Autorka: Katarzyna Kowalewska

Nie bójmy się tego powiedzieć głośno – dla mnie i dla mojego pokolenia 20-latków Jerzy Kronhold może dziś uchodzić za poetę-boomera ze swoim zamiłowaniem do nurtu klasycystycznego, do awangardy nie do końca będącej awangardą już za Nowej Fali i motywami natury dalekimi od ekopoezji lub przynajmniej animal studies. A do tego dochodzi multum nawiązań historycznych, liryka miłosna (a przecież już Miłosz przekonywał Hartwig, że to niedobry temat na poezję) i elementy metaforyki z dzisiejszej perspektywy zahaczające wręcz o kicz (ale bardzo na czasie mniej więcej w okresie sentymentalizmu, czyli do początku XIX w.).

Czytając najnowszy tomik Kronholda miałam ochotę napisać w recenzji, że ten zbiór polecam odbiorcom przynajmniej 35+ (jeśli nie 50+), niewysysających nowych technologii wraz z mlekiem matki i nieżyjących w takim przyspieszeniu jak pokolenie urodzone już po transformacji. Ale po przewróceniu ostatniej strony oraz zamknięciu okładki, ochłonęłam. I zaczęłam czytać ponownie.

Kronhold wychodzi po angielsku

Jak mogę nie przewrócić oczami, gdy jeszcze niedawno przy okazji ogólnopolskich protestów moje pokolenie wierzyło, że mamy szansę wywalczyć zmianę, a tu dawny nowofalowiec wyznaje, że owszem, chciałby rozpruć prezydentowi brzuch bagnetem i wyrwać mu paznokcie obcęgami (w wierszu „O nienawiści”), ale ostatecznie wybiera strategię cierpliwego oczekiwania wraz z erynią, aż wybije godzina zemsty. Jednakże po chwili czytelniczej irytacji nie mogłam odpędzić się od bzyczącego jak mucha nad uchem pytania, czy w obecnym momencie mamy inne wyjście, jak tylko staroświecko powtórzyć za Miłoszem: „Nie bądź bezpieczny”. Co parafrazuje też Kronhold, choć nie kierowany poczuciem bezsilności, lecz – klasycystycznymi wartościami moralnymi. Poetę do rezygnacji z nienawiści oraz agresji skłaniają płacz dziecka (niewinność) oraz sygnał pogotowia (choroba, cierpienie, śmierć). Zimny to prysznic dla kąpanych w gorącej wodzie rewolucjonistów i rewolucjonistek pragnących jak najszybszej zmiany.

Ekologicznym aktywistom z mojego pokolenia może być łatwo potępić Kronholda za to, że w liście do „małej” Grety Thunberg nazywa ją wątłą nadzieją, ale dla siebie wybiera bierność – zastanawia się bowiem, czy już dziś nie wyłupić sobie oczu i wyjść na rozstaje jak Edyp. Owszem, doceniam, że poeta bierze na siebie odpowiedzialność pokolenia, za czasów którego katastrofa ekologiczna z widma przemieniła się w fakt, ale (metaforyczne) oślepienie się, by nie widzieć tego, co bolesne, wydaje się strategią bardziej konformistyczną niż niosącą choćby cień szansy na zmianę.

Trudno mi ponadto też wybaczyć Kronholdowi, że – jak głosi tytuł pierwszej części tomiku – ma on ochotę wyjść po angielsku, „zostawić cały ten świat za plecami […] wszystkie spory i wojny”. Czyli wszystko to, czemu ja i moje pokolenie musimy stawić czoła.

 

Długie spacery nad Olzą, Kronhold

 

Co mówią kobiety? Nic

Kronhold częściej niż do teraźniejszości sięga do czasów młodości, które zresztą niejednokrotnie idealizuje, jak w utworze „Być młodym”. Z kolei w „To coś nagłego” żali się, że „melony pod przezroczystym/ żaglem podkoszulka” młodej dziewczyny pracującej na kasie w sklepie, gdzie siedemdziesięcioletni poeta robi zakupy, unoszą się „poza zasięgiem”. Rozumiem uczucie nostalgii, taktowniej swoją drogą pokazane chociażby przez Sorrentina w „Młodości”, które chce opisać Kronhold, ale jednak gdy wpiszę to w zbyt częstą tendencję polskiej poezji, by uprzedmiatawiać kobiety wzrokiem, to robi mi się słabo i gotuje się we mnie ze złości. W audycji dla Polskiego Radia autor mówił o tym, jak ważne są kobiece głosy w polskiej poezji, a z lektury wiersza wysuwam wniosek, że mógłby jednak zdecydowanie uważniej się w nie wsłuchać.

Jest też coś bardzo staroświeckiego w ciągłym przywoływaniu ducha zmarłej ukochanej – w kluczu biograficznym to żona poety, która odeszła kilka lat temu, w kulturowym – Eurydyka. Poruszające i ładne są te przywołania, lecz niekonkretne i na pewno nie emancypujące. Znowu mam więc ochotę przewrócić oczami i spointować: „oto kolejna fantazmatyczna kobieta bez głosu oraz twarzy”. Podmiot liryczny to dżentelmen w starym stylu, starszy siwowłosy pan w kapeluszu z laską w ręku, który przepuszcza panie w drzwiach, uprzedzająco uprzejmy, lecz chyba nieszczególnie zorientowany, „o co chodzi w tym całym feminizmie”.

