Autorka: Katarzyna Kazimierowska

 

Jeśli narzekaliście ostatnio, że dawno nie czytaliście książki, dzięki której zapomnielibyście o całym świecie, to jest odpowiedź na wasze problemy. Nie tylko odpowiedź – remedium! Uważam, że „Dziewczyna, kobieta, inna”, ósma książka w dorobku brytyjskiej pisarki Bernardine Evaristo, za którą w 2019 r. zasłużenie otrzymała literacką Nagrodę Bookera, to lekarstwo, które można pobierać w dowolnych dawkach – najlepiej na raz, ale warto też dozować je sobie stopniowo, uważnie odmierzając rozdziały.

Dziewczyna, kobieta, inna, Evaristo

W poszukiwaniu siebie

Oto przed nami dwanaście mocnych i wciągających historii o, jak wskazuje tytuł, dziewczynach, kobietach i innych. Powieść otwiera Amma, która po latach tworzenia w teatralnej awangardzie, zostaje zaproszona do wystawienia sztuki w mainstreamowym teatrze. A sztuka, która dwadzieścia lat wcześniej uchodziłaby za wywrotową, dziś wkracza do głównego nurtu teatralnych opowieści. Czy to czasy i odbiorcy się zmieniają, a język mniejszości (Amma jest czarną lesbijką, feministką i takie są jej sztuki) nagle stał się pożądany przez większość, czy może to ona sama złożyła swoją twórczość na ołtarzu popularności?

Jej córka Yazz otacza się przyjaciółkami ze skrajnie różnych kręgów kulturowych, a sama zastanawia się nad swoją tożsamością płciową, choć są to raczej jedynie dywagacje intelektualne – wychowanie przez ludzi kultury o czasem nietypowych i kontrowersyjnych poglądach i postawach (jej ojciec jest znanym filozofem i wykładowcą, oraz gejem) zrobiło swoje. Yazz podziwia Morgan, dawniej Megan, gwiazdę mediów społecznościowych. Ta, już jako nastolatka, źle się czuła w swojej skórze, ze z góry narzuconą tożsamością i przypisanymi do niej „kobiecymi” atrybutami. W końcu postanawia, że nie chce utożsamiać się z żadną z płci, wybiera bycie osobą niebinarną i już jako ono próbuje edukować świat.

Dominique, najbliższa przyjaciółka Ammy, zakochuje się w amerykańskiej piękności o długich dredach i silnej, wręcz magnetycznej osobowości. Na amerykańskiej prowincji, gdzie zamieszkają, jej feministyczna guru okaże się przemocową zołzą, która trzyma Dominique z dala od przyjaciół, innych ludzi w ogóle, kontrolując niemal każdą minutę jej życia. Pozorne szczęście w ramionach ideału stanie się miłosną pułapką.

Herstorie niepowstrzymane przez interpunkcję

Evaristo obrazuje smutne społeczne statystyki. Poznajemy opowieść o zawodowym niespełnieniu, o doświadczeniu rasizmu, o utracie dziecka, o odzyskaniu dziecka. Jest tu zbiorowy gwałt na dziewczynce, która potem udowodni, że stać ją na wiele – wyrwie się z biedy i wejdzie do finansowej elity, by nikt nieproszony nigdy już jej nie tknął. Pisarka przedstawia historie pierwszego pokolenia czarnych imigrantek, które przyjechały do Wielkiej Brytanii za mężem oraz lepszym życiem, a dziś po odchowaniu dzieci i uwolnieniu od obrączki eksperymentują z miłością i słuchają wreszcie swojego głosu. Ten „mój” głos, „moja” potrzeba, powoli dojrzewa i kształtuje się w każdym z bohaterów, często w bólu i niezrozumieniu, często bez wsparcia ze strony innych. Ale to także opowieści o sile autentyczności. O zawierzeniu sobie.

W dodatku Evaristo pisze tak, jakby mówiła, bez kropek, wielkich liter, interpunkcji… Tym zabiegiem wprowadza nas w nieprzerwany strumień swojej opowieści. Czytelnik ma wrażenie, jakby płynął przez historie/herstorie opowiadane jednym tchem. Losy 12 bohaterek przenikają się ze sobą, jedne przechodzą w kolejne – niepowstrzymywane przez interpunkcję. Jak życie.

Kobiecy chór świata

Evaristo tworząc od lat książki o doświadczeniu czarnych kobiet, zdaje sobie sprawę jak ważna jest wielość i różnorodność głosów w literaturze. I o tym też jest jej powieść, o chórze wielu głosów, które się uzupełniają. Zwłaszcza te inne – głosy, doświadczenia, uczucia, refleksje, spojrzenia na świat – są tu kluczowe. Każdy z bohaterów Evaristo przyjmuje w pewnym momencie perspektywę innego – choćby Carole, której wydaje się, że nikomu nie zawdzięcza swojego zawodowego sukcesu. Dopiero przypadkowo spotkana po latach nauczycielka, która ucieszy się na jej widok, uświadamia jej, że może to nie do końca prawda. To również opowieść o siostrzeństwie, o sile kobiecego wsparcia, które wybrzmiewa w książce równie mocno, co prowadzone przez bohaterki intelektualne dyskusje o powinności sztuki i literatury, o odpowiedzialności elit, także tych feministycznych, za innych, za społeczeństwo.

Książkę Evaristo można czytać jak powieść, albo jak zbiór opowiadań, które fabularnie się ze sobą zazębiają. Historie bohaterek i bohaterów znajdują swoją puentę w kolejnym rozdziale, a czasem wiele rozdziałów później. Lubię myśleć o tym zabiegu jako o wielogłosie kobiecych, a może po prostu ludzkich doświadczeń, które przeplatają się jak warkocz, zachodząc i wpływając na siebie nawzajem. Kiedy analizuję „Dziewczynę, kobietę, inną”, przypomina mi się przeczytane w książce Sigrid Nunez „Pełnia miłości” zdanie, jakie miał wypowiedzieć amerykański choreograf gruzińskiego pochodzenia, George Balanchine: „Jeśli ustawisz na scenie grupę mężczyzn, dostaniesz grupę mężczyzn, ale jeśli ustawisz na scenie grupę kobiet, dostaniesz cały świat”. Wydaje mi się to najtrafniejszym podsumowaniem książki Evaristo. Jak pisze ona sama, „tu nie chodzi o to żeby coś czuć, żeby mówić, tylko być razem”. Ta książka to lekcja empatii dla doświadczenia drugiego, ale też radość opowiadania, poznawania i przeżywania. I siła wielości głosów.

Więcej artykułów o książkach znajdziecie w pasji Czytam.