Autor: Magda Tarnawska

 

Aladyn (2019)

Najnowszy film Guy'a Ritchiego to remake znanej wszystkim fanom Disneya baśni o ubogim Aladynie zakochanym w Księżniczce Jasminie. To także jedna z najpopularniejszych opowieści Disneya dlatego oczekiwania wobec nowej produkcji od początku były duże. Zwłaszcza, że reżyserem jest Guy Ritchie odpowiedzialny za kilka innych filmów całkiem dobrze przyjętych przez widzów (m.in. „Przekręt”, „Porachunki” czy „Sherlock Holmes”). Już na pierwszy rzut oka zaskakuje tu obsada i teoretyczny brak mocnych nazwisk gwiazd wśród odtwórców głównych ról - w tych występują Mena Massoud jako Aladyn oraz wschodząca gwiazda Naomi Scott w roli Księżniczki Jasminy. Zamiast tego Ritchie postawił na gwiazdę klasy A - Willa Smitha, który gra Dżina. Na ekranie jednak nie widać wielu różnic w doświadczeniu, a cała trójka dobrze się prezentuje. Niemałe zaskoczenie wśród fanów wywołał także sam wizerunek Dżina. Wydawało się bowiem, że w filmie live-action producenci zrezygnują z klasycznej niebieskiej postaci. Tymczasem na ekranie można zobaczyć całkowicie niebieskiego Dżina, co wywołuje niemałe poruszenie. Nowa aktorska wersja animacji to także powrót wszystkich piosenek z poprzedniego filmu z 1992 roku oraz kilka nowych utworów, co sprawia, że warstwa muzyczna to jeden z lepszych elementów produkcji. W ostatnich latach powstało wiele ekranizacji baśni Disneya.

Porachunki (1998)

To debiutancki film Ritchiego, dzięki któremu reżyser stał się najgorętszym brytyjskim talentem w przemyśle filmowym i otworzył sobie drzwi do wielkiego kina. Ta czarna komedia kryminalna stanowiła udany powrót do najlepszych czasów kina gangsterskiego, w którym widz znajdzie m.in.: wojny gangów, bezwzględnych mafiosów, brudne interesy, londyńskie podziemie przestępcze, puby i nocne kluby oraz wyśmienity angielski humor. W swoim pierwszym filmie Ritchie stawia na wartką, dynamiczną akcję, ciekawy montaż i inteligentną grę słowną, czyli wszystkie te cechy, które odtąd będą charakteryzować jego kino. „Porachunki” to także dobre kino akcji, pełne efektownych scen pościgów i strzelanin, gdzie trup ściele się gęsto. A wszystkiemu towarzyszą mistrzowskie dialogi, które wypowiadane z charakterystycznym brytyjskim akcentem, stanowią główne źródło humoru. Warto zauważyć, że debiut Ritchiego, który okazał się ogromnym sukcesem i nadal stanowi jeden z lepszych filmów gatunku, zrealizowano przy bardzo ograniczonym budżecie (ok. 1 mln dolarów), co pokazuje, że w kinie wciąż liczy się jakość, a nie tylko przepych i rozmach.

 

 

Przekręt (2000)

Film właściwie można nazwać kontynuacją „Porachunków”, bo tematycznie i estetycznie jest podobny do debiutu reżysera. Opowiada o londyńskim podziemiu przestępczym i gangsterskich porachunkach. Tym razem jednak Ritchie zaserwował widzom podwójną dawkę wszystkiego, czyli więcej gwiazd, więcej fabuły i więcej humoru, co możliwe było przy znacząco zwiększonym budżecie na produkcję. „Przekręt” to kilka przeplatających się linii fabularnych, w których Ritchie fachowo łączy narrację i jeszcze bardziej udoskonala dialogi. Film stanowi wizualną ucztę, w której wykorzystano wszelkie sztuczki mające na celu przyciągnąć uwagę i zaskoczyć widza, m.in. podzielone ekrany, szybkie cięcia, wykorzystanie nieruchomych obrazów czy wstawki muzyczne. Widownia oszalała na punkcie „Przekrętu”, który okazał się kasowym sukcesem. Podczas gdy część krytyków bardzo dobrze przyjęła kolejny film Ritchiego osadzony w świecie przestępczym, inni zarzucili mu powielanie stylu z pierwszej produkcji. Ci ostatni najprawdopodobniej mają rację. Tylko czy ma to jakieś większe znaczenie, gdy powstaje film tak dobry jak „Przekręt”?

