Konsumowanie treści wideo w Internecie jest dzisiaj absolutnym standardem i zdecydowanie najpopularniejszym formatem, z jakim się w sieci spotykamy. Lubimy oglądać zarówno „śmieszne filmiki” i „słodkie kotki”, jak i materiały informacyjne, publicystyczne, popularnonaukowe, o gwiazdach, show biznesie, polityce oraz, oczywiście, wszelkiego rodzaju wirale (czyli takie filmy, które zdobywają swoją popularność w sposób „wirusowy”, są szeroko udostępnianie; dotyczyć mogą w zasadzie każdej tematyki). Ba, lubimy nawet oglądać reklamy, które dzięki popularyzacji i profesjonalizacji formatu wideo, potrafią stać się małymi dziełami sztuki (a przy okazji także wiralami). Przekładając to na liczby: 90% z nas ogląda treści wideo w Internecie; średni czas, który na to poświęcamy, to 67 (świat) i 49 minut dziennie (Polska); już ponad połowa tych interakcji odbywa się za pośrednictwem urządzeń mobilnych, zaś jedna trzecia zaś w mediach społecznościowych (dane na podstawie- Online Video Forecasts 2018, badanie przeprowadzane przez agencję mediową Zenith) . Wideo tworzą i publikują zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy - celem informacji, rozrywki, reklamy, sprzedaży i pozyskania klientów. Oglądamy materiały, których autorami są tak osoby prywatne, jak i wielkie, międzynarodowe korporacje. Słowem: wideo jest formatem nie tylko szalenie popularnym, ale i uniwersalnym.

Od modemu do światłowodu

Jak jednak można się domyślić, nie zawsze tak było. Masowa, powszechna konsumpcja treści wideo - zarówno tych profesjonalnych, nadawanych przez stacje telewizyjne w sieci czy produkowanych przez twórców internetowych, jak i zupełnie amatorskich - nie byłaby możliwa, gdyby nie kilka technologicznych przełomów, których świadkami byliśmy w ostatnim trzydziestoleciu. Aby bowiem serwis taki jak YouTube mógł w ogóle powstać, działać sprawnie i zdobywać kolejne miliony użytkowników, globalna sieć musiała przejść wiele zmian. Przypomnijmy więc, jak wyglądało korzystanie z Internetu w latach 90., a w Polsce również do połowy lat dwutysięcznych: w większości przypadków korzystało się z modemu, podłączonego do komputera kablem i wykorzystującego połączenie telefoniczne (co oznaczało, że kiedy jedna osoba sprawdzała maila, to inni domownicy nie mogli ani nigdzie zadzwonić, ani odebrać połączenia, bo linia była po prostu zajęta). Dodatkowo, prędkość Internetu była niewyobrażalnie na dzisiejsze standardy niska (podobnie jak moc obliczeniowa urządzeń, z których aktualnie korzystamy), a ściągnięcie 2-minutowego filmiku trwało około 20 minut (załadowanie go i umieszczenie np. jako załącznika w wiadomości mailowej zajmowało jeszcze więcej czasu). Do tego dochodziły koszty: podłączenie i korzystanie z Internetu było po prostu drogie. Nie można zapominać o jeszcze jednym, ważnym aspekcie, jeżeli chodzi o masową produkcję i konsumpcję materiałów wideo - do połowy lat dwutysięcznych dostęp do urządzeń, które były w stanie zarejestrować obraz i dźwięk w wysokiej (a przynajmniej przyzwoitej) jakości, zarezerwowany był dla profesjonalistów, czyli przede wszystkim stacji telewizyjnych, i w dużej mierze wciąż jeszcze analogowy. Pojawienie się amatorskich aparatów i kamer (a także, z czasem, coraz lepiej wyposażonych telefonów komórkowych i smartfonów), które umożliwiały nagrywanie materiałów wideo, stał się przedsionkiem do wykształcenia kultury pokazywania i dzielenia się wszystkim, co nas otacza - od filmików ze śmiesznym zachowaniem naszych dzieci, na teoriach spiskowych kończąc.
 


Laptop ASUS VivoBook S14

 

