Lektura opowiadań George’a Saundersa, jednego z najciekawszych amerykańskich pisarzy ostatnich dekad, bywa bolesnym doświadczeniem. Autor, zdobywca Nagrody Bookera sprzed kilku lat za genialny poemat „Lincoln w Bardo”, umieszcza bowiem swoich bohaterów w tak trudnych, często uwłaczających godności sytuacjach, w dodatku poniewiera nimi w tak brutalny sposób, że aż trudno uwierzyć, że jest praktykującym buddystą. Mogliśmy to zaobserwować w genialnych zbiorach „10 grudnia” i „Sielanki”. Podobnie jest z „Dniem wyzwolenia” w znakomitym tłumaczeniu Michała Kłobukowskiego.

Wiedza to władza

Oto w pierwszym, tytułowym opowiadaniu, narrator razem z dwójką poznanych na miejscu osób zwraca się do nas przyszpilony do ściany. Odzywa się jedynie wtedy, kiedy mu się pozwoli, a i wtedy nie może mówić swobodnie, jedynie to, co jest są mu automatycznie wgrywane. Co jakiś czas właściciel tej trójki organizuje wieczorki dla bogatych znajomych. Przychodzą jak na słuchowisko, wysłuchać zainscenizowanych przez niego historii w wykonaniu przyszpilonych „artystów”. Podczas nieudanej próby wyzwolenia opowiadaczy przez syna właściciela dowiadujemy się, że to ludzie, którzy zgodzili się na wyczyszczenie pamięci i oddanie się w niewolę za pieniądze z powodu długów, nałogów etc. A teraz ich obecność służy rozrywce innych – są żywymi trofeami.

To opowiadanie, z zaskakującym zresztą zakończeniem, przypomina słynne „Dziewczęta Simpliki” z pierwszego wydanego w Polsce kilka lat temu zbioru opowiadań „10 grudnia”. W nim pewna niezbyt zamożna rodzina wystawia przed swoim domem wiszące na sznurku dziewczęta, które mają być dekoracją ogródka. Dziewczęta, pochodzące z Azji imigrantki, mają za zadanie po prostu wisieć i cieszyć oko mieszkańców. Wyraźną w „Dziewczętach” krytykę konsumpcjonizmu Saunders rozwija w „Dniu wyzwolenia” w krytykę kapitalizmu, który na poziomie jednostki polega na sprzedawaniu siebie za pieniądze, oddawaniu swojego czasu, pracy, życia za grosze. Ale zostawia furtkę jej bohaterowi. Bo narrator z „Dnia” ma szansę poznać swoją przeszłość. Co zrobi z tą wiedzą? Czy zmieni swoją sytuację?
 

Dzień wyzwolenia recenzja książki
 

Prawda o świecie

To pytanie wybrzmiewa wyjątkowo mocno w „Upiorze”. Tu pierwszoosobowy narrator zdaje się pracować w tematycznym parku rozrywki. Wśród dekoracji przedstawiających jaskinie, piekielne czeluści, dziki zachód czy podwodne krainy pracownicy przemawiają i zachowują się zgodnie ze scenariuszem. No chyba że zdarzy się, że zrobią lub powiedzą coś innego – na przykład zaczną narzekać albo komentować swoją sytuację. Wówczas marnie kończą. I znowu przypomina to trochę tytułowe opowiadanie ze zbioru „Sielanki”, w którym główny bohater całymi dniami pracuje jako jaskiniowiec w parku rozrywki, nie wolno mu wyjść ze swojej roli i jedynie raz na jakiś czas może skontaktować się ze swoją rodziną za pomocą faksu lub krótkiej rozmowy telefonicznej. Ale inaczej niż w „Sielankach”, mieszkańcy parku rozrywki w „Upiorze” mogą stracić życie za niewywiązywanie się ze swoich obowiązków. A muszą je wypełniać mimo oczywistej dla wszystkich prawdy – parku rozrywki nikt nie odwiedza. Nikt tam nie przychodzi. Nie ma turystów. A mimo to role należy odgrywać. Skojarzenia podczas lektury nasuwają się same – czy z totalitarnym reżimem, czy z ogłupiającą pracą w fabryce. Natomiast znowu – nasz narrator w pewnym momencie poznaje prawdę o swoim świecie. Co z tą wiedzą zrobi?

Wszystko jest polityczne

Zdaje się, że Saunders nie chce już dłużej dręczyć swoich bohaterów, zostawiać ich w ich własnych pułapkach – mentalnych, zawodowych, emocjonalnych. Już wiemy, że ich historie są tylko lustrem dla nas samych, dla pułapek jakie sami na siebie zastawiamy, albo dajemy się w nie złapać. Możliwe, że zmęczył się patrzeniem na świat, który sam siebie robi w konia i udaje, że to nic takiego. Zamiast tego wykłada karty na stół, ciekaw, co z nimi zrobimy.

Najpiękniej wybrzmiewa to w opowiadaniu „Elliott Spencer”, w którym bezimienny osiemdziesięcioletni narrator o numerze osiemdziesiąt dziewięć uczy się na nowo słów. A gdy jego opiekun uznaje, że jest gotowy, razem z grupą innych osób rusza na akcję. Podczas tej akcji mają wykrzykiwać konkretne hasła. Czasem też się biją. Ale po jednej nieudanej akcji osiemdziesiąt dziewięć zaczyna odzyskiwać pamięć – pamięć o sobie, ale też o tym, co się z nim stało. I poznając prawdę o sobie, dokonuje wyboru. Zdaje się, że do tego próbuje nas namówić Saunders w tym zbiorze – byśmy my, czytelnicy, przestali się chować przed rzeczywistością, przestali się mościć w naszych większych lub mniejszych więzieniach, tych mentalnych, zawodowych i życiowych. Nie ma co udawać, że to nie są opowiadania polityczne. Ale wszystko jest polityczne, literatura także.

Saunders wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że literatura ma moc zmiany, że my dzięki niej możemy się zmienić. Jedna z bohaterek tego zbioru, w pewnym momencie z ulgą zdaje sobie sprawę, że może wreszcie przestać być tym, kim jest. Pisarz postanawia obdarować swoich bohaterów świadomością na temat ich sytuacji, na temat świata, w jakim żyją. Jakby budził ich ze snu, zanim coraz cieplejsza woda, w której wydają się tkwić, zamieni się we wrzątek. Zanim będzie za późno. W zamian proponuje podjęcie działań. Zdaje się mówić: władza to wiedza. A przynajmniej możliwość odzyskania kontroli. I co z tym zrobisz, czytelniku? Trigger warning: lektura tego zbioru nie pozostawia obojętnym.

Więcej recenzji książek znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.