Jestem pewien, że gdyby Tove Ditlevsen mieszkała w Stanach Zjednoczonych, od dawna znalibyśmy wszystkie jej książki, a „Trylogia kopenhaska” byłaby klasykiem, ukazującym się w niezliczonych wydaniach i dostarczającym literackich emocji kolejnym pokoleniom czytelników i czytelniczek. Mechanizmy promocji amerykańskich wydawnictw są niezrównane, o czym świadczy fakt, że polski przekład ukazał się dwa lata po tym, jak „Trylogia…” została wydana za oceanem, zbierając entuzjastyczne recenzje.

Łamanie schematów

Ditlevsen urodziła się w 1917 roku w Kopenhadze w robotniczej dzielnicy Vesterbro. Ma sporo szczęścia. „Mój ojciec nie pije, nigdy też nie siedział w więzieniu. Moi rodzice się nie biją i jest mi o wiele lepiej niż im w dzieciństwie”, pisze w pierwszej części „Trylogii…”. Standardy u sąsiadów i koleżanek ze szkoły są inne. Ale mimo to, gdy mała Tove idzie spać, „na wszystkich jej myślach kładzie się mroczny rant strachu”. Poczucie niedostosowania, bycia gorszą, brzydszą, głupszą, mniej wartościową, będzie towarzyszyć Tove przez wiele lat. Czytelnik podąża jej ścieżkami w tej niezwykłej autobiograficznej opowieści. Podąża ufając, że wszystkie te smutne historie są prawdziwe, zawiązując z autorką autobiograficzny pakt, dzięki niezwykłej precyzji opowiadania o świecie widzianym oczami bardzo spostrzegawczej dziewczynki.

Na książkę składają się trzy historie, które Ditlevsen publikowała w latach 60. i 70. Dwie pierwsze - „Dzieciństwo” i „Młodość” zgodnie z tytułem opowiadają o dojrzewaniu Tove. W trzeciej poznajemy historię jej małżeństwa i uzależnienia.

- Dzieci biedaków też potrafią mieć olej w głowie - mówi matka Tove i wszystkim, którzy chcą jej słuchać, chwali się tym że jej sześcioletnia córka potrafi już czytać i pisać. Nie okazuje się to jednak mile widziane. - Niedobrze. Mamy własny system uczenia dzieci - mówi dyrektorka szkoły, do której chce zapisać córkę. „Matka odsuwa się kawałeczek ode mnie”, pisze Ditlevsen. - Sama się nauczyła, to nie nasza wina - wyjaśnia rodzicielka.

„Trylogia…” jest opowieścią o problemach z awansem społecznym, który dzieciom z robotniczych rodzin jest systemowo uniemożliwiony. Samodzielność małych dziewczynek nie jest tu niczym dobrym, a w życiu trzeba przestrzegać od dziesięcioleci ustalonego planu wydarzeń. Kilka lat w szkole, potem niskopłatna praca i znalezienie sobie odpowiedniego męża, który zarobi na utrzymanie prowadzącej dom żony. Tove będzie łamała schematy, ale sporo czasu zajmie jej wyrwanie się z tej matni. Śledzenie jej zmagań z własnym pochodzeniem i przynależnością klasową jest pasjonujące, wspaniałe literacko i niezwykle smutne.

Trylogia kopenhaska

Wiara w lepszy los

Jest też „Trylogia kopenhaska” opowieścią o etyce seksualnej klasy robotniczej, w której z jednej strony aborcja jest czymś oczywistym, seks przedmałżeński jak najbardziej akceptowalny, ale ciąża nastolatki już nie. Matka wielokrotnie przypomina Tove, że jeśli zajdzie w ciążę, zostanie wyrzucona z domu, a przypadek koleżanki, której rodzina pomaga w wychowaniu pozamałżeńskiego dziecka, jest dla większości mieszkańców Vesterbro czymś oburzającym. Jednocześnie w tym świecie nie ma miejsca na świadomą edukację seksualną, którą zastępują opowieści bardziej doświadczonych koleżanek. Co nie znaczy, że Tove nie wychowuje się w postępowej rodzinie - ojciec jest socjalistą i zwolennikiem związków zawodowych. Co prawda, gdy córka zostanie wyrzucona z pracy po podejrzeniu, że agituje za działalnością związkową, ojciec wcale nie będzie z niej dumny. Ditlevsen w fascynujący sposób pokazuje niejednoznaczność postaw biednych robotników, ale też opowiada o własnym niedopasowaniu, szukaniu innych dróg, pierwszych próbach poetyckich (autorka jest znaną w Danii poetką).

To historia o kobiecej sile i wierze w lepszy los, który kiedyś musi nadejść. Czy nadejdzie? Tytuł trzeciej części, „Uzależnienie” zdradza pewne problemy z nowym, lepszym losem. Ale to Państwo już sami odkryją, co uzależnia, dlaczego i czy prawdziwa miłość w końcu do Tove przyjdzie.

Wydostać się z trumny

W tym niezwykłym pamiętniku znalazło się miejsce zarówno na humor, jak i bezbrzeżnie smutną, pozbawioną nostalgii opowieść o dorastaniu w świecie, w którym wszystkie wybory życiowe zdeterminowane są pochodzeniem. „Trylogię…” czyta się z zapartym tchem, kibicując bohaterce i naprawdę martwiąc się o nią. Do kajecika z najlepszymi sentencjami w historii wpisuje zaś to zdanie przełożone przez Iwonę Zimnicką:

„Dzieciństwo jest długie i wąskie jak trumna, nie można się z niego wydostać samodzielnie”.

Historia opowiedziana przed Ditlevsen udowadnia jednak, że warto próbować wydostać się z tej trumny, bo inaczej utkniemy i kiedyś możemy żałować, że nie walczyliśmy.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam