Autor: Mikołaj Grynberg

 

On w beżowym garniturze, ale nie takim, którego trzeba by się wstydzić. Kieszenie wcięte, nie te brzydkie – naszywane. Paska nie ma, chudy jest, ale spodnie jakoś się trzymają. Koszula w szeroką kratę, dużo barw kiedyś miała, ale prana już wiele razy bez utrwalacza kolorów. Z jednej strony kołnierzyk zawinięty do środka. Szeroko rozpięta, by mogła z niej wyjrzeć zaczerwieniona indycza szyja. Z krostkami, jakby pióra sobie z niej wyrwał tuż przed wyjściem z domu.

Ona też trochę na beżowo i w spodniach. Bluzka już mało błękitna, z wysoką stójką, a na to jeszcze kilka warstw tiulu, który ukrywa upływający czas.

Ma na sobie sweterek w kolorze spodni – beżowawy.

To ona kupuje im ubrania, by do siebie pasowali. Ale nie pasują.

On ma odrobinę ponad sześćdziesiąt lat, ona trochę mniej. Syna mają – młodziutki, dwadzieścia lat – ubrany na granatowo-błękitnie. Nie pasuje do nich, w tych swoich rurkowych podwiniętych dżinsach i marynarskiej koszulce. Pewnie jemu też mama kupuje ubrania. Takie, żeby nie wyglądał jak ojciec.

Przyszli do restauracji. Chyba na pożegnalny obiad, bo syn ciągle mówi o wyjeździe na studia. W kolorach jest ładnych, ale mówi dziwnie. W dziwnym kierunku. Tak jakby nie do nich, trochę obok. Gestykuluje, podnosi głos, ale z patrzeniem na rodziców to średnio u niego jest. Oni zerkają na niego od czasu do czasu, ale też bez szaleństw.

Potem milkną, muszą przeczytać menu. Wyraźnie grają na czas. Wszyscy troje. Widać, że każde już wybrało, ale nie zdradzają, co zamówią. Nie przywołują kelnera, tylko co jakiś czas spoglądają na siebie. Znaczy, jedno spogląda, ale to drugie mu się nie odspogląda.

Grają w niedzielę.

Po złożeniu zamówienia znowu nie używają słów, wodzą wkoło wzrokiem.

Ich niedziela doszła już prawie do połowy.

Wygląda na to, że tata myśli, bo jego twarz robi miny. No, chyba że strategicznie gra, że myśli. Tego nie da się wykluczyć. Wygląda jednak, jakby myślał o tym, że dużo zapłaci za obiad. Za dużo. Wybór dań bardzo źle na niego wpłynął. Może chciał zjeść coś innego, a musiał wybrać dietetycznie. Choruje, więc przy żonie zawsze zdrowo się odżywia.

Mama siedzi obok syna i w ogóle na niego nie patrzy, wpatruje się w męża. Z obrzydzeniem. Takim, które widać na pierwszy rzut oka – niemaskowanym i szczerym. Ona chyba nie myśli o kosztach obiadu, bardziej wygląda na to, że myśli o swoim życiu. To chyba nie są miłe myśli. Sięga ręką do mężowskiego kołnierzyka i poprawia go.

Ten syn to się musi cieszyć, że wyjeżdża. Może już w najbliższy poniedziałek. A może zwinie się wcześniej, już dzisiaj wieczorem.

Kelner przyniósł chleb i oliwę. Ojciec zerka z pogardą. Matka rozmazuje razowym oliwę po talerzyku. Nie je. Syn je, bo jest młody i głodny.

Tata zaczyna się starać, żeby było miło. Chyba do niego dotarło, że nieprędko syna zobaczy. Coś mówi, zagaduje, widać, że bardzo mu zależy. Mama rzuca kpiące spojrzenia, takie, które znaczą „nie rób z siebie idioty, nikt ci nie uwierzy, za późno”.

Syn gra w ostatnią niedzielę z tatą.

Mama już nie ma wyjścia, jej obrzydzenie na twarzy straciło odbiorców. Musi się aktywizować, bo wypadnie z gry. Włącza się i przebija – eliminuje tatę. Trochę mu to na rękę, bo dłużej by już nie uciągnął, ale stratę na honorze czuje.

Miało być miło, a wygląda źle. Wszyscy już o tym wiedzą.

Matka wie, że zemsta nadejdzie. Ojciec chciał, żeby było miło, a nie jest. Syn się boi, że do kawy i deserów nie dociągną.

Wszystkim jest trudno, ale zasady tej gry nie przewidują zawiązywania koalicji w biedzie.

Syn wyjedzie, będą za sobą tęsknić. To możliwe, takie rzeczy się zdarzają.

 

Dłużej nie wytrzymałem, wyszedłem, nim kelner przyniósł im rachunek.

 

 

Mikołaj Grynberg (ur. 1966), fotograf i pisarz. Autor albumów „Dużo kobiet” (2009), „Auschwitz – co ja tu robię?” (2010), zbiorów rozmów: „Ocaleni z XX wieku” (2012) i „Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne” (2014), „Księga wyjścia” (2018) oraz tomu prozy „Rejwach” (2017).

 

Tekst pochodzi ze styczniowego numeru miesięcznika „Pismo”. Empik jest mecenasem magazynu.

 

Zobacz, jakie inne teksty czekają Cię w styczniowym wydaniu „Pisma".
Papierowe wydanie magazynu można kupić w Empiku.