Wiersze a linia frontu

Nie mam wcale zamiaru „Długich spacerów nad Olzą” miażdżyć. Zależy mi jednak, by podkreślić, że jest to poezja funkcjonująca w pewnym oderwaniu od wszystkiego, a zwłaszcza od tego, co szczególnie ważne oraz interesujące dla mojego pokolenia. 20-latkowie o zaangażowaniu społecznym tego tomiku nie mogą powiedzieć zbyt wiele dobrego, poza tym, że przynajmniej w jakimś stopniu ono jest.

W wierszu „Z trąbami tamburynami i śpiewem” Kronhold pisze, iż „dziś w świecie łaknącym odwagi/ miłosierdzia i ocalenia/ chciałbym je [wiersze] wysłać na pierwszą linię”. Jego strategią okazują się jednak klasycystyczne wartości, pacyfizm, cierpliwość, odnajdowanie spokoju w kulturze. Niby brzmi to wszystko znajomo tudzież podniośle, mamy to i u przywoływanego kilkukrotnie Miłosza, i u Herberta, a jednak młodym gniewnym odbiorcom nie mówi to wiele nowego. Śmiało mogą oni ironicznie zapytać: „Co to za linia frontu?”. Ale też mam wrażenie, że nie po to, by walczyć czy odkrywać nieznane, ten tomik powstał.

Nie ścigaj się ze ślimakiem

Dla mnie kluczem do odczytania intencji Kronholda okazał się wiersz „Jeden dzień pieszo”, uwydatniający przesłanie otwierającego tomik „Nie spiesz się magnolio” oraz utworu tytułowego „Długie spacery nad Olzą”. Poeta radzi, by porzucić cywilizację oraz pęd – zachęca „Polub spóźnienia,/ naucz się fruwać/ we śnie […] przeżyj jeden dzień/ pieszo, bez gniewu/ i nienawiści” oraz pointuje „włóż garnek/ dziurawy na głowę/ i rządź!”. Oczywiście to znowu strategia w znacznej mierze eskapistyczna, którą miałam ochotę odrzucić, ale druga część tomiku skłoniła mnie, by poddać ją ponownej rozwadze. Zrozumiałam, że to właśnie oderwanie się od współczesności, od związanego z nią gniewu, nienawiści, stresu, pędu postuluje dojrzały poeta o spokojnym głosie oraz motcie vanitas vanitatum z wyjątkiem poezji (odsyłam do wiersza „Koniec świata”, w którym mimo nadejścia biblijnych oznak apokalipsy Miłosz oraz Wyspiański wciąż leżą na Skałce).

Ostatecznie dostrzegłam w tym tomiku coś tak klasycznego lub wręcz stoickiego, że aż – antycypującego współczesne trendy. Podejrzewam, że chyba w tym Kapituła Nike dostrzegła siłę zbioru, ładnie spointowanego ostatnim przypominającym haiku utworem o treści: „Nie ścigaj się ze ślimakiem Achillesie ani z żółwiem/ nie na mecie ale na starcie zapuść korzenie”.

Coś się topi, coś się rodzi

Druga część tomiku zatytułowana „Stacje wieczoru” jest mocniej zanurzona w przeszłości. Maki przechowują „w trymfalnej purpurze/ pamięć o rzezi”, a podmiot liryczny patrzy na siebie z oddali, gdy jako dziecko czytał „Wyspę skarbów” „przy tej małej rzeźni za miastem”, gdzie pracował jego ojciec. Pojawia się też wspomnienie śmierci żony, a podmiot nazywa siebie „anonimowym żonglerem w labiryncie bólu”. Chociaż pomiędzy częścią wersów migoce śmierć, to odnoszę wrażenie, że proces wspominania niesie ze sobą więcej radości niż cierpienia. Ewokując ją, ja liryczne jak gdyby doświadcza jej ponownie. Podmiot przyznaje, że „do wielkiego zabrakło nam odwagi”, lecz docenia wagę małych gestów: „piękne jak blues jest obcowanie nieświętych”. Nawet ja –   czytelniczka, której łatwiej jest przychylnym okiem spojrzeć na młodzieńcze „Samospalenie” z credo „Wierzę w kontestację” z wiersza „Forest Flower”, niż entuzjazmować się całowaniem oraz przytulaniem karasi w wierszu „Grążele” – poczułam, że coś się we mnie topi, a początkowa surowość oraz butność ustępują pewnemu zauroczeniu.

Zaczęłam więc czytać „Długie spacery nad Olzą” kolejny raz, z nostalgicznym uśmiechem i zdziwieniem nie tylko, że ktoś tak dzisiaj pisze, ale także – że ktoś tak dzisiaj żyje, zanurzony w niedostępnym dla mnie świecie. I polubiłam ten wyciszony, zdystansowany, momentami ironiczny tomik pełen specyficznego przeświadczenia o istnieniu jakiegoś nadprzyrodzonego dobra rodzącego się na styku refleksji, natury, miłości oraz poezji.

Więcej artykułów znajdziesz w pasji Czytam. Sprawdź pełną listę książek nominowanych do Nike w 2021 r. oraz nasze recenzje wybranych tytułów.