Wywiad z dr. Michałem Wrzoskiem
Paulina Stanaszek: Jaki jest najbardziej szkodliwy mit dotyczący zdrowego odżywiania?
- Michał Wrzosek: Ten, który mówi, że do diety trzeba podchodzić w sposób perfekcyjny, na sto procent. Jest on nieludzki na kilku płaszczyznach. Z jednej strony pojawia się w internecie dużo głosów, że dzisiejsze jedzenie to sama chemia, pestycydy, antybiotyki. Mówi się, że woda z butelki to mikroplastik, a z kranu jest zanieczyszczona przez stare rury. W tej narracji nasuwa się jeden wniosek: najlepiej nie jeść nic. Idąc tym tokiem rozumowania, nie powinniśmy też oddychać, bo przecież mamy smog i zanieczyszczone powietrze.
Drugi problem polega na tym, że wiele osób podchodzi do diety na zasadzie: sto procent albo nic. Perfekcjonizm w diecie nie ma racji bytu – w prawdziwym życiu nie da się jej przestrzegać zawsze i wszędzie. Każdego dnia spotyka nas mnóstwo nieprzewidzianych sytuacji, od popsutego samochodu, przez chore dziecko, po nadgodziny w pracy.
Powinniśmy starać się każdego dnia dokonywać możliwie najzdrowszych wyborów, ale z dobrym podejściem, bez perfekcjonizmu, który nas ostatecznie zniechęci do zmiany.
Wspominasz, że walczyłeś kiedyś z otyłością, ale dzięki diecie i ćwiczeniom udało ci się z nią wygrać – w którym momencie uświadomiłeś sobie, że to czas na zmianę?
- W wieku 15 lat ważyłem 100 kilogramów, co skutkowało nie tylko trzema cyferkami na wadze, ale też problemami z cerą, ciągłym zmęczeniem, sennością, brakiem koncentracji. Oczywiście nie obeszło się też bez uszczypliwych i niemiłych uwag od rówieśników.
Po jednym wyjeździe wakacyjnym, gdzie padło dużo nieprzychylnych komentarzy na temat mojego wyglądu, postanowiłem coś zmienić. Na początku podchodziłem do diety w zły sposób. Doświadczyłem wszystkiego, co w niej nie działa – była ona bardzo restrykcyjna, monotonna, dzisiaj nikomu bym takiej diety nie polecił. Nie potrafiłem się jej trzymać – gdy udało mi się zrzucić trochę kilogramów, zaraz odpuszczałem, wracałem do starych nawyków i miałem przyrost wagi. Czułem, że to nie powinno tak wyglądać, co wzbudziło we mnie chęć do edukacji na temat odżywiania, a potem studiowania dietetyki. Jeszcze zanim poszedłem na studia dietetyczne, doszedłem do wniosku, że dieta powinna być tak skonstruowana, żebyśmy byli w stanie zmienić nawyki żywieniowe, a nie traktowali ją jak okres trwający wyłącznie do zrzucenia określonej liczby kilogramów.
Zainteresował cię temat? Przeczytaj artykuł: Jak schudnąć bez ćwiczeń? Porady dr. dietetyki Michała Wrzoska
Skąd wziąć motywację do zmiany stylu życia na zdrowszy?
- To bardzo złożony problem. Sam początek nie jest wcale najtrudniejszy – z doświadczenia wiem, że większość osób potrafi znaleźć motywację na start. To często emocjonalna decyzja podjęta np. pod wpływem nieprzychylnych komentarzy, za małych ubrań w szafie czy spadku kondycji podczas wejścia po schodach.
Ogromnym problemem, który pojawia się często u osób próbujących odchudzania na własną rękę, jest szybka rezygnacja. Zaczynają w poniedziałek, a w piątek się poddają, bo to proces jednocześnie bardzo łatwy i skomplikowany. Z jednej strony chodzi o prostą matematykę – ile jem oraz spalam kalorii – ale gdy zderzamy się z rzeczywistością, okazuje się, że to o wiele trudniejsze.

