Z „Zimnej wojny” do Hollywood

Pod koniec czerwca specjalizujący się w newsach ze świata filmu i seriali portal „Deadline” poinformował, iż jesienią rozpoczną się zdjęcia do nowej produkcji w reżyserii Anada Tuckera („Oświadczyny po irlandzku”, „Kiedy po raz ostatni widziałeś ojca?”), a której przedmiotem będzie biografia Nikoli Tesli. „Nikola”, bo taki roboczy tytuł otrzymał projekt, opowiadać będzie o schyłkowym okresie pracy serbsko-amerykańskiego inżyniera, elektrotechnika i wynalazcy. Tucker chce skupić się na niemalże obsesyjnym podążaniem Tesli tropem jego własnych naukowych ambicji, które niejednokrotnie zagrażały jego finansowej stabilności, a także narażały na śmieszność wśród niezbyt wyedukowanej, nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. I wcieli się w niego nie kto inny, jak Tomasz Kot, który pierwsze kroki na drodze do światowej rozpoznawalności postawił właśnie dzięki „Zimnej wojnie”. „Nikola Tesla był jednym z najbardziej wpływowych i najważniejszych umysłów początków XX wieku. W wielu aspektach wykreował nasz współczesny świat, z elektrycznymi samochodami, natychmiastowym połączeniem za sprawą Internetu i globalną komunikacją” - tłumaczył Tucker w rozmowie z „Deadline”. „Ponadto był niezwykle skomplikowaną osobowością. Tomasz z kolei jest wyśmienitym aktorem i kiedy zobaczyłem jego niesamowity występ w „Zimnej wojnie” nie miałem żadnych wątpliwości, kto moim zdaniem powinien zagrać Teslę”.

 

Potyczki z Edisonem

Cytowana wypowiedź reżysera nowopowstającej produkcji świetnie oddaje powody, dla których Hollywood tak często sięga po życiorys Tesli, szczególnie ostatnio. W 2017 roku wszedł do kin „The Current War” z Nicolasem Houltem, zaś w przyszłym roku premierę mieć ma „Tesla” z Ethanem Hawke, chociaż o tej produkcji nie wiadomo jeszcze zbyt wiele. A historia genialnego wynalazcy, fizyka i konstruktora jest niemalże gotowym filmowym scenariuszem. Urodził w 1856 roku we wsi Smiljan (obecnie na terenie Chorwacji, wówczas części Austro-Węgier), w serbskiej rodzinie prawosławnego prezbitera Milutina Tesli i Georginy Mandić, którzy widzieli swojego syna w stanie kapłańskim. Młody Nikola dostał się jednak na studia inżynierskie na uniwersytecie w Grazu, zdobył stypendium i uznanie swojego profesora od elektrotechniki, który pomógł mu zdobyć pracę w urzędzie telegraficznym w Budapeszcie. Dzisiaj podejrzewa się, że to właśnie wtedy Tesla wpadł na pomysł skonstruowania obrotowego silnika na prąd przemienny, który mógłby być też prądnicą. Później przeprowadził się do Paryża, a w 1886 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych, aby… poznać osobiście Tomasza Edisona, na którego wynalazkach pracował przez ostatnie lata. Odwaga i dokonania konstruktora zrobiły na Edisonie spore wrażenie, zaproponował mu więc posadę w jednym ze swoich laboratoriów. Tak zaczęła się słynna rywalizacja i konflikt między zwolennikiem prądu stałego i odkrywcą prądu zmiennego, który doprowadził do istnego „wyścigu elektrycznych zbrojeń” i powstania szeregu innych wynalazków. „Iskrzenie" między dwoma naukowcami pokazano w filmie „Prestiż" (reż. Christopher Nolan, 2007 rok) gdzie choć był to wątek poboczny, bo obraz skupiał się na historii magików, to w postać Tesli wcielił się sam... Dawid Bowie.

Nikola Tesla w wykonaniu Dawida Bowie'go w filmie "Prestiż" (Warner Bros)

 

W trakcie swojej naukowej drogi Tesla praktycznie zbankrutował i żeby jakoś przeżyć, musiał kopać rowy; znosił publiczne obelgi ze strony dawnego pracodawcy, który przedstawiał promowany przez niego prąd zmienny jako niebezpieczny i zabawiał bogatych nowojorczyków, prezentując im naukowe eksperymenty i wyrastając na prawdziwego, salonowego lwa. Determinacja opłaciła się: z czasem prąd zmienny, głównie przez dużo większą wydajność, całkowicie wyparł prąd stały, a Tesla mógł triumfować, zarówno naukowo, jak i finansowo.
 

