Stanley Tucci najbardziej znany jest u nas z roli w filmie „Diabeł ubiera się u Prady”. Nigel, pierwszy po bogini magazynu „Runway” Mirandzie (Meryl Streep), dyrektor kreatywny, i koniec końców dobry duch głównej bohaterki granej przez Anne Hathaway.

 

 

Jednak moja ulubiona rola Tucciego jest w filmie „Julie & Julia”. Ponownie ze wspaniałą Mery Streep, która zagrała najsłynniejszą amerykańską kucharkę Julię Child, a Tucci – jej męża Paula. Przyjemność z odkrywania miłości do jedzenia i miłości do życia samego w sobie są niemal w każdej scenie, w której występuje ta para. A do tego powojenny Paryż, Ameryka szukająca swojej nowej tożsamości, rodząca się telewizja i ciemne strony ówczesnej polityki. Idealne połączenie wszystkich smaków życia. Zresztą w książce Tucci przyznaje, że była to nie tylko rola, ale i prawdziwy zaszczyt móc zagrać tę postać. Jednak zanim o książce, to jeszcze słowo o pomoście pomiędzy życiem aktorskim a kulinarnym.

 

 

Kiedy Stanley Tucci zaczynał karierę Włosi grali w filmach głównie postaci powiązane z mafią. Nie odpowiadał mu taki jednowymiarowy obraz. Postanowił więc sam dla siebie stworzyć ciekawszą rolę. A że już wtedy kochał jedzenie – akcję osadził w restauracji. Napisał scenariusz, współreżyserował i zagrał jedną z dwóch głównych ról w filmie „Wielkie otwarcie”. Obraz cieszył się dużą popularnością, a w kolejnych latach został klasyką kina o jedzeniu. I to tym prawdziwym, domowym, jak słynna potrawa timpano, która potrafi uświetnić, ale też zniszczyć każde Boże Narodzenie.

 

 

A od kilku lat Tucci prowadzi programy kulinarne. Jeśli miałabym je do czegoś porównać, to bliższe są podróżniczym odkryciom Roberta Makłowicza, niż typowym kulinarnym instruktażom. Stąd też ich popularność – „Stanley Tucci searching for Italy” przygotowane dla CNN zgromadziło rzesze widzów i otrzymało dwie nagrody Emmy. Program sam w sobie jest świetnie zrobiony i trafił też w dobry dla siebie czas – pandemię, gdy podróżować można było tylko za pomocą jakiegoś medium.

 

 

Jeśli w tej chwili myślicie: „Pewnie oglądają to sami foodies, to ciągle nisza”, jesteście w błędzie. Kiedy w filmie „Mafia Mamma” główna bohaterka waha się czy jechać do Włoch, jej przyjaciółka zadaje pytanie - test: „Przyznaj się: kto pojawia się w twoich fantazjach?”, a ta bez wahania mówi: „Stanley Tucci gotujący we Włoszech!”. Także kulinarna odsłona Tucciego weszła już nawet do strefy marzeń o szczęściu, chociażby na jedną noc!

 

Amerykańsko – włoska mieszanka wybuchowa

Stanley Tucci ma włoskie korzenie, ale urodził się w USA – tam dotarli jego dziadkowie pochodzący z Kalabrii. Rodzina nie była zamożna, ale do jednego przywiązywano dużą wagę – do jedzenia. Gotowała na co dzień mama, czasami ojciec – zazwyczaj w piątki, kiedy budżet rodzinny był już mocno uszczuplony i na obiad musiała wystarczyć skromna pasta con aglio e olio, czyli spaghetti z czosnkiem i oliwą.

Oczywiście Tucci nie próbuje sprzedać czytelnikom idealnej wizji życia, gdzie od maleńkości każdy kochał sezonowe i lokalne produkty zawierające wyłącznie zdrowe składniki. Nie, kanapki z masłem orzechowym i dżemem, czyli typowy przysmak amerykańskich dzieci, gościły u nich codziennie. Włoskie dziedzictwo kulinarne wpajano niejako przy okazji. Ale na jakim to było poziomie! Tucci ciekawie zauważa zmiany w dostępności produktów – wyrafinowane homary i delikatna cielęcina, które dziś są jedzeniem z wyższej półki, wtedy były tanie, więc pojawiały się na stole nieraz.

Prawdziwym zanurzeniem we włoskiej kuchni i stylu życia był czas, kiedy ojciec Stanleya dostał stypendium, i całą rodziną wyjechali do Florencji.

 

ksiązka stanley tucci

 

W książce „Smak. Życie i jedzenie” (w przekładzie Małgorzaty Glasenapp) Tucci sprawnie łączy opowieści z codzienności, z życia aktorskiego i z odkryć kulinarnych. Szczerze mówiąc nie wiem, co podoba mi się bardziej. Czytając miałam wrażenie, jakby Tucci siedział obok mnie przy stole, ze szklanką negroni w ręku i swoim niskim, aksamitnym głosem, po prostu te historie opowiadał. Raz serio, raz żartując; raz wzruszająco, raz groźnie (pisząc o mrożonej pizzy słowo pizza zapisuje w cudzysłowie - ten wyrób nie jest godny tego miana), a raz przerysowanie i przekomicznie.