Wycieczka do zoo, która przeszła do historii Internetu

Ważną rolę w formowaniu się naszych nowych zwyczajów konsumowania coraz większej ilości treści wideo odegrał rozwój globalnego społeczeństwa informacyjnego: powstanie stacji newsowych telewizyjnych nadających przez 24 godziny na dobę (w Stanach od początku lat 90., w Polsce - od 2001 roku i startu TVN24), które w pewien sposób wzbudziły i wykreowały popyt na stały dostęp do informacji. I to właśnie stało podwaliną do stworzenia serwisu, który jest dzisiaj drugą najpopularniejszą stroną internetową świata: Steve Chen, Chad Hurley i Jawed Karim, byli pracownicy PayPala, powołali do życia YouTube, gdyż coraz częściej zauważali we własnym otoczeniu brak dostępu do materiałów wideo, relacjonujących ważne aktualne wydarzenia (Karim wskazywał szczególnie na dwa konkretne: niesławny występ Janet Jackson podczas SuperBowl oraz trzęsienie ziemi na Oceanie Indyjskim; obydwa miały miejsce w 2004 roku). Panowie postanowili stworzyć więc platformę, w ramach której możliwe będzie publikowanie różnych treści wideo - chociaż, oczywiście, nie było to pierwsze tego typu miejsce w sieci (wspomnieć chociażby Albino Blacksheep czy Newgrounds). Było to jednak pierwsze miejsce tak bardzo „user friendly”, czyli przystosowane do łatwej, intuicyjnej i przyjemnej obsługi przez „zwykłego”, przeciętnego użytkownika, który mógł sprawnie, bezproblemowo i bez większej technicznej wiedzy podzielić się (z całym światem!) filmikiem z urodzin córki, fragmentem koncertu ulubionego zespołu czy relacją z wakacji. YouTube wystartował oficjalnie dokładnie 14 lutego 2005 roku, a towarzyszyło mu hasło „Broadcast Yourself”, co przetłumaczyć można jako „transmituj siebie”. Jednak pierwszy materiał, który pojawił się w serwisie, udostępniony został 23 kwietnia tego samego roku. Miał 18 sekund, tytuł „Me at the zoo” i przedstawiał Jaweda Karima podczas wizyty w ogrodzie zoologicznym w San Diego. I chociaż na sukces komercyjny platformy trzeba było poczekać, tak właśnie zaczęła się era konsumpcji treści wideo, którą znamy i (w większości) uwielbiamy dzisiaj.

 

Telewizja w Internecie, Youtuberzy i hate watching

Według danych z maja 2019 roku, 500 godzin materiałów wideo jest wrzucanych na YouTube… każdej minuty, zaś łączna liczba godzin oglądanych każdego dnia filmów w 2018 roku wynosiła ponad miliard (!). Grono youtuberów i vlogerów, którzy tworzą wideo w absolutnie każdej tematyce, liczone jest w milionach; w serwisie znajdują się też oficjalne treści dostarczone przez stacje telewizyjne oraz, oczywiście, setki tysięcy marek, od tuz pokroju Coca-Coli, Apple czy Volvo, aż po lokalnych, małych przedsiębiorców. Platforma, która na przestrzeni lat przeszła od publikacji treści amatorskich, zupełnie nieedytowanych czy montowanych, do prawdziwie profesjonalnych, wysoko ocenianych produkcji, przyczyniła się więc znacznie do wykreowania nawyków konsumowania treści, które właściwe są dla naszego całego, globalnego społeczeństwa. Najważniejszym jest „wideo na żądanie”, czyli możliwość odtworzenia dowolnego materiału o każdej porze i z każdego miejsca na świecie - co zresztą stanowiło (i nadal stanowi) największą przewagę YouTube’a i serwisów streamingowych nad tradycyjną telewizją. Nie trzeba już czekać na emisję ulubionego programu, odcinek wyczekiwanego serialu czy nowe wydanie serwisu informacyjnego. Do wszystkiego mamy bowiem dostęp tu i teraz, na komputerze i w telefonie; w ten sam sposób możemy też dzielić się samodzielnie stworzonymi materiałami. Stąd już krok do sukcesu takich gigantów jak Netflix, HBO Go czy Amazon Prime, które przecież nie tylko dystrybuują produkcje stacji telewizyjnych czy wytwórni filmowych, ale przede wszystkim stawiają na te własne (zyskując nie tylko miliony fanów na całym świecie, lecz także i coraz więcej nagród, z Emmy, Złotymi Globami i Oscarami na czele). Zresztą, i YouTube chce wykroić kawałek z tortu, którego pieczenie zapoczątkowało i od 2016 produkuje własne oryginalne treści (seriale fabularne i dokumentalne oraz filmy fabularne).

Stąd już tylko krok do pytania o to, czy Internet - YouTube i jego konkurenci oraz serwisy streamingowe - przejmą funkcję tradycyjnej telewizji. Jest to jednak pytanie nieco już spóźnione: odejście od tzw. starych mediów postępuje już od lat. Potwierdzają to liczby: w 2005 roku (w którym wystartował dzisiejszy jubilat), udział osób w wieku od 10 do 29 w widowni telewizyjnej stanowił 21% (wg raportu KRRiT) . W 2018 - już tylko 13%. Co więcej, aż ¼ odbiorców w tym wieku deklaruje, że jeżeli już zdecyduje się na obejrzenie programu telewizyjnego robi to po to, aby… uprawiać tzw. hate-watching, czyli po prostu pośmiać się z emitowanej produkcji (badanie realizowane dla AntyWeb.pl). Informacji, wiedzy i rozrywki coraz częściej (i niezależnie od wieku) szukamy już gdzie indziej.
 

Netflix - Kod podarunkowy 120 zł
Netflix - Kod podarunkowy 120 zł