Przepis na bestseller według Maggie Shipstead

Opasłe tomiszcza promowane jako „zachwycające powieści”, „książki roku”, czy „epickie dzieła” (jak coś ma 800 stron to z natury rzeczy musi być epickie) budzą moje podejrzenia. Pamiętacie te wielkie hity, jak „Szczygieł” Donny Tartt, „Ósme życie” Nino Haratischwili, czy „Małe życie” Hanyi Yanagihary? Powieści dla jednych wybitne, dla drugich manieryczne, kiczowate. Spór między tymi, co pokochali powieść Yanagihary, a tymi, którzy wykorzystywali ją jako podpórkę trwa do dziś. „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk też budzą u czytelników sprzeczne opinie - dla jednych arcydzieło, dla innych - powieść, którą dałoby się z powodzeniem skrócić o połowę. O tych, co odsądzają Tokarczuk od czci i wiary tak po prostu, nie warto tu wspominać.

Wielkie książki budzą wielkie emocje, ale też obawę, którą doskonale rozumiem - że zaangażujemy swój czas w lekturę, a po kilku dniach, czy tygodniach okaże się, że mamy dość. Maggie Shipstead udowadnia, że wciąż można napisać wielką powieść przygodowo-historyczną, która doskonale wykorzystuje znane nam schematy, dokładając do nich ważne współcześnie wątki i całość budując z dobrze ułożonych, dynamicznych epizodów.

„Wielki Krąg” ma jednak nie tylko ambicje sprawnego opowiedzenia wciągających historii. Shipstead próbuje pokazać, że w XXI wieku wciąż możemy przeżywać wielkie narracje, a fikcja doskonale potrafi zastąpić nam historię. Na tyle udanie, że w trakcie lektury można mieć wątpliwość, czy na pewno cała ta intryga została stworzona tylko z wyobraźni autorki. Ale nie - to wszystko fikcja, doskonale skrojona. Bo choć powieść amerykańskiej pisarki liczy sobie ponad 750 stron, to pochłania się ją zachłannie. Można wtedy wspomnieć fascynację dziełami o podboju „Dzikiego Zachodu” - ja przypomniałem sobie Curwooda, pisarza tak kiedyś w Polsce popularnego, że jego tłumaczka - Halina Borowikowa - pod pseudonimem napisała ciąg dalszy jednej z jego serii.
 

Wielki Krąg recenzja książki
 

Czego potrzeba do sukcesu?

Po pierwsze - Hollywood. Współczesna część historii opowiedzianej w „Wielkim Kręgu” to pierwszoosobowa opowieść Hadley Baxter, młodej aktorki, gwiazdy niezwykle popularnej  serii filmów młodzieżowych, „Archanioł”. Baxter opowiada o blaskach i cieniach bycia dziecięcą, a potem młodzieżową gwiazdą, związku z aktorem, z którym w „Archaniele” tworzy szczęśliwą parę, dojrzewaniu i odkrywaniu, kim właściwie by chciała być. W tym pomoże jej angaż do filmu biograficznego o losach Marian Graves, jednej z pierwszych i najsłynniejszych amerykańskich lotniczek, która zaginęła bez wieści. Lubimy Hollywood (nawet nie lubiąc), czytanie o życiu nastoletnich gwiazd jest pociągające (co świetnie wykorzystała Jennette McCurdy w „Cieszę się, że moja mama umarła”), kibicujemy ich nieszczęściom przeżywanych w eleganckich posiadłościach z ochroniarzem i pięknymi widokami.

Po drugie - Titanic. W wersji Shipstead za „Titanica” robi „Josephina Eterna” - statek, który na tle ciemniejącego morza „wyglądał jak wysadzana klejnotami brosza na czarnym atłasie”, jak pisze Shipstead w jednym z tych setek bardzo obrazowych, ale nie popadających w kicz opisów. Josephina Eterna dowodzona przez kapitana Gravesa wiezie na swoim pokładzie Annabel, kobietę - jak odkrywa zaintrygowany jej szczerością w krótkiej rozmowie – „pod trzydziestkę”, o „niezwykle jasnej cerze” i włosach „kremowych jak grzywa konia maści izabelowatej”. Nie zaskoczy czytelników, że za 9 miesięcy Annabel i kapitan Graves przywitają narodziny córeczki, „kłębka bezradnego rozdrażnienia”. Gdy kapitan z żoną i córeczką wypłyną pewnego dnia w morze, dojdzie do tragedii. I tak mała Marian znajdzie się nagle w miejscowości Missoula w stanie Montana.

Po trzecie - Dziki Zachód. Z Hollywood na Dziki Zachód nie jest daleko, wystarczy wyciągnąć zakurzone scenografię z przepastnych magazynów. I choć lata 20. XX wieku to już nie aż taki „dziki” Zachód, to wciąż daleko Missouli do „wielkiego świata”. O tym opowiada Shipstead w rozdziale „Niekompletna historia Missouli w stanie Montana”, rozdziel pokazującym jak doskonale autorka „Wielkiego kręgu” opanowała urozmaicanie swojej historii, zmienianie w niej tempa, przybliżanie i oddalanie od czytelnika opowiadanego świata.

