„Harry Potter i Komnata Tajemnic”: ciasteczka z Eliksirem Słodkiego Snu

W książkach i filmach o „Harrym Potterze” jest bardzo wiele wzmianek o jedzeniu – magicznym i nie tylko. Stoły w Wielkiej Sali uginające się pod ciężarem smakowitości w samonapełniających się naczyniach, Czekoladowe Żaby zwiewające przed wygłodniałym czarodziejem, czy tarta ciotki Petunii, która (w filmowej wersji „Komnaty Tajemnic”) wylądowała na głowie pani Mason – to zaledwie ułamek kulinarnych akcentów w ramach czarodziejskiego uniwersum. Według mnie najciekawszymi przykładami magicznego wykorzystania jedzenia (słodkiego i pysznego) były te, kiedy główni bohaterowie postanawiali jakiś smakołyk zaczarować.

W drugiej części przygód „Harry’ego Pottera” młodzi czarodzieje musieli podstępem zakraść się do dormitorium Slytherinu i sprawdzić, co na temat ponownego otwarcia Komnaty Tajemnic  wiedział Draco Malfoy. Włamanie i wyduszenie informacji siłą nie wchodziło w grę, bowiem syn Lucjusza wszędzie chodził z Grabbem i Goyle’em – zaprzyjaźnionymi ślizgonami. Na szczęście Hermiona wpadła na przebiegły plan. W książce „Najsilniejsze Eliksiry” znalazła przepis na Eliksir Wielosokowy, który umożliwiał czasową przemianę w dowolną osobę. Warunkiem było dodanie odrobiny tkanki takiego delikwenta do mikstury. Harry i Ron postanowili wcielić się w ochroniarzy Malfoya. Trzeba było tylko wymyślić sposób wyrwania im włosów bez ryzyka otrzymania manta. I tu właśnie pojawiają się nasze ciasteczka!

 Nasączone Eliksirem Słodkiego Snu i zaczarowane przez Hermionę zaklęciem Wingardium Leviosa (a nie Leviosaaa), unosiły się nad ziemią tuż obok wyjścia z Wielkiej Sali, w której Crabbe i Goyle zajadali się do późna. Fakt, że jakieś słodycze latają w powietrzu zupełnie ich nie zaniepokoił. Nie dość, że zgarnęli je bez zastanowienia, to jeszcze wsunęli z apetytem od razu. Po chwili Harry i Ron mogli już swobodnie przenieść śpiących kolegów w bezpieczne miejsce, przebrać się w ich ubrania i „pożyczyć” sobie po włosie, by dopełnić magicznego przedsięwzięcia. Morał z tej historii na Tłusty Czwartek jest prosty – jeśli traficie na lewitujące słodycze, upewnijcie się, że macie w pobliżu wygodny materac.

 

„Harry Potter i Komnata Tajemnic”  Chris Columbus

 

„Maria Antonina” i jej zamiłowanie do słodyczy

Żonie Ludwika XVI, Marii Antoninie przypisuje się słynnepanaceum na głód: jedzenie ciastek zamiast chleba. Chociaż dowodów na to, że francuska monarchini wypowiedziała te słowa jest dużo mniej niż anegdot o innych władykach dzielących się podobnym przemyśleniem, to zarzutów pod adresem Habsburżanki historia pamięta o wiele więcej. Z Austro-Węgier do Francji przeniosła się wieku 15 lat, a niedługo później czekała ją kolejna przeprowadzka – tym razem do Wersalu. Według historyków Maria Antonina prowadziła niezwykle rozrzutny styl życia. Lubiła bale, piękne i ekstrawaganckie stroje oraz słodkości.

Niezwykle udanym portretem królowej - albo raczej studium wyobrażenia o niej - jest film Sofii Coppoli z 2006 roku. „Maria Antonina” z Kirsten Dunst w tytułowej roli nijak ma się do innych przedstawicieli gatunku – są tu piękne stroje z epoki, postacie znane z kart podręczników, nawet daty się zgadzają. Mimo to skłaniam się ku opinii, że produkcja ma w sobie dużo więcej z współczesnego dramatu niż kostiumowej ekranizacji prawdziwych wydarzeń. Ten obraz to przede wszystkim próba pokazania widzom, że ta znienawidzona trzpiotka była człowiekiem z krwi i kości. Nawet gdy Coppola pokazuje ją na tle wypieków o kształtach i kolorach zapierających dech w piersiach i wtłacza jej w usta niefortunne „niech jedzą ciastka”, robi to tylko po to, by później uświadomić nam, że życie na królewskim dworze ma też mroczne strony.

