Nowa porcja przepisów oraz pierwsza część „Pyszne 25” się razem uzupełniają. Mając już 150 przepisów możemy kombinować i eksperymentować. Zatem do dzieła!

Pierwsza cześć książki „Pyszne 25” sprzedała się w ponad 60. tysiącach egzemplarzy. To bardzo dużo! Spodziewałaś się takiego sukcesu?

Myślę, że każdy, kto wydaje po raz pierwszy swoją książkę jest zestresowany. Ja byłam niesamowicie. Bałam się, że pierwszy nakład może się nie sprzedać. Ale już w pierwszy dzień, jak pojawiła się książka w sklepach, zadzwonił do mnie Krzysztof z wydawnictwa Znak i powiedział: Ania robimy dodruk! Bardzo cieszę, że mój koncept się spodobał. We wstępie w drugiej części „Pyszne 25”, napisałam, że, to, że mogłam znaleźć swoją książkę w Empiku na półce z bestsellerami, to był dla mnie największy prezent jaki w życiu dostałam.  A dlaczego ludzie ją tak polubili?
Wydaje mi się, że formuła, która powstała trochę przez przypadek, przy pomyśle na program w TVN Style, jednak Polakom się spodobała. Cieszę się, bo z tego wynika, że jesteśmy w stanie wygospodarować w ciągu dnia te 25 minut, żeby coś przygotować.

Skąd czerpiesz inspiracje na nowe dania? Druga część „Pyszne 25” zawiera kolejnych 70 różnorodnych, a zarazem prostych pomysłów na naleśniki, makarony, ciastka i słodkie kremy.

Ja kocham jeść. Gdziekolwiek jestem, to jem. Nie ukrywam, że przywożę pomysły na przepisy z podróży. I np. w drugiej części „Pyszne 25” mamy Gazpacho, czyli super proste danie,  ale też mamy kluski leniwe, które przygotowywała moja babcia. Jest dużo elementów włoskich, bo to Polacy kochają, są zupy, które przygotowywała moja mama, a ja je trochę zmieniłam, są też takie przepisy, które kiedyś próbowałam, a są też takie rzeczy, które powstawały w mojej głowie od A do Z. Miałam dobry humor, dobre produkty i gotowałam. Potem okazało się, że to może znaleźć się w tej książce.  Miałam też takie przepisy, które już nie pasowały do formuły tej książki, bo były za bardzo skomplikowane lub zajmowały za dużo czasu.

Robisz sobie notatki, zapisujesz  sobie gdzieś pomysły, które nagle wpadną Ci do głowy?

Mój telefon jest teraz pełen takich notatek. Potem te pomysły przenoszone są na kartkę i to z nich  musiałam wybrać 70 najlepszych. W książce znów mamy podział na słono i słodko. Z tym, że w tej części jest trochę mniej słodkich propozycji, ale są takie pomysły jak: masło orzechowe, krem kokosowy i najlepsza na świecie malinowa lemoniada

W pierwszej książce „Pyszne 25”, w trzeciej części zatytułowanej „Niezbędnik”, pokazałaś kilka praktycznych porad np. jak roztopić czekoladę, jak pozbawić orzechy skórek, jak zrobić bulion. Czego tym razem mogą spodziewać się czytelnicy?

To był pomysł, do którego na początku nie byłam do końca przekonana, a okazało się, że to się bardzo podoba. W drugiej książce w „Niezbędniku” znajdziemy przepis na bułkę tartą, pokazuje też, jak ugotować jajko na trzy sposoby czyli na miękko, na twardo, ale też jak zrobić jajko w koszulce. Oprócz tego jest przepis, jak zrobić puree ziemniaczane albo jak zrobić kompot. To są rzeczy dla jednych oczywiste, a dla drugich nie. Wiele razy dostawałam telefon i pytano mnie, ile ma gotować się jajko na twardo. Na końcu książki jest część na notatki. Zostawiam miejsce, żeby ktoś, jak się czegoś dowie, zanotował to sobie, bo to ma być książka bardzo użyteczna. Mam nadzieję, że nikt jej nie będzie traktować jako biblii, której w ogóle nie można poplamić.

Który z proponowanych przepisów w drugiej części „Pyszne 25” zaproponowałabyś na plotki z przyjaciółkami, a który na romantyczną kolację we dwoje?

Na imprezy dobrym pomysłem są mini pizze na plackach od tortilli, które możemy kupić w sklepie. Pizze są miniaturowe. Zapieka się w foremkach do muffinów. Tak samo bardzo fajna jest tapenada, czyli pasta oliwkowa. A jeśli ktoś nie lubi oliwek, to na przykład pasta z bakłażana. Jeśli chodzi o jakąś randkę, to myślę, że kolację będzie przygotowywał mężczyzna. Proponuję gazpacho, a następnie super efektowny i zarazem banalny filet z łososia i puree z dyni. I musi być deser! Proponuję babeczki z czekoladą i z odrobiną chili. To jest naprawdę szał!

Czy po wydaniu pierwszej części „Pyszne 25” czytelnicy przysyłali Ci jakieś swoje przepisy, pomysły na danie lub deser?

Ludzie lubią chwalić się przepisami i mnie to bardzo cieszy. Przysyłają mi czasami zdjęcia swoich dań i ja je chętnie udostępniam na swoim facebookowym profilu. Szczególnie lubią chwalić się mężczyźni. Cieszę się, że ludzie gotują i dzielą się swoimi daniami czy deserami.

Kto może wykorzystać proponowane w Twojej książce przepisy?

Każdy w niej znajdzie coś dla siebie. Są tam dania dla wegetarian, są także dla tych, którzy trochę bardziej dbają o linię, np: sałatki, ryby, pasty. Z drugiej strony znajdziemy tu przepisy dla mięsożerców, np. jest przepis na hamburgera. Ta książka jest dla ludzi,  którzy chcą się czegoś nauczyć. Uczy podstaw, które dają nam bazę.  Nowa porcja przepisów oraz pierwsza część „Pyszne 25” fajnie się razem uzupełniają. Myślę, że  mając już 150 przepisów możemy kombinować i coś dodawać. Zachęcam do eksperymentowania, nie traktowania przepisów matematycznie jeden do jeden. Bawmy się jedzeniem. 

Na zdjęciach dania wyglądają bardzo apetycznie. Czy w rzeczywistości też mają taki wygląd, czy może dodajesz makijażu swoim daniom?

Już przy wydawaniu pierwszej książki, omawiałam kwestię zdjęć. Podjęłam jedną bardzo zasadniczą dla mnie kwestię, że nie będę oszukiwała. I nie będę oszukiwała w przepisach i nie powiem, że rosół można przygotować w 25 min. I nie będę udawała, że coś tak wygląda, jeśli tak nie wygląda. Na przykład ludzie do fotografii czekolady często używają oleju silnikowego, bo ładniej lśni. Poza tym ja zawsze bardziej skupiam się na smaku niż na wyglądzie. Dla mnie ratatouille, czyli pomidor, papryka, bakłażan, cukinia nie może wyglądać źle. Wygląd wychodzi sam z siebie, bo jedzenie jest piękne.

Rozmawiała: Beata Łatała