Po czwarte - herstoria. Mamy 2023 rok i nikogo już nie powinno dziwić, że zamiast bohaterów chcemy też bohaterek. Że zamiast historii Charlesa Lidbergha (pamiętacie serial „Spisek przeciwko Ameryce” na podstawie powieści Rotha?), chcemy historii Marian Graves, która postanowiła zostać lotniczką, na przekór wszystkim.

Potrzebne są samoloty. Mogą być też balony - wzlecenie w przestworza fascynowało człowieka zapewne od początków jego dziejów. Mit o Ikarze nie wziął się przecież z niczego innego, jak z potrzeby dorównania ptactwu i zobaczenia świata z innej, niecodziennej perspektywy. Julian Barnes w „Wymiarach życia”, książce napisanej po śmierci żony w fascynujący sposób pisze o początkach baloniarstwa i tym jak fascynowało właśnie doczesnych „wywyższonych”. Pisze w nim o wielkiej gwieździe teatru, Sarze Bernhardt, która postanowiła unieść się w przestworza. I gwiazdami byli lotnicy i baloniarze. W „Wielkim Kręgu” Marian zakochuje się w lataniu po obejrzeniu tym jak do Missouli przyjeżdża para pilotów ze zdezelowanym dwupłatowcem. To wtedy nasza bohaterka rzuci szkołę i znajdzie nieoczekiwanego i niebezpiecznego patrona w postaci bogatego przemytnika, który… to już sobie sami i same przeczytajcie.

Odkrycia. Czy też kochacie powieści, które na wyklejce mają trasę podróży bohatera? To jest taka właśnie książka (tu mapa jest na jednej z pierwszych stron). Już od pierwszych jej stron wiemy, że sercem tej historii będzie opowieść o tym, jak Marian Graves oblatuje świat. Wracamy do dziecięcej fascynacji poznawania tego, że świat może być szerszy, większy i po prostu inny, niż ten dany nam.

Do tego wszystkiego mamy też wątek transpłciowy (ponownie podawany w postaci oddzielnych „rozdziałów-pigułek”), wojnę, wielkie emocje i coś na kształt „bildungsroman”. Sporo? Tak, ale Shipstead ma do dyspozycji ponad 700 stron i doskonale montuje „Wielki Krąg” dynamicznymi rozdziałami.

O odkrywaniu seksualności

Czym jest tytułowy „wielki krąg”? Nie chodzi przecież tylko o podróż dookoła świata, nie chodzi o odnajdowanie siebie, poszerzanie się światów dwóch głównych bohaterek tej niezwykle wciągajacej powieści, czy o zapętlenie się teraźniejszości z przeszłością, ale też o to, że pewne sprawy - niestety - w świecie są niezmienne. A jest nią doświadczanie i uczenie się własnej kobiecości. Łatwo przegapić fakt, że zarówno Marian jak i Hadley były ofiarami przemocy seksualnej, a swojej seksualności uczyły się w sposób, który trudno uznać za odpowiedni.

Shipstead w najciekawszych wątku tej powieści opowiada o odkrywaniu seksualności, edukacji seksualnej która odbywała się dzięki prostytutkom, przypadkowi, gwałtowi, lekturom. „Bądź czujna. Podsłuchuj. Wyłapuj sygnały i wskazówki” - radzi kobietom. „Sklecaj niezborne teorie o tym, że istnieją też wyobrażeni wstydu i bezecności odmienne od tych wyznawanych przez twoją matkę” - pisze w innym miejscu. Nieposkromiona seksualność połączona z wcześniejszych doświadczeniem przemocy seksualnej - to niebezpieczny miks, na którym łatwo się potknąć i Shipstead wydaje się, że za mało pracuje nad tym tematem.

Oczywiście jest to też kolejna epicka historia o amerykańskim micie „od zera do bohatera”, ale chyba nie spodziewacie się niczego innego po książce, która częściowo dzieje się w „fabryce snów? To nie jest arcydzieło, ale niezwykle sprawna, wciągająca powieść, która sprawi, że postaci z wyobraźni Shipstead będą wam wizualizowały się pod powiekami, a wy z trudem będziecie przyjmować do wiadomości, że wszystko to zostało zmyślone.

Jeśli szukacie tej jednej książki, którą weźmiecie ze sobą na wakacje, pomyślcie ciepło o „Wielkim Kręgu” Maggie Shipstead w naprawdę udanym przekładzie Justyna Huni. To coś więcej niż tylko udany miks chwytliwych motywów. To powieść o tym, że może i świat się zmienia, ale my wciąż mamy te same problemy. No, może poza trudnościami życia w Hollywood.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam