Wywiad z Moniką Mrozowską
Izabela Szymańska: Pamiętasz ten moment, kiedy zostałaś wegetarianką?

  • Monika Mrozowska: - Pamiętam. To nie wydarzyło się przez przypadek. Razem z przyjaciółmi wyjechaliśmy na wakacje do Grecji. I przez dwa tygodnie praktycznie żywiliśmy się owocami, warzywami, bardzo dużo graliśmy w siatkówkę na plaży, pływaliśmy. Gdy wróciłam do Warszawy to nie dość, że byłam pięknie opalona, to moja sylwetka zaczęła wyglądać tak jak zawsze chciałam, a czego nigdy nie udało mi się osiągnąć. I wtedy pomyślałam: jeśli to jest kwestia aktywności fizycznej i niejedzenia mięsa, to mogę spróbować.
    Z aktywnością fizyczną wyszło mi wtedy średnio, bo siatkówka plażowa jest fajna na plaży w Grecji, ale w mieście już niekoniecznie. Ciężko było mi się zebrać. I nie zmuszałam się do tego. Miałam poczucie, że im mniej restrykcyjnie do siebie podchodzę, tym lepiej różne rzeczy mi wychodzą. Oczywiście ważne jest, żeby być konsekwentną, ale bez zamordyzmu. Stwierdziłam, że jeśli się okaże, że nie mogę żyć bez mięsa, to do niego wrócę i nie będzie wielkiego dramatu. Ale mijał miesiąc, drugi, trzeci, a to był ten okres po wakacjach, czyli można powiedzieć najgorszy, bo zaczęła się jesień, zima, a mnie w zasadzie mięsa nie brakowało.

    Zdrowa kuchnia rodzinna (okładka miękka) Autor:	 Mrozowska Monika

    Przez pierwszy rok jadłam bardzo dużo ryb. Po roku bycia nierestrykcyjną wegetarianką poznałam mojego męża. Maciek świetnie gotował, uczyłam się wielu nowych przepisów, miałam poczucie, że poznaję tyle nowych smaków, że zrezygnowałam z ryb i owoców morza, nie były mi potrzebne.
    I tak to się zaczęło. Wiadomo, że później mój wegetarianizm ewoluował i abstrahując od rodzaju kuchni widziałam co mi służy, a co nie do końca. Kiedy wyjeżdżam i wyjazd jest nastawiony na próbowanie nowych smaków, to nie jest to dla mnie najlepsze, mój przewód pokarmowy nie wie co się dzieje. Bardzo mi służy jedzenie prostych, jak najmniej przetworzonych rzeczy. I tego się trzymam.
    Plus na szczęście nie jestem wielką fanką słodyczy. Śmieję się, że często otoczenie z oburzeniem reaguje na to, że słodzę kawę na mleku roślinnym, a to są moje słodycze. Nie potrzebuję do niej sernika.

W podobnym czasie, co ty próbowałam odstawić mięso i wtedy miałam do dyspozycji głównie kotlety sojowe przerabiane na wszystkie sposoby: jako kotlety, jako flaki, ale niezależnie co się z nimi zrobiło smakowały jak guma. Skąd czerpałaś inspiracje do gotowania i skąd wiedziałaś, że dostarczasz sobie wszystkich niezbędnych składników?

