Państwo elfów i państwo goblinów są od zawsze skłócone. W tle majaczy wojna, którą gobliny przegrały, tracąc miasta, ziemie i wielu współbraci. Żyją teraz na niegościnnym pustkowiu, pod władaniem dziwacznego stwora, zwanego Obcoświatowcem Ghogiem. Elfy natomiast, jak to elfy, uprawiają wysoką kulturę w pięknych pałacach, prowadzą szlachetną, wysublimowaną egzystencję i chętnie podzieliłyby się swoim obyciem i stylem z ohydnymi goblinami. Dlatego też historyk Brangwin Kąkol zostaje wysłany na ziemie wrogów z misją: ma przekazać ich władcy starożytny klejnot gobliński, znajdujący się do tej pory w posiadaniu elfów i nawiązać stosunki dyplomatyczne, okazując dobrą wolę i wspaniałe maniery. A przynajmniej tak to wygląda z pozoru, bo sterujący wyprawą Kąkola Zakon Czystej Ręki ma tak naprawdę trochę inne zamiary.

Raport ze świata elfów i goblinów

Można przeczytać książkę Andersona i Yelchina jak zwykłą przygodówkę i nic się nie stanie. Ale to nie jest książka typowa. Zbudowana jest z tekstu i długich pasaży ilustracyjnych, które pełnią szczególną funkcję, robiąc czytelnikowi/czytelniczce małą eksplozję w głowie. Dlaczego obrazki są lekko zamazane, sprawiając wrażenie, jakby wydawnictwo pomyliło pliki do druku z miniaturkami w niskiej rozdzielczości? Ponieważ ilustracje to raporty, które Kąkol podczas wyprawy za pomocą myśli przesyła Zakonowi Czystej Ręki. Wyglądają jak faksymile, ponieważ nim właśnie są. A po tym odkryciu przychodzi czas na kolejne - może świat goblinów wygląda tak paskudnie, bo patrzymy na niego oczami uprzedzonego, elfickiego historyka, który w dodatku jest szpiegiem i przeraża go każdy krok w obcymi mieście i każda interakcja z obcymi? Może opiekujący się nim Werfel wcale nie jest pokrytym brodawkami, krzywozębym potworem, a jego sąsiedzi odrażającymi plebejuszami, tarzającymi się w brudzie i występku?

Zabójstwo Kąkola książka

„Zabójstwo Brangwina Kąkola” to przede wszystkim opowieść o arbitralności podziału na szlachetnych nas i barbarzyńskich innych, o uprzedzeniach i ich pokonywaniu. Jej wyjątkowość polega na napięciu między stroną graficzną a tekstową, i na zmuszeniu czytelnika/czytelniczki do czynnego zweryfikowania własnego osądu, przy jednoczesnym pokazaniu mechanizmu, który go w sposób niezauważalny zbudował. Anderson i Yelchin udowadniają z lekkością, że błyskawicznie przyjmujemy cudze interpretacje jako obiektywny obraz sytuacji, nie zastanawiając się zanadto, kto nam te obrazy pcha do głowy i jaki ma w tym cel. A skoro tak łatwo dajemy się wkręcić podczas czytania, to czy jesteśmy ostrożniejsi w życiu? Jakie uprzedzenia mamy wdrukowane?

Mądra i urocza

Należy przy tym zaznaczyć, że pomimo sporego ciężaru refleksji jest to opowieść urocza i pomysłowa, czuła i zabawna. Szczególnie poruszył mnie koncept dojrzewania goblinów, które wyrastają z kolejnych skór, zrzucają je niby wylinki, po czym pieczołowicie przechowują w szafach, mając realny i namacalny kontakt z dawnym sobą. Pragnę też zwrócić uwagę na obecne w tekście feminatywy. Jest tam sekretarzyni, jest dowódczyni, jest poruczniczka. I to akurat nie stanowi elementu świata fantastycznego, chociaż w Polsce może nadal tak. Tym bardziej cieszę się, że Lisowski i wydawnictwo Dwie Siostry pilnują językowej równości w książce, która, mam nadzieję, będzie wydawniczym hitem.