Ogromny sukces w social mediach niestety idzie w parze z hejtem. Jak sobie z nim radzisz?
- Dla mnie najważniejsze jest to, że codziennie rano mogę spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie: „robię dobrą robotę”. Dopóki jestem o tym przekonany, komentarze osób, których nie znam i które nie znają mnie, nic dla mnie nie znaczą.
Wszystkie udostępniane treści są poprzedzone wielogodzinnym researchem, tak, by publikowane informacje były wiarygodne i poparte badaniami naukowymi, bez ściemy. Dzięki temu mam stuprocentową pewność, że to, czym się dzielę, jest dla ludzi obiektywnie dobre. To mój motor napędowy, który sprawia, że gdy widzę niemerytoryczny komentarz, nie przejmuję się nim. Inaczej wygląda sprawa w przypadku konstruktywnej krytyki, wtedy chętnie wejdę w dyskusję.
Z drugiej strony mam bardzo pozytywne doświadczenia ze spotkań z obserwatorami twarzą w twarz. Gdy idę ulicami miasta, często podchodzą do mnie osoby, które mówią mi o swoim progresie w odchudzaniu i dziękują za pomoc. Ogrom ciepłych słów wpływa na to, że hejt jeszcze bardziej traci znaczenie. Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, by ktoś na żywo powiedział mi coś przykrego – takie rzeczy dzieją się wyłącznie w internecie, co jest znakiem naszych czasów.
Jesteś człowiekiem orkiestrą – skończyłeś kilka kierunków studiów, wykładasz na uczelni, masz swoją firmę, skrupulatnie prowadzisz kanały w social mediach, piszesz książki, a do tego masz czas dla żony, syna i psa – czy to zasługa twojej samodyscypliny?
- To zasługa wielu rzeczy, a przede wszystkim zdrowego odżywiania w wieku nastoletnim. Dobre nawyki dały mi o wiele więcej niż mniejszy rozmiar spodni.
Po pierwsze, sprawiają, że mam duże pokłady energii do działania. Bo jedzenie jest naszym paliwem, musimy je dostarczać organizmowi w odpowiedniej ilości i jakości. Gdy to robimy, możemy więcej.
Po drugie, pozbycie się nadwagi to była pierwsza duża obietnica, którą złożyłem sobie samemu i jej dotrzymałem. W efekcie poczułem się sprawczy. Tak wyrobiłem w sobie samodyscyplinę, która jest moją mocną stroną. Do wszystkiego dochodzę sam – najpierw do odchudzania w wieku 18 lat, potem do zbudowania własnej firmy i marki. Wszystko zawdzięczam konsekwencji oraz oczywiście najbliższym osobom. Nie było łatwo – na studiach, gdy znajomi kosztowali studenckiego życia, pracowałem nad swoją marką. Dzisiaj niczego nie żałuję, żadnej decyzji, którą podjąłem czy rzeczy, z której zrezygnowałem w imię tego, co chciałem osiągnąć.
Można powiedzieć, że wydarzenia z twojej nastoletniości wywołały efekt domina.
- Tak, niedawno sobie uświadomiłem, że na pierwszej spełnionej obietnicy zbudowałem całą swoją przyszłość. Zawsze powtarzam, że najważniejszą osobą, dla której chcę dotrzymać słowa, jestem ja i nie chcę się zawieść.

