„Barrabas przyjechał do nas drogą morską”

- tak rozpoczyna się „Dom duchów” Isabelle Allende (przekład: Marcin Zbigniew Kowalski) i przyznaję, że kiedyś zdanie to było dla mnie równie ważne jak:

„Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendía miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go ze sobą do Cyganów, żeby pokazać mu lód” 

Czy słusznie?

„Dom duchów” ukazał się po raz pierwszy w roku 1982, był debiutem pisarki i nie tyle trampoliną, co katapultą do sławy. Gruba, wielowątkowa powieść zdobyła serca czytelniczek i czytelników, a ekranizacja z gwiazdorską obsadą (Meryl Streep, Glenn Close, Winona Ryder, Jeremy Irons, Antonio Banderas, Vincent Gallo) ugruntowała jej bestsellerowy status. Allende zadedykowała książkę matce, babce i wszystkim niezwykłym kobietom, którym daje miejsce na kartach książki, obejmującej akcją kilka pokoleń. Clara, Blanca i Alba funkcjonują w trzech wymiarach. Są matkami, córkami i żonami, prowadzącymi własne wojny w czterech ścianach starego, pełnego wspomnień domu. Są też obywatelkami kraju nienazwanego przez Allende, ale w oczywisty sposób będącego Chile, doświadczającymi przemian historycznych i społecznych. Żyją wreszcie w wymiarze duchowym: Clara jest jasnowidzką, rodzina wie,  że czasami unosi się w transie wraz z krzesłem w powietrze, jej siostra ma naturalnie zielone włosy, rodzina pełna jest ekscentryków i osób natchnionych. To natychmiast ustawiło Allende w sąsiedztwie Marqueza i realizmu magicznego, autorka nigdy zresztą nie odżegnywała się od olbrzymiego wpływu, jaki wywarła na niej proza kolumbijskiego pisarza.

Dom duchów okładka

Krytyka literacka patrzyła na te entuzjastyczne porównania krzywo, chociaż w „Domu duchów” zastosowanie marquezowskich chwytów wydawało się jeszcze względnie uzasadnione. W recenzji opublikowanej w maju 1985 w New York Timesie Christopher Lehmann-Haupt stwierdza, że Allende ma wprawdzie tendencję do zbyt gładkich, zgrabnych zdanek, nie lubi niuansować postaci ideologicznie (rewolucjoniści są zawsze szlachetni, ich wrogowie zawsze totalnie źli), ale realizm magiczny stosuje w sposób przemyślany, nie jako pusty ornament.

Isabel Alldene

Na zdjęciu Isabel Allende fot. Lori Barra

„Dom duchów” jest pamiętnikiem, pisanym przez jedną z kobiet z rodziny Trueba w strasznych czasach po wojskowym przewrocie, odsuwającym od władzy lewicowego prezydenta Salvadora Allende (prywatnie: wuja pisarki) na rzecz Augusto Pinocheta. Związani z obalonym prezydentem ludzie giną bez śladu, są przesłuchiwani, torturowani, uciekają z kraju. W tym świecie nie ma nic pięknego, jest codzienny strach i wyniszczająca niepewność. Dlatego pamięć wraca do złotego wieku, w którym działy się cuda. W tym ujęciu realizm magiczny „Domu duchów” nie jest ani realizmem, ani magią - raczej ucieczką znękanej wyobraźni w idealizowaną przeszłość.

Debiutanckiej powieści Allende nie sposób więc całkowicie zdyskredytować jako Marqueza dla średnio inteligentnych (chciałabym zresztą, żeby wszystkie powieści osiągające sukces wydawniczy były tej klasy), gorzej oceniana jest reszta jej literackiej produkcji. Roberto Bolano powiedział, że Allende nie jest pisarką, tylko maszyną do pisania, wypluwającą generyczne bestsellery, portorykańska pisarka i akademiczka Gianna Braschi stwierdziła natomiast, że Allende z każdą książką odcina sobie kawałeczek Marqueza i powoli go zabija. Jeżeli Allende przejmuje się krytyką, to zdecydowanie nie odbija się to na jej dorobku, uzupełnianym regularnie o kolejne powieści. Sama Allende stała się kobietą-instytucją. Pisze, udziela się jako aktywistka w dziedzinie ochrony praw kobiet i dzieci, jest założycielką fundacji, która działa na tym samym polu, nazwanej imieniem córki Allende, Pauli, która zmarła w wieku 29 lat na skutek błędu lekarskiego i, w konsekwencji, uszkodzenia mózgu.  Kiedy przeglądałam biograficzne notatki o chilijskiej pisarce, urzekło mnie, że zanim „Dom duchów” wyniósł ją na szczyty, była osobowością medialną, felietonistką, a także tłumaczką (przełożyła na hiszpański m.in. Barbarę Cartland) - i została zwolniona z pracy, kiedy odkryto, że przerabia zlecone teksty książek dla dzieci tak, żeby bohaterki miały więcej do powiedzenia i wygłaszały inteligentniejsze niż pierwotnie kwestie.

Czy „Dom duchów” blisko czterdzieści lat po premierze nadal dobrze się czyta? A może w dobie sprawnie realizowanych seriali, ustawiających nasze narracyjne gusty, nie potrzebujemy już ozdobnych sag rodzinnych? Warto się przekonać.

Więcej artykułów o książkach znajdziesz w naszej Pasji Czytam.