 

„Maria Antonina”  Sofia Coppola

 

„Przyjaciele”: ciastka według „przepisu” babci Phoebe

Przekazywanie sobie kulinarnych tajemnic z pokolenia na pokolenie to piękna tradycja. Dla Phoebe, bohaterki serialu „Przyjaciele” pamiątka po babci w postaci przepisu na kruche ciasteczka z czekoladą była bardzo ważna, gdyż stanowiła wspomnienie o nestorce rodu i życiu w pełnej rodzinie.

W jednym z odcinków dowiedzieliśmy się, że receptura była przedmiotem pożądania Moniki Geller. Pyszne ciasteczka miały uczynić bohaterkę idealną matką w przyszłości (w końcu dzieci kochają łakocie), a jak wiemy Monica do kwestii rodzicielstwa podchodziła niezwykle poważnie. Mimo najszczerszych chęci Phoebe nie potrafiła przypomnieć sobie ani listy składników, ani sposobu ich przygotowywania. Zawodowa szefowa kuchni o niezwykle rozwiniętymsmaku, mimo wielu prób, także nie była w stanie odtworzyć perfekcyjnego smaku i tekstury wypieków. Na szczęście panna Buffay w końcu uprzytomniła sobie, że jej zmarła babcia ten niezwykły przepis otrzymała od pewnej francuski imieniem… Nestle.

 

Kolekcja: Przyjaciele. Sezony 1-10

 

Czekolada z filmu… „Czekolada”

W kinematografii słodycze często wykorzystywane są jako symbol – rozpustnego życia, jak we wspomnianej „Marii Antoninie”, dobrobytu czy zakazanego owocu. W filmie „Czekolada” Lasse Hallströma tytułowy smakołyk stanowi zagrożenie dla konserwatywnych wartości: to nowoczesność, egzotyka i bezpruderyjność w jednym.

Akcja osadzona jest w katach 60. ubiegłego stulecia. Do miasteczka Lansquenet-sous-Tannes we Francji przybywa Vianne Rocher wraz z córką. Jest samotną matką, bardzo atrakcyjną i inteligentną. Ponadto ma nietypowy zawód - zajmuje się wytwarzaniem tytułowego przysmaku. Robi też praliny, ciastka i inne przepyszne produkty, które kuszą zapachem i wyglądem. Jej profesja i stan cywilny wywołują niezadowolenie części mieszkańców, w tym burmistrza, hrabiego de Reynaud.

Nie jest to jedyny problem lokalnego włodarza. Bowiem do brzegu rzeki sąsiadującej z miastem przybijają wędrowni rybacy. I jeśli pomyśleć, że szanowny pan burmistrz czuł niesmak w związku z Vivienne, obecność nomadów w sąsiedztwie musiała być dla niego prawdziwą udręką. Tymczasem w serca mieszkańców powoli wstępowała miłość do słodkości, które piękna bohaterka serwowała w swojej czekoladziarni – niektórzy postanowili zakosztować słodkości mimo Wielkiego Postu. Na szczęście Tłusty Czwartek jest zupełnie innym świętem i czekoladowe przysmaki są wtedy mile widziane.

 

„Czekolada”  Lasse Hallstrom

 

„Charlie i Fabryka Czekolady”, w której było znacznie więcej niż tylko czekolada

Historia ekscentrycznego Willy’ego Wonki i jego imperium to słodko-gorzka opowieść o spełnianiu dziecięcych marzeń i skromności. Słynny cukiernik wychował się pod okiem ojca dentysty, który nie pozwalał mu kosztować słodyczy, na które miał wielką ochotę. Zaowocowało to gorącym pragnieniem zgłębienia świata łakoci i … nieskazitelnie białymi zębami.

Wonka osiągnął upragniony sukces w branży cukierniczej, ale nie doczekał się dziedzica. Dlatego też postanowił znaleźć kogoś godnego zaufania. Do kilku tabliczek czekolady nakazał włożyć złote bilety, które uprawniały do wejścia na teren fabryki. W końcu najlepiej przyszłego spadkobiercę wybrać osobiście i dobrze sprawdzić, czy będzie miał serce do wytwarzania słodyczy. Mnóstwo dzieci marzyło o takiej możliwości, więc majętni rodzice zaczęli wykupować czekoladę hurtowo. Większość biletów trafiła w ręce tych, których stać było na zrobienie największych zakupów, ale ostatni lśniący karnet znalazł Charlie Bucket, który przeciwieństwie do pozostałych szczęśliwców, pochodził z ubogiej rodziny.

Jego dziadek, Joe przed laty pracował w Fabryce Willy’ego Wonki i darzył go wielkim szacunkiem. Nieraz opowiadał wnukowi niezwykłe historie z czasów swojej młodości. Charlie postanowił, że to właśnie on będzie towarzyszył mu podczas wycieczki. A co wydarzyło się w trakcie zwiedzania? Otóż wszystkich posiadaczy złotych biletów poddano testom. Każda kolejna słodka atrakcja była jedynie pretekstem – próbą sprawdzenia intencji bohaterów. Większość z nich uległa swoim słabościom i jak pewnie się domyślacietylko Charlie okazał się godny zostania spadkobiercą Wonki. Zwyciężył dzięki skromności i  prawdziwej fascynacji sztuką cukierniczą.

