Rozmowa z Martą Dziok-Kaczyńską

Magdalena Pertkiewicz: Trzeba przyznać, że stworzone przez Ciebie uniwersum – współczesny Londyn, w którym wspólnie żyją ludzie, elfy, a także krasnoludy czy driady – jest bardzo rozbudowane. Dużo postaci, kilka wielopokoleniowych elfich rodów, rozmaite zależności między nimi. Kiedy po raz pierwszy ten pomysł zaświtał Ci w głowie?

  • Marta Dziok-Kaczyńska: Pomysł dojrzewał latami. Pierwsza scena pierwszego rozdziału powstała, kiedy miałam około piętnastu lat, tyle że zamiast metra rozgrywała się w autobusie. Nieprzyjemni delikwenci byli znanymi z codzienności „dresami”. Wtedy była to taka kraina nieumiejscowiona nigdzie konkretnie. W miarę jak zmieniało się moje życie i wraz z wyjazdem do Wielkiej Brytanii, moje postaci przeniosły się do moich nowych codziennych przestrzeni. Londyn wydał mi się miejscem idealnym, ze względu na to, że od tysiącleci jest tyglem kulturowym, w którym ściera się mnóstwo grup etnicznych i idei, a jednocześnie można się w nim zagubić. Celowo lub nie.

W książce na początku znajduje się bardzo przydatna infografika, która prezentuje wzajemne zależności między rodami, bohaterkami i bohaterami. A jak Ty się odnajdujesz w tym świecie? Czy masz to wszystko w głowie, czy pisząc, musiałaś sobie jakoś pomagać, żeby ostatecznie wszystko się zgadzało?

  • Mam dość dobrą pamięć, również do fikcji, niekoniecznie tylko swojej. Nie mam problemu z tym, kto jest kim w dziełach takich jak np. „Gra o Tron” czy „Saga o Wiedźminie”. Pewnie dlatego studiowałam historię – genealogie mnie kręcą. Wszystko odnośnie mojego świata mam w głowie, ale przyznam, że wymyślałam to bardzo, bardzo długo. Na pewnym etapie musiałam też wypisać sobie, kto mniej więcej kiedy się urodził. Chociaż właściwie w powieści pada tylko rok urodzin głównej bohaterki, ale musiałam jakoś sobie określić, kto od kogo jest starszy i o ile.

Elfy w stworzonym przez Ciebie świecie są wyniosłe, zdystansowane, często pogardliwie odnoszą się względem innych. Przypominają trochę te z twórczości J.R.R. Tolkiena czy Andrzeja Sapkowskiego. Czy to były dla Ciebie inspiracje?

  • Oczywiście. Przy czym jednak Sapkowski dużo bardziej, ponieważ w większym stopniu poruszał problemy związane z nieśmiertelnością – dekadencję, gnuśność lub wręcz przeciwnie, obsesję na punkcie spraw, które dla współczesnego „śmiertelnika” są już melodią przeszłości.
     

Elfy londynu Marta Dziok-Kaczyńska
 

A Arianrhod – główna bohaterka? Ma cięty język, większość jej wypowiedzi jest sarkastyczna, to typ buntowniczki, którą trudno obdarzyć sympatią, szczególnie na początku. Skąd pomysł na taką postać?

  • Nie ukrywam, że kiedy byłam nastolatką, taka postać wydawała mi się bardzo „cool”. W mojej wyobraźni chciałam być taką dziewczyną, która nie dba o niczyją opinię i chodzi swoimi drogami. Chociaż na co dzień oczywiście zachowywałam się grzecznie, miałam dobre oceny i moim największym występkiem były ucieczki z matematyki.

Mimo jej mocnego charakteru da się ją polubić – potwierdzają to m.in. pierwsze recenzje Twojej książki. Jesteś tym zaskoczona? Tak zaplanowałaś tę bohaterkę, trochę przewrotnie, czy w pewnym momencie po prostu zaczęła żyć na kartach powieści po swojemu?

