Jest z rocznika '86 i właśnie debiutuje. Pochodzi ze Śląska. Zanim założył zespół, pracował w korpo, a wspomnieniami z tego okresu dzieli się w niektórych piosenkach. Śpiewa też o swoich emocjach oraz obserwacjach dotyczących otaczającego go świata.

Jego album „Zeszyt pierwszy” jest niezwykle osobistym materiałem, co zostało docenione przez jury Odkryć Empiku.
 

Bestsellery Empiku Jakub Skorupa
Jakub Skorupa odbierający nagrodę Odkrycie Empiku 2022 w kategorii „Muzyka". / fot. Mieszko Piętka, Jacek Kurnikowski, Piotr Podlewski/AKPA
 

Rozmowa z Jakubem Skorupą

Aleksandra Woźniak-Tomaszewska: Mata ma swoich bywalców schodków. Arek Kłusowski śpiewa do rocznika 92. Czy myślisz twój album „Zeszyt pierwszy” jest dla ludzi w wieku 30+?

  • Jakub Skorupa: Nigdy nie zastanawiałem się, do kogo kieruję swoje piosenki. Chciałem opowiadać o sobie i swoim życiu. To wynikało z wewnętrznej potrzeby. Może tak jest też w przypadku Maty i Arka Kłusowskiego? Może oni też nie rozkminiają nad tym, kto jest ich grupą docelową, tylko tworzą sztukę, która ich wyraża? A skoro są w tym szczerzy, to znajdują się inni ludzie, którzy stwierdzają, że czują podobnie. Albo też lubią pić na schodkach (śmiech).

Na polskiej scenie rapowej i alternatywnej bardzo dużo się dzieje. Debiutantów jest prawie tyle samo, co starych wyjadaczy. Jednak ci debiutanci to głównie dwudziestolatkowie. O twój relatywnie późny debiut pytają cię wszyscy. Ja jestem ciekawa, jaka byłaby twoja muzyka, gdybyś zaczął śpiewać w ich wieku?

  • Na pewno inna niż teraz (śmiech). Może bardziej osadzona w tamtych czasach. Kiedy byłem młodszy i pisałem teksty piosenek, to były one bardziej poetyckie, mniej dosłowne. Myślę, że nie grałbym też tak spokojnie.

    Mam ogromny szacunek dla młodych osób, które teraz debiutują. Mają w sobie dużo swobody, mentalnej wolności, której nie dostrzegałem u siebie, w czasie, kiedy sam miałem dwadzieścia lat. Jest w nich coś niesamowicie świeżego.

 

jakub skorupa

 

Pamiętasz, czym się interesowałeś jako dwudziestolatek? Może właśnie o tych młodzieńczych zajawkach byś wtedy śpiewał?

  • Lubiłem imprezować (śmiech). Lubiłem szlajać się po krakowskich Plantach – mieszkałem wtedy w Krakowie. Lubiłem też czytać. Studiowałem kulturoznawstwo. Ceniłem te studia za to, że mogłem w ramach nauki pochłaniać dużo książek, które były dla mnie interesujące tak po prostu.

Masz ulubioną książkę?

  • Jedną z nich jest „Rzeźnia numer pięć” Kurta Vonneguta. Lubię do niej wracać.

Słyszałam kiedyś, że teraz trzydziestka to nowa dwudziestka, czterdziestka to trzydziestka itd. Zgadzasz się z tym czy niekoniecznie?

  • Coś w tym jest. Wydaje mi się, że wiek to trochę konstrukt w naszych głowach. Różnica między tym, ile mamy lat, a na ile się czujemy, może być ogromna. Spotykam ludzi, którzy mają 60 lub 70 lat, ale w ich oczach widać młodość. I to jest wspaniałe.

    Czuję też, że jest we mnie teraz taka dziecięca radość, co jest bardzo przyjemne. Nie mam wrażenia, żeby moje życie było szczególnie ustabilizowane, zwłaszcza teraz, kiedy dzieje się wiele rzeczy związanych z muzyką. Z drugiej strony cieszę się, że mam już trochę ponad trzydzieści lat, bo o wiele więcej o sobie wiem. Trzecia dekada mojego życia była eksploracją samego siebie. Kim jestem? Czego chcę? Co jestem w stanie robić? Prywatnie i zawodowo. Szukałem odpowiedzi na takie pytania. Podróżowałem po różnych miejscach pracy. Nie chciałem być na etacie, ale ostatecznie wylądowałem w korpo. Z perspektywy czasu wiem, że to miało sens. Nie byłbym tu gdzie jestem, gdyby nie wcześniejsze lata.