Obraz Tima Burtona to moc kolorów, smaków i kontrastów. Wszystko osnute jest tu niepokojącą nicią dosłowności, lecz zupełnie nie psuje to odbioru – każdy słodycz w filmie wygląda obłędnie, apetycznie i przede wszystkim wywołuje chęć schrupania tabliczki czekolady.

 

„Charlie i fabryka czekolady”  Tim Burton

 

„Śpiąca Królewna” i niebieski tort oparty na miotle

Disnejowska animacja z 1959 roku to adaptacja jednej z baśni Charles’a Perraulta. Opowiada historię królestwa, które popadło w niełaskę czarownicy. Władca nie zaprosił jej na uroczystość po narodzinach Aurory. Urażona wiedźma rzuciła klątwę na maleńką wówczas Księżniczkę. Urok miał sprawić, że w wieku 16-stu lat dziewczyna ukłuje się w palec igłą z kołowrotka i umrze. Na szczęście jednej z Dobrych Wróżek, która była zaproszona na przyjęcie udało się nieco złagodzić czar, by Królewna jedynie zapadła w sen. Warunkiem zbudzenia się z niego był oczywiście pocałunek prawdziwej miłości. Zapobiegliwy Król nakazał Dobrym Wróżkom ukrycie swej córki daleko od dworu do czasu aż Aurora skończy szesnaście lat – miało to zapobiec spełnieniu się mrocznego wyroku Diaboliny.

Flora, Hortensja i Niezabudka zaopiekowały się dziewczyną i bardzo z nią zaprzyjaźniły. W dniu jej symbolicznych urodzin postanowiły przygotować dla niej kilka prezentów oraz smakowity tort. Jeśli myślicie, że czary podczas pieczenia pomogły, to jesteście w dużym błędzie. Nawet magia nie pomoże, jeśli kucharz nie ma doświadczenia. Dlatego też słynny niebieski tort trzeba było na koniec wesprzeć na miotle. Według mnie mimo tego zabiegu prezentował się znakomicie.

 

„Śpiąca Królewna”  Clyde Geronimi

 

„Dzikie Historie” i weselny tort jako niemy świadek tragedii

Argentyńska antologia w reżyserii Damiána Szifrona to studium natury gniewu. Bohaterowie poszczególnych części zmagają się z pozornie niewiarygodnymi historiami. Kolejne potworności spiętrzają się, by ostatecznie wywołać w protagonistach furię. W ostatnim opowiadaniu „Dopóki śmierć nas nie rozłączy” odwiedzamy Rominę i Ariela na ich weselu. Są radośni, otoczeni przez bliskich i gdy już mamy nadzieję, że może tym razem uda się uniknąć awantury, do głosu dochodzi instynkt panny młodej. Uświadamia sobie, że jedna z kobiet znajdujących się na pięknie przystrojonej sali weselnej to kochanka jej (od niedawna) małżonka. Próby konfrontacji kończą się zmasakrowaniem przybytku. Romina w szale dewastuje wszystko, co stanie jej na drodze – a te zniszczenia są niczym w porównaniu ze szkodami, jakie w życiu obu postaci wyrządził Ariel swoją zdradą.

Mimo zamieszania na salę w pewnym momencie wjeżdża tort. Ta scena jest pełna napięcia, bowiem spodziewamy się, że protagonistka na jego widok zezłości się jeszcze bardziej. Tymczasem dzieje się coś niespodziewanego – kobieta nakazuje kelnerom rozdanie kawałków ciasta gościom – o dziwo jacyś postanowili wytrwać do końca tej farsy. Być może słodycz lukru sprawiła, że rozwścieczona panna młoda nieco się uspokoiła, bo zakończenie tej dzikiej historii może wskazywać na rozejm między nią a Arielem.

 

„Dzikie historie”  Damian Szifron

 

Jak widzicie, słodycze w popkulturze zajmują bardzo ważne miejsce i dla filmowych twórców mogą być narzędziem do osładzania (lub wprost przeciwnie) fabuły dzieła. Jakie jeszcze smakowitości mogłyby znaleźć się na naszej liście? Dajcie nam znać w komentarzach. A jeśli chcecie dalej czytać o swoich ulubionych tytułach, koniecznie zajrzyjcie na stronę Empik Pasje. Magazyn Online. W dziale poświęconym pasji do oglądania czeka na was wiele ciekawych informacji.