Stworzyłeś metodę Respo – na czym ona polega?
- Uważam, że w zmianie nawyków żywieniowych dieta nie jest jedynym istotnym elementem. Ludzie często tkwią w błędnym kole stworzonym ze złych nawyków, jest ich tak dużo, że ciężko je przerwać. Jak za mało śpimy, to brakuje nam energii, mamy większy apetyt, źle jemy, a potem gorzej śpimy, wszystko się zapętla.
Metoda Respo swoją nazwę ma od słowa „responsywność”, czyli dopasowanie. Wszystkie zmiany nawyków żywieniowych powinny być dopasowane do konkretnej osoby jak klocki. Z naszymi pacjentami pracujemy na czterech filarach: diecie, aktywności fizycznej, opiece i nawykach. Od samego początku mojej działalności pomagałem ludziom właśnie w oparciu o nie. Bardzo ważne jest to, że przez cały okres diety jesteśmy dostępni dla pacjentów – pracujemy nad zmianą nawyków, uczymy zdrowego stylu życia i szukamy rozwiązań na trudne sytuacje, np. wyjście na urodziny, wyjazd służbowy, święta itp. Jedni pacjenci lubią codziennie zjeść cukierka do kawy, a inni chcą w niedzielę zjeść na mieście. Dzięki byciu w stałym kontakcie jesteśmy w stanie znaleźć najlepsze rozwiązanie, a dla każdego będzie ono inne, uniwersalne podejście się tu nie sprawdza.
Na rynku pojawia się wiele książek o zdrowym stylu życia – czym wyróżnia się „Nowe zdrowe życie” na tle innych?
- Wyróżnia się kilkoma elementami. Po pierwsze – kompleksowością. Nie dotyczy ona wyłącznie diety, ale też aktywności fizycznej, psychologii odchudzania, działań prozdrowotnych i rzeczy, które negatywnie wpływają na nasz organizm.
Po drugie, treści w książce „Nowe zdrowe życie” opierają się na ponad 411 przeanalizowanych badaniach naukowych. Nasze ciała nie są małymi laboratoriami, więc najważniejsze jest to, że wszystkie porady z książki powstały w oparciu o 10 lat doświadczenia w pracy z pacjentami. W książce połączyłem teorię z badań z moją codzienną pracą i dostosowałem ją do ogólnej praktyki dietetycznej tak, by każdy sam potrafił zastosować porady w swoim życiu.

Czytając „Nowe zdrowe życie” odniosłam wrażenie, że udało ci się stworzyć podręcznik zdrowego stylu życia – i to jest niemałe osiągniecie, bo chyba na rynku wydawniczym nie znajdziemy nic podobnego.
- Cieszę się bardzo, bo to nie było łatwe. W dietetyce mam przechlapane, bo ciągle pojawiają się jakieś książki, publikacje czy podcasty, w których rzekomi specjaliści dietetyki podają zupełnie niemerytorycznie informacje, szerzą teorie, które z punktu widzenia laika są bardzo pociągające i proste, np. „zrób to, a zadzieje się magia”. Potem przychodzę ja i mówię wprost – nie ma żadnej magicznej metody, trzeba jeść warzywa i owoce, regularnie pić wodę – rzeczy, które każdy wie, ale nikt nie chce ich robić, bo wydają się nudne oraz wymagają czasu, żeby zobaczyć efekty. Nic nie dzieje się od razu jak za pomocą czarodziejskiej różdżki.
Który przepis z książki „Nowe zdrowe życie” jest twoim ulubionym?
- Zdecydowanie jogurt pieczony – przygotowywałem go 10 razy w ciągu ostatniego miesiąca, jest przepyszny.

Jaki jest jeden składnik, bez którego nie wyobrażasz sobie zbilansowanej diety?
- Wybrałbym borówki, bo są niskokalorycznym owocem o bardzo dużym potencjale antyoksydacyjnym. Owoce jagodowe są najzdrowsze i powinniśmy ich jeść jak najwięcej. Polacy mają problem z jedzeniem warzyw czy owoców, a borówki lubi prawie każdy.
Co jest twoim guilty pleasure, jeżeli chodzi o jedzenie?
- Sushi – nie jest ono takie zdrowe, jak większość osób myśli. Do ryżu dodaje się sporo cukru, a rolki w tempurze są smażone na głębokim tłuszczu. Nie lubię jednak do żadnego jedzenia podchodzić jak do guilty pleasure, bo na co dzień jem rzeczy, które bardzo lubię. Codziennie na kolację jem na przykład owsiankę z lodami, która jest zbilansowanym posiłkiem.
Gdybyś mógł wybrać jedną zasadę, którą warto kierować się w zdrowym stylu życia – jaka by ona była?
- Konsekwencja jest ważniejsza niż perfekcjonizm.
Więcej ciekawych rozmów znajdziesz w dziale Wywiady.
Zdjęcia w artykule: mat. promocyjne wyd. Wielka Litera





Komentarze (0)