Dynamicznie rozwijająca się kariera brytyjskiego duetu Hurts, skutecznie przeczy dwóm, często powtarzanym stereotypom - muzyka pop jest z definicji banalna i skierowana do nastolatków oraz lata osiemdziesiąte to najgorszy okres w historii muzyki. Wystarczy posłuchać którejkolwiek z piosenek manchesterskiego zespołu, lub obejrzeć ich na żywo, żeby przekonać się jak bardzo nieprawdziwe są obie te tezy. Hurts grają dorosły, wyrafinowany i naprawdę interesujący pop, a za lat osiemdziesiątych wydobyli wszystko co najlepsze, począwszy od klimatu new romantic, poprzez dynamikę Deepeche Mode, aż do elegancję Teras For Fears. O nowej płycie zespołu zatytułowanej "Desire"  rozmawiamy z Adamem Andresonem.

 

- Adam, kolejny raz prowokujecie publiczność swoim video. Klip do "Beautiful Ones" to bardzo mocna rzecz. Nie boicie się, że ktoś poczuje się dotknięty?

- Chcieliśmy pokazać przez co przechodzą ludzie, którzy są inni i odstając od ogólnie przyjętych norm społecznych. Zależało nam, żeby przedstawić rzeczywistą cenę, jako wielu z nas musi płacić za bycie sobą. Nie myśleliśmy o tym jak zareagują nasi fani, skupiliśmy się bardziej na przesłaniu i konkretnej deklaracji z naszej strony. Chcieliśmy, żeby ten komunikat był możliwe jak najlepiej zrozumiany i dlatego ten klip jest tak intensywny. 

- Dotykanie tak poważnych ale zarazem delikatnych problemów, musi się wiązać z dużym poczuciem odpowiedzialności. Fani Hurts z pewnością słuchają bardzo uważnie tego co chcecie im powiedzieć.

- To prawda, na szczęście nasi fani to grupa ludzi żyjących na obrzeżach społeczeństwa. To najróżniejsi renegaci i osoby nieprzystosowane lub nie godzące się na zastany porządek świata. Wobec nich czujemy odpowiedzialność, zdecydowanie tak. Muszą wiedzieć, że jesteśmy po ich stronie.

- Opowiedz proszę o nowym albumie. Tytuł "Desire" oddaje w jakiś sposób cały przekaz tego materiału?

- Sprawa z tytułami wygląda w naszym wypadku tak, że musimy najpierw wymyślić jakieś hasło, które będzie definiować ducha płyty i dopiero wtedy zaczynami pisać piosenki. Tytuł "Desire" to w dużej mierze kwestia intuicji, podobało nam się brzmienie tego słowa i jego ogólny sens. Tak po prostu, bez żadnej głębszej filozofii.

- Nowa płyta jest krokiem w nowym kierunku dla Hurts. Widać, że szukacie nowych pomysłów i że zespół mocno się rozwinął w ciągu ostatnich lat. Ciekawi mnie na ile ten progres jest przez was kontrolowany, a na ile jest dziełem czynników zewnętrznych .

- Zmiany trzeba akceptować i przyjmować z pokorą i zrozumieniem. Wszystko zmienia się nieustannie, rośnie, dojrzewa, rozwija się. Nie możemy w tej sytuacji stać w miejscu i powtarzać w kółko rzeczy, które już raz zrobiliśmy. Gdybyśmy wciąż grali tak samo jak na pierwszym albumie, słuchacze szybko by się znudzili. My sami byśmy się znudzili. Taka postawa nie była by zgodna z tym co dzieje się w naszym życiu, a my staramy się zachowywać i postępować jak najbardziej autentycznie. Być w zgodzie ze sobą i ze światem. Dlatego kiedy piszemy muzykę, skupiamy się na tym, żeby oddawała nasz aktualny stan. Myśli, uczucia, emocje. Jesteśmy zespołem pop i to daje nam trochę większe pole manewru, niż kapelom mocno związanym z jakimiś bardziej określonymi stylistycznie gatunkami. My możemy sobie pozwolić na zmiany, które dla innych byłyby nie do przyjęcia. Muzyka, którą gramy to my, to zawsze będzie Hurts. Dlaczego zatem nie spróbować czegoś nowego?


- A jak opisałbyś ten nowy kierunek? Jakie elementy pojawiły się w waszych kompozycjach?

- Przede wszystkim więcej groove. Nowy materiał jest bardzie dynamiczny i więcej w nich, hm.. ruchu. Pierwszy album był bardziej stonowany i liryczny. To co mnie cieszy, to fakt, że muzycznie staliśmy się bardziej dojrzałym zespołem, piosenki są bardziej wyrafinowane, nawet pomimo tego, że są bardzo często taneczne. To, że udało nam się osiągnąć takie efekt, jest z pewnością potwierdzeniem, że rozwijamy się w dobrą stronę.

- Ciekawe, że wspomniałeś o tych bardziej tanecznych utworach. Całość sprawia wrażenie jakby bardziej radosnego materiału, niż na pierwszej płycie.

- Można to tak odebrać, to prawda. Jednak kiedy wjedziesz w tę płytę głębiej, to słuchać dość wyraźnie, że nasze korzenie wyrastają z melancholii. To jest swego rodzaju podstawa, na której opiera się nasza twórczość i wszyscy, którzy identyfikowali się z nami na początku, z pewnością znajdą to także teraz. Pewnych rzeczy nie da się z siebie usunąć, czy schować. Wsłuchaj się dokładnie w "Desire" i sam dojdziesz do wniosku, że to nie jest płyta na imprezę.

- Ale na koncertach nowe piosenki na pewno świetnie się sprawdzą.

- Zawsze kiedy piszemy nową muzykę myślimy o tym jak zabrzmi na żywo. To jest bardzo ważny element. Po zagraniu sporej ilości koncertów umiemy już sami dostrzec czego nam brakuje i co trzeba w naszym show poprawić czy uzupełnić. Dlatego właśnie nowe kompozycje brzmią w taki sposób, na koncercie będą wnosić to, czego do tej pory mogło brakować. Pracujemy bardzo intensywnie nad tym, żeby te dziewięćdziesiąt minut na scenie to był dobrze spędzony czas. Przed graniem ograniczamy alkohol, dużo odpoczywamy, koncentrujemy się, staramy się być w najlepszej kondycji. Publiczność chyba to docenia.

- Od jakiegoś czasu widać, że zapuszczasz brodę. Powiedz proszę co zmieniło się w twoim życiu dzięki niej?

- (śmiech) Zakasujące pytanie, ale kiedy teraz o tym myślę, to rzeczywiście niektóre rzeczy się zmieniły. Nagle okazało się, że podobam się kobietom, które wcześniej nie zwracały na mnie uwagi. Stałam się atrakcyjny dla całkiem nowego segmentu populacji (śmiech).

Rozmawiał  Piotr Miecznikowski