Recenzenci są zgodni: film „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” ma w sobie wszystko, czego spodziewalibyśmy się w finałowej części space-opery. Są więc epickie bitwy, ukochane przez widzów droidy, nowe zabawne postacie, Wookie, blastery i miecze świetlne. Jednak największą siłą tej trylogii pozostaje wciąż rozwijająca się, niełatwa relacja między dwojgiem głównych bohaterów, Kylo Renem (Adam Driver) i Rey (Daisy Ridley), powiązanych ze sobą za sprawą  Mocy i nieustannie na siebie wpływających. Szkoląca się pod okiem księżniczki Lei (Carrie Fisher), która na ekranie pojawia się nie dzięki efektom specjalnym, ale dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu materiału nagranego na potrzeby „Ostatniego Jedi” i „Przebudzenia Mocy”) Rey toczy nieustanną walkę z rozdzierającym ją od środka strachem. Kylo, podobnie jak w poprzednich częściach, wciąż stara się przeciągnąć ją na Ciemną Stronę Mocy, tocząc niekończące się potyczki tak w sferze woli, jak i w czysto fizycznym wymiarze. I chociaż J.J. Abrams przy reżyserze „Ostatniego Jedi”, Rianie Johnsonie, jawi się raczej jako wprawny rzemieślnik, stworzone przez niego dzieło nadal jest świetnie pomyślaną, popkulturową czekoladką, o której fani sagi będą dyskutować przez najbliższe dekady.

 

Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi (DVD)

 

Od trylogii do trylogii

Każda część sagi do dzisiaj wzbudza niemałe emocje wśród miłośników „Gwiezdnych Wojen”. Oryginalna trylogia – „Nowa nadzieja” z 1977 roku, „Imperium kontratakuje” z 1980 oraz „Powrót Jedi” z 1983, dała początek całemu nowemu gatunkowi „space opery” i wychowała całe pokolenia zakochane w mieczach świetlnych, myśliwcach x-wing, lojalnych droidach oraz, oczywiście, w Sokole Millenium. To na jego pokładzie Han Solo (Harrison Ford) wraz z wiernym kompanem Chewbaccą, przedstawicielem rasy Wookieech z planety Kashyyyk, przemierzali galaktykę – początkowo w niezbyt szlachetnych celach (panowie zajmowali się bowiem kosmicznym przemytem), później wsławiając się w walce na rzecz Rebelii. Druga trylogia, będąca prequelem, do dziś wywołuje ogromne kontrowersje. Przede wszystkim ze względu na użycie raczkującej pod koniec lat 90. techniki CGI, czyli obrazów generowanych komputerowo, które, mówiąc delikatnie, momentami wyglądały dość amatorsko i wręcz raziły swoją banalnością. Pierwsze trzy części stworzone zostały niemalże w całości analogowo i „technologicznie” zestarzały się znacznie lepiej.

 

Gwiezdne Wojny. Część 6: Powrót Jedi (Blu-ray Disc)

 

George Lucas i jego ekipa (na potrzeby „Nowej Nadziei” powołali do życia własną firmę zajmującą się efektami specjalnymi) korzystali z pionierskich wówczas technologii, takich jak motion control photography, w ramach której uzyskiwano efekt filmowania wielkich obiektów (takich jak np. statki kosmiczne) dzięki odpowiedniemu ustawieniu kamer i wykonanych w odpowiedniej skali modeli. Co ciekawe, „Imperium kontratakuje” powstało w większości w oparciu o znaną od początku XX wieku technikę animacji poklatkowej. „Mroczne widmo” (1999), „Atak Klonów” (2002) oraz „Zemsta Sithów” nie były też specjalnie docenione ze względu na warstwę fabularną oraz kreacje aktorskie – najbardziej chyba do dziś obrywa się Haydenowi Christensenowi za rolę Anakina Skywalkera, którego powolny marsz w stronę Ciemnej Strony Mocy obserwujemy na ekranie. Filmy spotkały się z tak mieszanymi uczuciami, iż na świecie nie brakuje fanów, dla których druga trylogia mogłaby nie istnieć i której oglądania w ogóle nie rekomendują. Z drugiej jednak strony zawarte w niej wątki dały ciekawy oraz istotny wgląd w historię Galaktyki oraz jej najgroźniejszego mieszkańca, Dartha Vadera.

 

Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie (Blu-ray Disc)

 

Niech Disney będzie z Tobą

Kiedy w 2012 roku Disney odkupił od Lucasa prawa do „Gwiezdnych Wojen” (płacąc za nie ponad 4 miliardy dolarów!), rozpętała się istna burza i festiwal czarnowidztwa, wróżący rychły upadek uniwersum oraz cross-overy z Myszką Miki i psem Pluto. Tymczasem okazało się, iż marketingowe podejście Disneya do sagi i jej rozbudowy, a także nie szczędzenie budżetu na najlepszych specjalistów od CGI, odpłaciło się nie tylko w aspekcie zadowolenia fanów. Trzecia trylogia, na którą składają się „Przebudzenie Mocy” z 2015 roku, „Ostatni Jedi” z 2017 oraz „Skywalker. Odrodzenie”, a także samodzielne filmy osadzone w uniwersum, „Łotr 1” oraz „Solo” spotkały się ze znacznie cieplejszym odbiorem widzów, niż niesławne „Mroczne widmo” i kolejne dwie części. Powodów może być wiele: od najwyższej jakości efektów specjalnych, poprzez starannie dobraną obsadę, aż na przemyślanej fabule kończąc. Jednak tym, co stoi za sukcesem filmów J.J. Abramsa i Riana Johnsona jest fakt, iż bazują one, w mniejszym lub większym stopniu, na pielęgnowanej latami nostalgii za oryginalną sagą. Świetnie widać to przede wszystkim w „Przebudzeniu Mocy”, będącym słodką (i emocjonującą) podróżą do uwielbianych przez widzów wątków i postaci, które stworzyły istniejący dziś kult „Gwiezdnych Wojen”. Sprawne operowanie i dozowanie tych sentymentów przełożyło się nie tylko na miłe dla oka, trzymające w napięciu oraz, momentami, wciskające w fotel i wyciskające łzy kosmiczne widowisko – był to także ogromny sukces kasowy. „Przebudzenie Mocy” zarobiło na całym świecie ponad dwa miliardy dolarów (!), „Ostatni Jedi” ponad 1,3 miliarda, „Łotr 1” kolejny miliard, zaś „Solo” – „skromne” 300 tysięcy dolarów. Wyniki sprzedaży wszystkich dotychczas wydanych kinowych części „Gwiezdnych Wojen” uplasowały sagę na drugim miejscu najlepiej zarabiających filmowych franczyzn w historii (łącznie ponad 9 miliardów dolarów).

 

Han Solo: Gwiezdne wojny - historie (DVD)

 

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie”, zamykając ostatecznie ukochaną przez widzów sagę, może znacznie podnieść ten wynik. I chociaż pierwsze miejsce okupowane jest –  i raczej pozostanie – przez uniwersum Marvela (ponad 22 miliardy dolarów zarobku), finał najsłynniejszej space-opery w historii kinematografii na pewno przyciągnie do kin miliony widzów na całym świecie.