  • W miarę jak sama zaczęłam dorastać, potrzebowałam zrozumieć, dlaczego jako postać Arianrhod zachowuje się tak, a nie inaczej. Przestałam na nią patrzeć jak na idolkę, nabrałam perspektywy nieco z boku i uznałam, że jej styl bycia jest reakcją obronną. Zatem musiała mieć przed czym się bronić,  stąd skomplikowane relacje rodzinne. I przyznam – czasami robiło mi się naprawdę przykro ze względu na to, jak dawałam ją traktować innym postaciom. Ale chyba wyszło na dobre, skoro w końcu daje się ją zrozumieć i polubić

Chciałabyś żyć w takim Londynie, jaki opisałaś?

  • Myślę, że już w nim żyję. Nie ma elfów, krasnoludów ani driad, ale z pewnością są w nim bogaci i wyniośli ludzie, którym wolno więcej i którzy uważają, że ich sprawy są najważniejsze na świecie. Sporo postaw zaczerpnęłam z rzeczywistości, starałam się stworzyć pewną metaforę stosunków społecznych.

A Twoje ulubione miejsca w rzeczywistym Londynie? Zawarłaś je na kartach powieści?

  • Oczywiście! Łącznie z ulubionym barem Slim Jim’s na Angel, który ma naprawdę dobre drinki w niezłej promocji (z której zresztą korzystają bohaterowie powieści) i parkiem Waterlow, do którego lubię chodzić latem z dziećmi, bo jest uroczy, a zarazem znają go tylko okoliczni mieszkańcy. Arianrhod mieszka w bardzo malowniczym zakątku Primrose Hill, gdzie często wybierałam się z przyjaciółką na kawę i sesje zdjęciowe w londyńskim klimacie. Nawet stacja Waterloo, na której rozgrywa się jedna z kluczowych scen, to stacja do której mam specjalny sentyment – dobre kilka lat była moim punktem przesiadkowym. Bardzo chciałam, żeby można było sobie pojeździć z książką po Londynie i odkryć nowe miejsca, poza tymi znanymi wszystkim z przewodników. Zresztą planuję przy okazji premiery nagrać filmiki z czytaniem fragmentów w kilku lokalizacjach z książki, żeby przybliżyć ich klimat czytelnikom.

Masz już plany na dalsze losy bohaterek i bohaterów „Elfów Londynu”?

  • Zdecydowanie. Wiem nawet, kto kiedy umiera i jak nazywają się czyje dzieci. Mam też w głowie dużą narrację odnośnie władzy jako takiej. Mam nadzieję, że uda mi się ją przedstawić Czytelnikom.
     

Elfy Londynu Marta Dziok Kaczyńska
Marta Dziok-Kaczyńska / fot. Paulina Tran, materiały wydawnictwa GWF

 

Na swoim profilu na Instagramie od jakiegoś czasu prowadzisz akcję #400słów – ma ona motywować do regularnego pisania. Opowiesz o niej coś więcej? Czy spodziewałaś się, że okaże się tak popularna w szeroko pojętej blogosferze?

  • Podobno od metody pisania czterystu słów dziennie zaczynał Terry Pratchett, kiedy był etatowym pracownikiem w biurze prasowym elektrowni. Uznałam, że skoro taki mistrz został tym, kim został, startując z tego pułapu, to byłoby grzechem nie spróbować. I rzeczywiście, to działa. Umysł jest jak mięsień i działa coraz lepiej, kiedy się go trenuje. W ten sposób można pisać cokolwiek, od wierszy po doktoraty. To jest tak oczywisty sposób, zdejmujący z pisania romantyczne piętno, że nie tylko nie jestem zaskoczona, że ludzie w to wchodzą i to się sprawdza, ale jestem zdziwiona, dlaczego nikt nas tego nie uczy w szkole. Ale, tak jak wspomniałam, pomysł pochodzi od Pratchetta, ja się tylko inspirowałam.

A kiedy akurat nie piszesz, to co najchętniej czytasz w wolnym czasie, dla przyjemności?

  • Uwielbiam XIX-wieczne powieści, od Tołstoja, przez Dickensa i Jane Austen po Victora Hugo i Balzaca. Jednocześnie fascynuje mnie twarde science-fiction, Stanisław Lem to jeden z moich ulubionych pisarzy. Z lżejszej literatury wciągam ostatnio hurtowo książki Holly Black – oczywiście o elfach.

Więcej artykułów znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam

Zdjęcie okładkowe: źródło: fot. Paulina Tran, materiały wydawnictwa GWF