„Zeszyt pierwszy” jest sumą twoich doświadczeń. Jak pisze się taki osobisty materiał? Od czego zacząłeś? Czy najpierw usłyszałeś w głowie muzykę, czy zapisywałeś słowa, do których potem trzeba było skomponować melodię?

  • Czasem przychodzą mi do głowy fragmenty prostych melodii, bo nie jestem najlepszy w wymyślaniu skomplikowanych linii melodycznych (śmiech). Przeważnie zaczynam od tekstu, słowa są dla mnie kluczowe. Przychodzą podświadomie, to dzieje się samo. Nie planowałem napisać całego albumu, po prostu pisałem piosenki – każda z nich była czymś osobnym. Po nagraniu materiału na płytę, okazało się, jak zgrabny on jest i że stanowi spójną opowieść o Skorupie (śmiech).

 

Zeszyt pierwszy Jakub Skorupa

 

Po pierwszym przesłuchaniu miałam wrażenie, że jesteś trochę rozczarowany tym, co świat ci zaoferował. Za drugim doceniłam twój zmysł obserwacyjny. Za trzecim po prostu cieszyłam się świetnymi zwrotkami, tupałam nogą i podróżowałam z tobą po Śląsku, Londynie, Marsie… Jakiego odbioru tego materiału się spodziewałeś?

  • Nie spodziewałem się żadnego konkretnego odbioru. Chciałem nagrać kilka piosenek i cieszyć się z tego, że to zrobiłem. Dla siebie. Teraz mam świadomość, że moje piosenki mogą się wydawać pesymistyczne, szczególnie po pierwszym odsłuchu. Ja to jednak nazywam pozornym pesymizmem, bo album jako całość niesie oczyszczającą wartość. Taką wartość ma na pewno dla mnie.

    Czasem jest tak, że trzeba pewne rzeczy powiedzieć na głos, żeby coś sobie usystematyzować w głowie. Być może było tak, że w niektórych momentach życia byłem nieco, może nie rozczarowany, a lekko rozgoryczony czy zagubiony. Ale dostrzegłem światło w tunelu, tego światła jest teraz dużo. Dobrze słychać to w pierwszym i ostatnim numerze z płyty, czyli „33 lata”. Stanowi on klamrę kompozycyjną i ma jasny przekaz: „rzucam wszystko, wchodzę do głębokiej, zimnej wody, czuję dreszcze i czuję, że wszystko się ułoży”. Wiara w to, że faktycznie wszystko się ułoży towarzyszy mi przez cały czas i raczej się poukładało.

    Jeśli mówisz, że przy trzecim odsłuchu płyniesz z moją muzą, to dobrze. Bo to oznacza, że ona ma wiele warstw.

Czy można zatem wysnuć wniosek, że nagranie „Zeszytu pierwszego” było dla ciebie terapeutyczne?

  • Zdecydowanie tak. „Zeszyt pierwszy” jest płytą terapeutyczną. Czuję to szczególnie podczas koncertów. Kiedy gramy materiał na żywo, wszystkie emocje zawarte w piosenkach i muzyce, odczuwam mocniej, wracają do mnie.

 

 

Który z elementów twórczości lubisz najbardziej: pisanie, koncertowanie, praca w studiu, nagrywanie teledysków czy kontakt z fanami?

  • Chyba nie da się tego porównać. Pisanie i koncerty wymieniłbym na pierwszym miejscu. Sam proces twórczy, moment, w którym przychodzi mi do głowy piosenka, zaczynam zapisywać kolejne linijki tekstu – to jest dla mnie wyjątkowy moment i trudno opisać ten stan. Przywodzi mi on na myśl połączenie świadomości z kosmosem. Można to też sprowadzić do dziecięcej radości z tworzenia, eksplorowania kreatywności.

    Z drugiej strony bardzo lubię też koncerty, w trakcie wpadam w trans i po fakcie niewiele pamiętam, mimo że zachowuję 100% trzeźwości. Jak rozmawiam z kimś zaraz po występie, to na następny dzień nie kojarzę, że w ogóle się widzieliśmy (śmiech). Poza tym koncerty nadal są dla mnie czymś świeżym, nowym.