  • Też na samym początku jadłam takie kotlety, ale szybko z nich zrezygnowałam, bo były dla mnie bardziej ciężkostrawne niż mięso. Gdy zaczęłam zgłębiać temat okazało się, że soję najlepiej jeść w postaci tofu, tempeh i sosu sojowego, a cała reszta to tak niekoniecznie.
    Zawsze bardzo lubiłam warzywa. Całe szczęście nie wpadłam na pomysł, żeby mięso zastąpić dietą nabiałową, czyli nie miałam tego okresu, że pożerałam chore ilości serów, twarożków, serów żółtych. Uwielbiałam zupy, warzywa z makaronem, kaszami.
    Natomiast czy ja byłam pewna, że dostarczam sobie wszystkie potrzebne wartości odżywcze? Na pewno w tym pierwszym okresie nie byłabym w stanie tego zagwarantować, nie miałam jeszcze tej wiedzy. Po prostu obserwowałam, co się ze mną dzieje: jak się czuję, czy mam mniej siły, czy mam w gorszej kondycji paznokcie czy zaczynają mi się psuć zęby, wypadać włosy. I do tej pory tym się kieruję, a jestem wegetarianką od ponad dwudziestu lat. Najpierw patrzę, jakie sygnały daje mi ciało, a potem patrzę na wyniki badań – i one cały czas są dobre.
    Wydaje mi się, że odchodzi się już od przypisywania wegetarianizmowi niedoborów. Zobacz, to już trwa tyle lat, i tyle osób żyje tak jak ja i żyje! Wielokrotnie w lepszym samopoczuciu niż osoby na tradycyjnej diecie. Jesteśmy najlepszym dowodem na to, że to nie tylko nie robi krzywdy, ale wręcz niesie ze sobą całą masę benefitów. Za parę dni kończę 42 lata i wydaje mi się, że to już jest taki moment, że mogę powiedzieć jak to na mnie zadziałało. W dalszym ciągu czuję się bardzo dobrze mimo, że mój organizm był regularnie mocno doświadczany ciążami.


Masz czworo dzieci. Przechodziłaś ciążę kilkanaście lat temu i kilka lat temu. Zmieniło się podejście lekarzy do jedzenia w ciąży? Nakłaniano cię do zmiany diety, do powrotu do mięsa?

  • Mega się zmieniło. Zawsze miałam gigantyczne szczęście do lekarzy, w tym do doktor prowadzącej pierwszą ciążę prawie 20 lat temu, pani starszej daty, która tak jak i ja – patrzyła najpierw na mnie, a potem na wyniki badań – wyniki były dobre, więc nie miała powodów do niepokoju.
    Ale pamiętam jedną sytuację w szpitalu, już po porodzie. Leżałam na sali z trzema dziewczynami. Lekarz robiąc obchód mówił, że mam świetne wyniki badań, nie mam anemii ciążowej, pewnie dzięki dobrym genom. Ale kiedy następnego dnia dowiedział się, że nie jem mięsa, stwierdził, że jednak trzeba mi zacząć podawać różne rzeczy. Pytałam: „Ale jak to, jeszcze wczoraj pan doktor mówił, że jest super, to co się zmieniło, poza tym, że ma pan wiedzę o mojej diecie?”.

    Zupy moc. 70 przepisów na zupy

    Trzeba pamiętać, że wtedy było bardzo mało nie tylko wegetarian, ale i osób, które ograniczają jedzenie mięsa. Nawet taka sytuacja, że przez cały tydzień starasz się wybierać owoce i warzywa, ale jak idziesz do rodziców na obiad to jesz schabowego, żeby im nie robić przykrości – była bardzo rzadka.
    Rodzina nas wspierała w tym wyborze, więc to dawało duże poczucie komfortu, ale spotkałam się z całą masa komentarzy, że zwariowałam, że co to są za wymysły, że fanaberia. Patrząc, co się dzieje w tej chwili, widząc dostępność wege produktów w sklepach, od dyskontów po delikatesy, pojawia się pytanie: wszyscy zwariowali czy coś jednak było na rzeczy?
    Do ryb wróciłam dopiero teraz będąc w ostatniej ciąży, bo poczułam jakieś ssanie, a staram się słuchać siebie. Skoro organizm daje mi takie sygnały, i nie są to sygnały: wypij 1,5 litra napoju gazowanego albo zjedz karton pączków, to może coś w tym jest i warto za tym pójść. I z tego się cieszę. Bo to jest chyba najfajniejsza rzecz, jaką udało mi się pielęgnować – intuicja, słuchanie siebie.