 

Sherlock Holmes (2009) i Sherlock Holmes: Gra Cieni (2011)

Przygody najsłynniejszego detektywa, jakiego znamy z opowieści Conana Doyle’a, w filmowej wersji Ritchiego okazały się strzałem w dziesiątkę. Głownie dlatego, że stanowią całkiem uwspółcześnioną wersję popularnej historii i w odmieniony sposób koncentrują się na prezentacji postaci głównego bohatera, którego poznajemy, inaczej jak dotychczas, jako zagubionego geniusza, nieprzystającego do ówczesnego świata, ekscentryka i morfinistę. Oba tytuły to popis świetnego aktorstwa w wykonaniu Roberta Downey Jr (Sherlock Holmes) i Juda Law (Dr John Watson) oraz kunsztu reżysera, który tchnął w historię nowe życie. Wielokrotnie ekranizowana opowieść u Ritchiego nie nudzi ani przez chwilę, stale zaskakując widzów wartką akcją, w której cały czas coś się dzieje. Sporo tu inteligentnych dialogów zwieńczonych błyskotliwą puentą, czarnego angielskiego humoru i zwrotów akcji. Dla wszystkich widzów to zapowiedź naprawdę dobrej zabawy, a dla szczególnie zagorzałych fanów Holmes’a obietnica odkrycia nieznanej do tej pory strony postaci. Holmes jest tu przedstawiony jako miłośnika sztuk walki, który stale sprawdza swoje umiejętności w różnych sytuacjach. Zarówno „Sherlock Holmes” jak i sequel wielkiego przeboju to bardzo równe kino osadzone w scenerii wiktoriańskiej Anglii, które dzięki odświeżeniu fabuły i nadaniu jej nowoczesnej formy może podobać się współczesnym widzom.

 

Kryptonim U.N.C.L.E. (2015)

Tym razem w „Kryptonimie U.N.C.L.E.” Ritchie odwołuje się do klasycznego kina szpiegowskiego, znów jednak puszczając w swoim stylu oko do widzów. Fabuła filmu, opartego na serialu z lat 60-tych, opowiada o współpracy agentów KGB i CIA, którzy próbują uratować świat przed organizacją przestępczą dążącą do rozprzestrzenienia broni jądrowej. Główną oś stanowi tu przedstawienie rywalizacji między agentami amerykańskiego i sowieckiego wywiadu, co oczywiście w wersji Ritchiego przysparza wielu zabawnych sytuacji. Ale to, co stanowi największe atuty produkcji to oprócz humoru, przede wszystkim wykorzystanie stylistyki retro i świetne zrekonstruowanie epoki zimnej wojny. Poza tym brytyjski reżyser nie rezygnuje ze współczesnej realizacji i tempa akcji oraz efektów specjalnych, co pozwala utrzymać napięcie, do którego Ritchie już przyzwyczaił swoich widzów. 

Król Artur: Legenda miecza (2017)

W tym filmie Ritchie ożywia historię o rycerzach Okrągłego Stołu, odświeżając legendę Króla Artura. Koncentruje się jednak na wydarzeniach, dzięki którym Artur stał się sławnym królem. Podobnie, jak we wcześniejszych produkcjach, osadzenie historii w zamierzchłych czasach, nie przeszkadza mu w stosowaniu zabiegów kina współczesnego, które mieszając się z klasyczną stylistyką dają zamierzony cel - ekscytującej opowieści, opakowanej w efektowny sposób. Film zrealizowany w stylu MTV (teledyskowy montaż), z dynamiczną akcją, energetyczną muzyką i szybko zmieniającymi się kadrami, pokazuje, że brytyjski reżyser cały czas jest w formie. Całość stanowi z pewnością ucztę dla oka i widzów ceniących sobie efekty wizualne. A sam sposób realizacji przypomina z kolei, dobrze znaną z wcześniejszych produkcji Ritchiego stylistykę kina gangsterskiego. 

 

A wam, który z filmów Guy’a Ritchiego podoba się najbardziej?