„Farscape” to płyta wyjątkowa. Za każdym przesłuchaniem odkrywa się w niej nowe pokłady emocji i wrażeń. Za pierwszym razem jest zaskoczeniem, za drugim przyjemnością, za trzecim… jesteś uzależniony. Klaus Schulze zdradził w czasie rozmowy, że Lisa nagrała wszystkie swoje wokalizy na żywo, nigdy wcześniej nie słysząc przygotowanej przez niego muzyki.  To tylko podnosi wartość tego albumu jako zjawiska. Trudno oczekiwać, aby ktokolwiek nagrał w tym roku płytę bardziej ekscytującą i niesamowitą. Oboje, Lisa i Klaus, mają w Polsce bardzo dużo fanów, jednak poruszają się w obrębie całkowicie różnych gatunków muzyki. Jak to się stało, że nagrali „Farscape” razem? Opowiada Lisa Gerrard…

 

Jak doszło do Waszej współpracy? Znałaś wcześniej muzykę Klausa Schulze?

 

Tak. Słyszalam jego muzykę, słyszałam muzykę Tangerine Dream. Oni pracowali z Michaelem Mannem podobnie jak ja i dzięki temu miałam przez jakiś czas bliższy kontakt z ich twórczością. A wcześniej, mój starszy brat, John, był fanem takiego brzmienia i mieliśmy w domu sporo płyt. Te intrygujące okładki zapadły mi w pamięć na bardzo długo. Kiedy Klaus zadzwonił do mnie od razu złapaliśmy dobry kontakt. Bardzo mnie zainteresowała jego propozycja…

 

Przebyłaś ogromną odległość z Australii do Niemiec. Jak się czułaś w miejscu, gdzie mieszka i pracuje Klaus?

 

Bardzo dobrze. To miejsce pełne spokoju z pięknym, nasyconym subtelną ciemnością lasem. Studio także było bardzo wygodne, większość sprzętu została wyprodukowana specjalnie dla niego. Klaus żyje tam w pokoju i harmonii z naturą.

 

Powiedział w jednym z wywiadów, że myślicie w podobny sposób. To prawda?

 

Tak. I muszę dodać, że odbieram to jako wspaniały komplement. Klaus to bardzo inteligentny człowiek, wiele wie o świecie, ma ogromne doświadczenie. Bardzo dobrze wie, jak używać swojej kreatywnej duszy. Bardzo dobrze i swobodnie się razem czuliśmy...

 


Kiedy z nim rozmawiałem, powiedział mi rzecz absolutnie niesamowitą. Podobno nagrywałaś wszystko na żywo, nie znając muzyki, do której śpiewasz? 

 

Tak było! Klaus przygotował mniej więcej siedem godzin muzyki, do której improwizowałam. Wszystko zajęło nam raptem dwa dni, a to dzięki temu, że cała muzyka była już gotowa, kiedy przyjechałam. Pracuję bardzo szybko, kiedy muzyka mnie inspiruje, a tym razem dźwięki były tak delikatne i pełne wrażliwości, że dałam się im natychmiast zahipnotyzować! Poczułam się wolna. Klaus dał mi też fantastyczne wsparcie, kiedy inni w ciebie wierzą, to jesteś w stanie zrobić więcej niż sam byś się spodziewał. Z jego strony to było pełne zaufanie, pozwolił mi na swobodną interpretację jego dzieła…

 

Nauczyłaś się przy okazji czegoś nowego w czasie tej współpracy?

 

Oczywiście! Słuchanie jego kompozycji otworzyło mi oczy na wiele nowych, technicznych aspektów pisania i aranżowania muzyki. Nauczył mnie jak samplować  instrumenty smyczkowe, aby brzmiały dobrze na płycie. Pewne rozwiązania, które mi pokazał, dają ten sam efekt emocjonalny, ale nie są równocześnie takie kruche. Zaproszenie do jego świata było też lekcją miłości do muzyki w najgłębszym sensie. Jeżeli naprawdę kochasz to, co robisz, to twoja praca daje ci światło, rozwijasz się jako człowiek, stajesz się mądrzejszy...

 


W wypadku takich artystów jak Ty, rozwój to rzecz całkowicie naturalna. Jak bardzo różni się dzisiejsza Lisa, od tej z czasów Dead Can Dance? 

 

Kiedy robi się to co ja, człowiek rozwija się i zmienia bez przerwy. Mogłabym opowiadać o tym bardzo długo, ale żeby uprościć sprawę powiem, że mój muzyczny świat rozrasta się bardzo dynamicznie w kierunkach, które pojawiły się właśnie dzięki Dead Can Dance…

 


Dalej uważasz, że muzyka jest święta? 

 

Uważam, że jest czystym absolutem. Kiedy traktujesz ją z atencją i miłością, wtedy te cechy świętości sztuki pojawiają się w bardzo konkretnym kształcie i pokazują ci twoje wnętrze. Otwierają drzwi do głębokiej wiedzy, pozwalają rosnąć. Tak wiele wewnętrznych głosów domaga się, aby ktoś je usłyszał, nie chcą błądzić w pustce. Chcą połączyć się ze światem.
Śpiewając jestem w pewnym sensie medium... 

 


A techniczna strona Twoich wokaliz? Z jakich gatunków czerpiesz inspirację?

 


Ze wszystkich stron. Z muzyki innych ludzi, z mojej własnej. To jest wynik mojej duchowości i dążenia do dobrego samopoczucia. Wiele rzeczy ma na mnie wpływ, ale najważniejszym jest miłość w wielu swoich formach i płaszczyznach. 

 

„Farscape” jest emanacją tego uczucia w Twojej opinii?

 

Ta płyta to ślub okna z lustrem. Ta muzyka jest transcendentna, unikalna i bardzo subtelna. Klaus zabiera cię w podróż w nieznane miejsce i musisz mu zaufać. Jego wrażliwość, on sam jest wyczuwalny między tymi dźwiękami. Otwiera okno do wymiarów niewidzialnych dla ludzkiego oka, ale wyczuwalnych dla wyobraźni. Klaus prowadzi cię do tego miejsca i sprawia, że nie boisz się tego, co tam zobaczysz…

 

Będziecie jeszcze razem pracować?

 


Tak! Będziemy grać koncerty w Niemczech. Prawdopodobnie w lipcu tego roku. To będzie duży festiwal w czasie którego odbywa się „Night Of The Progs”. Jeżeli wszystko wypadnie po naszej myśli i koncert będzie udany, to zrobimy z tego DVD. Ale to na razie tylko plan, nic konkretnego. W tej chwili pracuję na nowym albumem, mam też nowy projekt z ludźmi z Animal Logic, więc na bark zajęć nie narzekam, ale kiedy skończę, przyjadę znowu do Europy! 

 

Rozmawiał
Piotr Miecznikowski