Monika Mrozowska w 2020 roku autor foto: Karolina Synowie/mat promocyjne wyd Zwierciadło

Monika Mrozowska w 2020 roku.
Autor foto: Karolina Synowiec/Mat. wydawnictwa Zwierciadło

Twoje dzieci są wegetarianami?

  • Niekoniecznie, Józek od czasu do czasu je kurczaka: na wyjazdach, u babci albo u taty. Natomiast w domu mięsa nie ma. Karmiąc dzieci daję im do wyboru wachlarz wege możliwości. I podobna zasada jest w każdym innym domu, dziecko je to, co rodzice.
    Kiedy urodziła się pierwsza córka dostaliśmy namiar na pediatrę, który prowadził bardzo szczegółową obserwację dzieci na jarskiej diecie. Prosił, żeby przyjeżdżać z dokładnym menu z tygodnia i analizował je, patrzył też na wyniki. Był przychylnie nastawiony, co też było dla mnie fajne, że mam osobę, która opiekuje się nami, służy swoją wiedzą, ale nie ciosa nam kołków na głowie.

Kto gotuje u was w domu?

  • Różnie. Przed ostatnią ciążą byłam typem matki zajeżdżającej się, miałam tendencję do nadopiekuńczości. Wściekałam się oczywiście, ale gotowałam, sprzątałam, prałam. Nie potrafiłam rozdzielić obowiązków. Natomiast czwarta ciąża to wymusiła, bo któregoś dnia mój brzuch był tak duży, że stwierdziłam: Nie ma opcji, żebym wszystko ogarnęła! No i kurczę okazało się, że każdy potrafi coś zrobić i to całkiem sprawnie (śmiech).
    Więc w tej chwili moje starsze córki już samodzielnie gotują różne rzeczy. Józek raczej pomaga w sprzątaniu. A ja gotuję bardziej skomplikowane potrawy i moje specjały. Wiadomo, że to łechce moje ego jak słyszę: Mamo, nikt nie robi tak dobrej jajecznicy jak ty. Albo: Nikt nie robi tak dobrej pizzy. Albo: Ten krem z kalafiora, to nikt takiego nie robi.

Zdrowe przekąski. 70 autorskich przepisów

Jakie macie hitowe wege dania? Takie, które pojawiają się najczęściej?

  • Nie będzie to chyba odkrywcze, ale moje dzieciaki uwielbiają pizzę margheritę. Robię ją z różnych rodzajów mąk w zależności, która akurat jest w domu, dziś będzie z mozzarellą i parmezanem, bo mam ochotę, żeby była wyrazista. Józek, jak kiedyś Karolina, jest meganiejadkiem, je dosłownie kilka rzeczy, uwielbia pieczone bataty, ziemniaczki. Natomiast dziewczyny doceniają już te bardziej wyrafinowane smaki jak ramen z pieczonymi pomidorami, kalafiorem, na domowym wywarze. Fajnie, kiedy można zrobić coś restauracyjnego w domu i podelektować się tymi smakami. Lubimy kuchnię tajską, ale niestety mamy bardzo dobry bar tajski tuż za rogiem, więc często stamtąd bierzemy jedzenie.
    Lubimy jeść wspólnie posiłki. Uważam, że to najlepszy moment, żeby w takich komfortowych warunkach się spotkać i powymieniać doświadczeniami z całego dnia.

Słodkie i zdrowe czyli desery, które możesz jeść codziennie

Zaczyna się sezon wyjazdowy. Jak sobie radzicie podczas wyjazdów? Czy trzeba mieć pół bagażnika wege rzeczy na wypadek gdyby nie było odpowiedniego menu w hotelu? Zwłaszcza jadąc z dziećmi.

  • A tu cię zdziwię. Jestem mamą, która uwielbia wyjeżdżać z dziećmi. Przyzwyczajam ich do tego, żeby pakowali się z głową i zabierali jak najmniej rzeczy. Uważam, że to uczy samodzielności. Więc w ogóle duże bagaże odpadają. Znajomi się śmieją, że jak to jest możliwe, że jadąc z dziećmi na wakacje mam mniej bagaży niż oni we dwójkę?
    Podczas ostatniego wyjazdu dla najmłodszego synka zabrałam tubki owocowo-warzywne na drogę plus puszkę mleka w proszku, bo nie wiedziałam czy to jego ulubione dostanę na miejscu.
    Natomiast uważam, że dziecko może próbować lokalnych smaków i zawsze chcę, żeby dzieci starały się znaleźć to, co będzie im odpowiadać. Kompletnie mi nie przeszkadza, że dziecko cały dzień żywi się owocami, bo skoro jest na to sezon, skoro jesteśmy w tak gorącym miejscu, skoro może w tym momencie dostarczać sobie codziennie bombę witaminową, to naprawdę nic się nie stanie, jak nie zje zupki, kotlecika z ziemniaczkami i surówką.
    Jeżeli chodzi o starsze dziewczyny to namawiam je, żeby próbowały jak najwięcej, bo to jest jedyna okazja, żeby poznać regionalną kuchnię, przepisy, rozbudować swoja paletę smaków, doznań. Uważam, że takie doświadczenia smakowe to poza zdjęciami jedna z najfajniejszych pamiątek. Super jest po powrocie spróbować zrobić coś podobnego w domu.

Monika Mrozowska przepisy

Spotkałam się z przekonaniem, że wege gotowanie jest trudne, że mięso robi się szybciej. I jak słyszę jak mówisz o ramenie to brzmi super, ale najpierw trzeba upiec kalafiora, pomidory…

  • Ale zobacz, jedyne, co to musiałam zrobić, to pokroić warzywa. Potem obtoczyłam to wszystko w oliwie z solą, wrzuciłam na blaszkę i dodałam pomidory. Zrobienie rosołu warzywnego podejrzewam, że zajęło mi mniej czasu niż gdybym robiła mięsny, bo nie musiałam myć kurczaka, potem obgotowywać. Po prostu umyłam włoszczyznę, wrzuciłam ją do garnka, zalałam zimną wodą, dodałam grzybki mun, sos sojowy i przyprawy.
    Gdy wywar się gotował to nie stałam nad nim, tylko siedziałam przy komputerze i pracowałam. Podobnie w czasie gdy piekły się warzywa. Więc wydaje mi się, że przekonanie o długości przygotowań, to jednak rodzaj wymówki.

    Słodko, zdrowo, świątecznie

    Powiedziałabym nawet, że to mięso jest bardziej czasochłonne, bo jak warzywa podasz niedogotowane, to nikomu się nic nie stanie. A jak podasz surowego kurczaka, to może być różnie.
    Ja z kolei spotkałam się z opinią, że wege jedzenie ma mniej smaku. Dawno nie jadłam potraw mięsnych, ale biorąc pod uwagę, jaki mamy obecnie dostęp do przypraw, to myślę, że to jest już mit. Może warto poznawanie tej kuchni zacząć od chodzenia do restauracji wegetariańskich i poznawania tam tych smaków? Niedawno byliśmy w Barcelonie. Matko Boska, jakie genialne karczochy tak jadłam, jakiego fenkuła! Byliśmy w grupie osób, które jedzą mięso na dzień, i zgodnie mówili, że to było najlepsze z tego wszystkiego, co zamówiliśmy! Więc wydaje mi się, że to jest kuchnia, która potrafi na maksa zaskoczyć. Warto dać się zaskoczyć.

Więcej artykułów o kuchni znajdziecie w pasji Gotuję. A artykuły o książkach - w pasji Czytam.

Zdjęcie okładkowe: mat. wydawnictwa Zwierciadło.