Wspaniałe są opisy Nowego Jorku lat 80 i 90., kiedy stawiał pierwsze kroki w zawodzie aktorskim. Pokazuje to miasto z ogromnym sentymentem, ale uczciwie dostrzega jego szorstkość, to jak trudne było dla początkującego aktora: mieszkanie w trzy osoby w jednym mieszkaniu, pobieranie zapomogi dla aktorów, gdy nastawał czas posuchy między zleceniami, ale też tanie i wybitne jedzenie.

 

 

Od opisu pierwszej knajpy zaczęłam sprawdzać ich adresy. Niestety, wiele tych z miejsc już nie istnieje, jednak w późniejszych opowieściach podaje też te, które przetrwały.

Wzruszające są historie rodzinne. Zarówno tej rodziny, z której wyszedł, jak i tych, które stworzył. Jego pierwsza żona zmarła na raka, z drugą (zresztą siostrą aktorki Emily Blunt, z którą grał w „Diabeł ubiera się u Prady) do dziś mieszka w Londynie. To ona pomogła mu przejść trudny czas, kiedy to u samego Tucciego zdiagnozowano raka. Patchworkowe rodziny, różne tradycje i różne potrawy, to wszystko buduje barwny świat jego opowieści.

Oczywiście są też kulisy życia aktorskiego – opisy cateringów na planach filmowych, porównania produkcji w różnych krajach (wierzcie mi, chcielibyście jeść z ekipą „Prêt-à-Porter” Altmana), i kulinarnych zaskoczeń.

 

Stanley Tucci i domowe przepisy

W takiej książce nie mogło zabraknąć przepisów. Od pierwszych stron miałam poczucie, że to jest „męska” książka. Wiem, nie ma takiego podziału, więc spróbuję wytłumaczyć, co mam na myśli. Po pierwsze – dużo drinków na mocnych alkoholach. Kiedy Tucci zjawił się w Nowym Jorku pracował jako pomocnik barmana i tam poznał tajniki tej sztuki. Podobno do dziś, gdziekolwiek jedzie, zabiera ze sobą shakera. Old-Fashioned, Martini – ma na nie swoje sposoby. A całkowitym hitem stało się jego Negroni – podczas pandemii żona poprosiła, by nagrał filmik jak je robi i wrzucił na Instagram. Zrobił to i wtedy rozpętało się szaleństwo! Krótki klip stał się wiralem, a Tucci – w wieku 60 lat – nowym symbolem seksu! Nie od dziś wiadomo, że kuchnia i sypialnia niosą wiele przyjemności.

 

Stanley Tucci zdjecie mat wydawcy

Stanley Tucci / foto: mat. wydawcy

 

Jeśli chodzi już o dania, to są to konkretne porcje na dużą lub wielką familię. Domowy sos pomidorowy? Proszę bardzo: weź parę wiader pomidorów (ile się da), rozpal palenisko… - do tego może nie trzeba być mężczyzną, ale trzeba mieć krzepę.

Wśród receptur znajdziemy przepisy na potrawy mięsne, jest wymieniona konkretna marka najlepszego makaronu (Rummo - mamy ją na empik.com), ale też wspomniane są inne książki – Tucci nie ukrywa, że jego domowe ragù nie jest najbardziej kanoniczne. Jeśli ktoś chce takowego spróbować lepiej, żeby sięgnął po „Włoską sztukę dobrego gotowania” Artusiego, która w wielu domach stoi obok Biblii, a jak twierdzi jej tłumaczka Tessa Caponi-Borawska – często dawana jest pannom młodym w prezencie ślubnym.

Poza przepisami znajdziemy wskazówki, np. którego makaronu użyć do jakiego sosu, jak rozpoznać dobrego prowadzącego kulinarne show (Tucci twierdzi, że większość oszukuje, bo zanim jeszcze zdąży przełknąć to już cmoka i się zachwyca), jak wybierać składniki, czy podaje przykładowe menu na rodzinne spotkania. Sam przyznaje, że przechwala się znajomościami, ale te postaci są ważne – jeśli komuś jest obce nazwisko Massimo Bottura, niech natychmiast poszuka jego przepisów, nie zawiedzie się!

 

Stanley Tucci poleca makaron Rummo

 

Kolory, zapachy, smaki

Więcej nie zdradzę, żeby nie spoilerować i nie psuć przyjemności czytania. Dodam tylko jedno. Kiedy dostałam książkę do recenzji, dopytałam wydawnictwo, czy to ostateczna wersja, bo nie było w niej żadnych zdjęć. Biografia, kulinaria, podróże, aż się prosi o fotosy małego Stanleya umorusanego sosem pomidorowym nad miską pasty. Jednak już po pierwszych kilku stronach zapomniałam o braku zdjęć – ta książka jest tak świetnie napisana, tak obrazowo przedstawia wszystkie historie, że nie potrzebuje ilustracji; w wyobraźni czytelnika wyświetla się pełen kolorów, zapachów i smaków film.

Więcej artykułów o książkach znajdziecie w pasji Czytam, a o kulinariach - w pasji Gotuję.

Zdjęcie okładkowe: kadr z filmu „Julie & Julia”.