    Oczywiście kontakt z fanami też jest dla mnie bardzo ważny, ale to zdarzenie innej kategorii niż twórczość. Czasem poznaję osoby, które chcą się przede mną otworzyć – opowiadają mi swoje historie i to też jest cenne.

Jak się czujesz jako frontman zespołu?

  • To chyba spore wyzwanie, szczególnie jeśli ten czteroosobowy zespół nadal nazywa się „Jakub Skorupa”. Stanie na czele grupy oznacza konieczność ustalania pewnych zasad. Czasami trzeba się z kimś pożegnać albo zachęcić do działania, zmotywować. Ja sam mierzę się z sytuacjami, kiedy czuję przed czymś wewnętrzny opór, a jednak będąc frontmanem, chcę też pokazywać kierunek pozostałym. Na szczęście motywacji i chęci w naszym zespole nie brakuje. Mobilizujemy się wzajemnie i wspieramy.

    Co ciekawe, przed koncertami to ja jestem najbardziej stremowany. Więc gdy zdarzy mi się wygłosić jakąś mowę motywującą podczas próby, moje własne słowa potem do mnie wracają z ust któregoś z członków zespołu. I wydaje mi się, że stworzyliśmy sobie zdrowe środowisko, w którym funkcjonujemy na równych zasadach.

 

Jakub Skorupa zespół
od lewej: Dariusz Gola, Jakub Skorupa, Dominika Skoczylas, Karol Papała

 

To brzmi jak przepis na dobry zespół nie tylko w kontekście muzycznym. Niejeden menadżer mógłby skorzystać z takich metod. Czy to doświadczenie z pracy w korporacji procentuje?

  • Może zespół Skorupy to taka muzyczna korporacja (śmiech). Mam nadzieję, że nie! Moje doświadczenie pracy w korpo nie jest aż tak złą historią. Doświadczenie z Londynu pomogło mi odpowiedzieć na pytanie „co ja chcę robić w życiu”.

    Z kolei czasy pracy nad produkcją filmów dla różnych firm w Polsce były polem do obserwacji. Śpiewam o nich w piosence „Koledzy”. Sporo szokujących obrazków: brak szacunku, niezdrowe relacje, wzajemne mieszanie z błotem.

„Zeszyt pierwszy” jest bardzo osobisty i to już ustaliliśmy, ale co dalej? Czego możemy się spodziewać po tobie w przyszłości? Chciałbyś dalej eksplorować osobiste tematy, czy poszukasz innego kierunku?

  • Jest cała masa rzeczy, o których można śpiewać. Już wiem, co opowiem na drugiej płycie, ale nie wiem, czy to dobry czas, żeby o tym mówić w szczegółach. Na pewno nie planuję sięgać daleko w przeszłość, chciałbym skupić się na tym, co dzieje się wokół mnie teraz.

Odkrycia Empiku to ważna nagroda wręczana podczas gali Bestsellerów Empiku, poznawanie nowych i ciekawych brzmień sprawia słuchaczom mnóstwo radości. Miałeś swoje prywatne odkrycia muzyczne w minionym roku?

  • Moim odkryciem jest Dawid Tyszkowski. Wspaniały człowiek, który ma ogromny talent do pisania tekstów i komponowania melodii. Kiedy wyszła EP’ka Dawida „Nadal nie śpię”, którą produkował Piotrek Madej (znany jako Patrick The Pan), zadzwoniłem do Piotrka, żeby mu powiedzieć, jak bardzo ta muza na mnie działa. Bardzo kibicuję Dawidowi.

 

koncerty jakub skorupa

 


Jeśli chcecie posłuchać Jakuba Skorupy i jego zespołu na żywo, to już niebawem będziecie mieli ku temu okazję. Oto najbliższe wydarzenia z cyklu „Siedzimy na ławce – tour”:

  1. Toruń, klub NRD, czwartek 9 marca, godzina 20:00
  2. Gdańsk, Parlament, niedziela 19 marca, godzina 20:00
  3. Wrocław, Bezsenność, czwartek 13 kwietnia, godzina 20:00

Zdjęcia w artykule: materiały promocyjne Kalejdoskop Records, fot. Filip Skrońc