego mama była na placówce w Pradze.

 

A na dodatek - namaluję!

Również na emigracji w Stanach Zjednoczonych Jerzy Skolimowski zaczął malować swoje wielkoformatowe, surrealistyczne obrazy. Twierdzi, że dawały mu wolność i wytchnienie. Malował, kiedy nie pracował, nigdy w tym samym czasie. Zainspirowała go podróż do Japonii, Tokio i tamtejsze wszechobecne znaki. Mówi, że kiedy staje przed wielkim płótnem, zaczyna rozmowy z samym sobą. Nie musi niczego planować, czuje, że może zrobić, co tylko chce. Po pracy na planie filmowym, gdzie wszystko musi być zaplanowane i dopięte na ostatni guzik, taka wolność okazała się dla niego kojąca. Doczekał się kilku wystaw. Również w Los Angeles, gdzie jego obrazy zaczęły świetnie się sprzedawać. Czy reklamę zrobili mu Jack Nicholson i Denis Hopper, którzy kupili kilka sztuk? Jerzy maluje zresztą do dziś - w pracowni w poniemieckiej leśniczówce, którą kupili razem z Ewą na Mazurach kilka lat temu. Najnowsza wystawa jego prac trwa właśnie w Berlinie.

Jerzy skolimowski czy dostanie oscara portret

 Jerzy Skolimowski podczas przedoscarowej sesji w Beverly Hills.
Foto: AP Photo/Chris Pizzello/East News.

 

Zapytany o to, czy jest coś, czego w życiu żałuje, odpowiada, że tylko tego, że kiedyś zaniedbał rodzinę. Praca, pościg za sukcesem i pieniędzmi uniemożliwiły mu zajęcie się w należyty sposób synami. Miał dwóch, z żoną Joanną Szczerbic, aktorką. Jeden z nich zmarł na sepsę ponad 10 lat temu w Indiach. Próbą pogodzenia się z tą stratą był film „11 minut”.

 

Czy się udało? Film tak, ale Jerzy mówił jakiś czas temu w „Kultowych rozmowach”, że szczęście go ostatnimi czasy omija. A film? To tylko film, jak mówił Hitchcock. Nawet jeśli zasługuje na Oscara… Sukces może spowodować uśmiech na twarzy, ale szczęście?

Więcej artykułów o filmach znajdziecie w pasji Oglądam.

Zdjęcie okładkowe: Jerzy Skolimowski podczas przedoscarowej sesji w Beverly Hills. Foto: AP Photo/Chris Pizzello/East News.