Wyścig o radio

Od pewnego momentu wynalazca tak naprawdę więc ścigał się tylko sam ze sobą, udoskonalając swoje teorie, budując nowe w oparciu o odkrycia kolegów po fachu i projektował coraz to wymyślniejsze, bardziej futurystyczne urządzenia, z których niewielka część cieszyła się stosownym uznaniem - zarówno kunsztu technologicznego, jak i pierwiastka wizjonerskiego - a jeszcze mniejsza część doczekała się stworzenia chociażby prototypu. Co gorsza, w czasach niezwykłego rozwoju i pędu do nowoczesności, wielu jej pionierów bez skrępowania wykorzystywało pracę innych bez oddania im należytych praw. Tak było z radiem i patentową wojną Tesli z Guglielmo Marconim. Po opublikowaniu przez Jamesa Maxwella teorii dotyczących elektromagnetyzmu, Tesla zaczął pracować nad konstrukcją cewki wysokonapięciowej, która zainspirowała go do stworzenia urządzenia mogącego odbierać emitowane przez nią silne fale elektromagnetyczne. Swoje urządzenie opatentował kilka dni po tym, jak do urzędu zgłosił się Marconi - który, jak twierdził, bezprawnie wykorzystał konstrukcję jego cewki. Spór musiał rozstrzygnąć sąd, który ostatecznie przyznał rację Tesli dopiero w 1943 roku, kilka miesięcy po jego śmierci. Niestety, to Marconi otrzymał Nagrodę Nobla za tę słusznie docenioną innowację - czego nie można było już cofnąć, głównie ze względu na fakt, iż nie przyznaje się go pośmiertnie.

 

Serbsko-amerykański Leonardo da Vinci

Nie sposób wymienić wszystkich wynalazków Tesli - był autorem ponad 300 patentów, chroniących 125 konstrukcji w 26 krajach. Głównie były to rozmaite urządzenia elektryczne, wśród których znalazły się przede wszystkim silnik elektryczny i prądnica prądu przemiennego, autotransformator, dynamo rowerowe, radio (za którego wynalezienie zasługi przypisuje się wciąż przede wszystkim wspomnianemu Marconiemu), elektrownia wodna na wodospadzie Niagara, bateria słoneczna i turbina talerzowa. To oczywiście jasno tłumaczy, dlaczego produkowane przez firmę Elona Muska samochody o napędzie elektrycznym otrzymały swoją nazwę właśnie na cześć serbsko-amerykańskiego wynalazcy. Tesla nie bez powodu nazywany był też „nowym Leonardo da Vincim” - charakteryzował go wręcz obsesyjny pęd do wiedzy i rozwoju oraz niezwykła kreatywność o sznycie iście wizjonerskim. Szybko został okrzyknięty geniuszem, a także nazywano go… dziwakiem z Europy Wschodniej. Dużo pracował, był impulsywny, a jego działania z czasem zaczęły się przemieniać w zachowania nerwicowe. Cierpiał m.in. na germofobię, czyli bakteiofobię – paniczny strach przed zakażeniami, zanieczyszczeniami – a także na liczne natręctwa.

Tesla. Władca piorunów - Słowiński Krzysztof K., Słowiński Przemysław
Biografia Tesli 

 

Skonstruowanie radia było punktem wyjścia dla dalszych wynalazków opartych na technologii zdalnego sterowania - pierwszym zdalnie sterowanym pojazdem był model łodzi zasilany na duże baterie i kontrolowany przez radioodbiornik (zaprezentowany w 1898 roku). I chociaż początkowo technologia ta nie znalazła szerokiego zastosowania, sukcesywnie wprowadzana była w militariach - Niemcy w czasie II wojny światowej korzystali z mechanizmu sterowanych falami radiowymi czołgów. Tesla stworzył również koncept… pierwszego robota. Wyszedł bowiem z prostego założenia, iż każda żywa istota musi być napędzana jakimś rodzajem impulsu elektrycznego - planował więc zamontowanie swoich urządzeń sterujących w maszynach, dzięki którym chciał usprawnić pracę człowieka. Nie wszyscy wiedzą też o wkładzie Tesli w rozwój techniki rentgenowskiej: swoje badania fal X prowadził niezależnie od niemieckiego uczonego, Wilhelma Roentgena, a po opatentowaniu jego wynalazku kontynuował prace, stając się pionierem fotografii RTG. Na uwagę zasługuje również laser, który w zamierzeniu naszego bohatera miał być przede wszystkim śmiercionośną bronią („promień śmierci”, „death ray”), jednak zanim udało się go zaimplementować w armii, upowszechnił się dokładnie na drugim biegunie działalności człowieka, czyli w medycynie.

 

Tomasz Kot u progu Hollywood

Kariera Tomasza Kota nie pędzi może w zawrotnym tempie, natomiast bez wątpienia obfituje w ciekawe, ambitne projekty i role, do których przygotowanie się świadczy nie tylko o gotowości do wyrzeczeń, ale także ogromnym aktorskim talencie. Wcielenie się w postaci Ryszarda Riedla w „Skazanym na bluesa” (2005) i Zbigniewa Religi w „Bogach” (2014) przyniosły mu ogromną popularność i pokazały niesamowity warsztat, którym Kot odznaczał się już na początku swojej drogi zawodowej. Produkcje te, skądinąd ważne dla polskiego widza, naszej historii i kultury, publiczność zachodnią mogły jednak interesować jedynie jako ciekawostka lub gratka dla fanów „niszowej”, wschodnioeuropejskiej kinematografii. „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego, chociaż odniosła duży sukces w amerykańskich kinach studyjnych oraz była nominowana do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, również odbiła się echem przede wszystkim w środowisku koneserów, nie zaś widowni typowo komercyjnej. Film o jednym z najwybitniejszych umysłów w dziejach ludzkości, na dodatek o absolutnie fascynującym, wręcz stworzonym do ujęcia w fabularnej, pełnometrażowej i wysokobudżetowej opowieści, może być dla Kota momentem przełomowym i szansą na przebicie się do hollywoodzkiego mainstreamu na skalę, której w wykonaniu polskiego aktora jeszcze nie widzieliśmy.