Virgilia Sapieha urodziła się w Nowym Jorku w 1904 roku. Nazywała się wtedy Peterson i być może znała polskich emigrantów, ale z pewnością nie przypuszczała, że będzie panią na polskich włościach. Na studiach w Grenoble poznaje „polskiego księcia”, Jakuba Sapiehę, którego poślubi na początku lat 30. Jest sierpień 1933 roku. Młoda para przyjeżdża do Siedlisk, rodowej siedziby Sapiehów. To świat dla młodej Amerykanki egzotyczny i dziwaczny, pełen konwenansów, sztuczności, gigantycznego rozwarstwienia społecznego i feudalizmu. Sapieha opisuje go ze świadomością własnej odmienności, ale też czułością i radością. Z jednej strony znajdziecie tutaj niezwykle trzeźwe, jakby napisane w XXI wieku fragmenty dotyczące roli kobiet, odrobinę kąśliwe uwagi o religijności czy skostniałej obyczajowości, a do tego wciągające historie, w których wielka polityka spotyka się z życiem prywatnym i próbą zapanowania nad majątkiem, zwłaszcza, że rok później umiera nestor rodu i to Paweł Sapieha wraz z żoną muszą przejąć stery we dworze. Sapieha łączy trzeźwy osąd z literacką biegłością, nadając swojemu pamiętnikowi charakter fascynującego dokumentu obrazującego życie warstwy posiadającej, pozbawionego sentymentalizmu.

Kandydatka na żonę była rozwódką, do tego niezbyt wierzącą, a co najbardziej szokujące - przed przyjazdem do Polski zdarzyło się jej... pracować. Szok i niedowierzanie! No i była jeszcze Amerykanką, której próbuje się dopiec wspominając, że w Stanach są rasiści, nie zauważając, że polscy chłopi żyją w warunkach niezmiennych od kilku stuleci, a system gospodarczy polega na feudalnym wyzysku. Z drugiej strony Sapieha pokazuje, że zarządzenie majątkiem było też trudną pracą z ludźmi pozbawionymi edukacji i wiedzy o podstawowych sprawach jak choćby higiena. Wbrew pozorom władzę nad domem „państwa” posiadała służba i tylko od dobrych stosunków między wszystkimi aktorami tej gry, zależał dobrobyt. Ciekawe są fragmenty dotyczące roli duchowieństwa, sióstr zakonnych, takiego prymitywnego systemu opieki społecznej, który był niewydolny choćby dlatego, że jego „beneficjenci” nie ufając swoim „dobroczyńcom” często oszukiwali i nadwyrężali zaufanie „państwa”. Sporo tu o konflikcie międzykulturowym i gigantycznych przepaściach społecznych. Podobnie dużo można dowiedzieć się o macierzyństwie czy podróżowaniu - codzienność przedwojennej Polski jest tu malownicza, egzotyczna i zwyczajnie wciągająca.

Pójdziemy z Sapiehą na polowanie, będziemy kupować prezenty świąteczne i przygotowywać się do świąt. Przeczytamy na czym polegać może spowiedź, gdy ktoś niezbyt chce się spowiadać i jak przebiegli bywali chłopi. Ale też dowiemy się sporo o stosunkach polsko-niemieckich, choć w tym temacie autorka unika czasem konkretów i pozostawia sporo niedomówień. Jej mąż jest oskarżony o oszustwa w sprzedaży węgla (pracuje jako dyrektor kopalni), oczywiście niesłusznie, ale dlaczego niesłusznie i o co chodzi, tego z książki się nie dowiemy. Mimo wielu krytycznych uwag jest autorka pobłażliwa dla swoich najbliższych, niewiele dowiadujemy się o amerykańskiej przeszłości i jej pochodzeniu. Podobnie gdy z jednej strony przejmuje się kosztami prezentów świątecznych dla służby i pracowników majątku, a z drugiej sprowadza niańkę z Londynu, o której kosztach już nie informuje. Trzeba czytać ten pamiętnik mając postawę krytyczną wobec autorki, która kreuje się na jedyną sprawiedliwą. Ale czytać trzeba, bo to mimo wszystko unikatowy i wyjątkowy dokument. Aż dziw bierze, że poznajemy go prawie 80 lat po amerykańskiej premierze. Książkę przetłumaczyła Ewa Horodyska.