Kobiecość i potworność
Tematem książki „Kobiety i inne potwory” (tłum. Hanna Pustuła-Lewicka) jest powiązanie kobiecości z potwornością. Autorka skupia się na mitycznych przedstawieniach potworów o kobiecych ciałach (Sfinks, Meduza, harpie, syreny etc.) i zastanawia się, jakie znaczenie w mitach niosło za sobą takie właśnie połączenie i czy przypadkiem nie jest tak, że nadal myślimy o kobiecości i niektórych przypisywanych jej cechach za pomocą struktur, które mity w nas utrwaliły – mity skonstruowane na potrzeby patriarchalnego świata, mocno trzymającego w ryzach wszystko, co mogłoby zagrozić ustalonemu porządkowi. Każdy z rozdziałów poświęcony jest konkretnej bohaterce-potworowi i cesze, którą reprezentuje, jednak niesamowita erudycja autorki, przeplatającej mitologię z gender studies, osobistym doświadczeniem i rozmaitymi tekstami kultury, od popularnej po akademicką, czyni z tej książki oszałamiające doświadczenie czytelnicze. I chociaż Zimermann pisze we wstępie, że tworzyła ją z myślą o kobietach, zaznacza potrzebę inkluzywności. „Żyjemy w głęboko mizoginistycznym społeczeństwie, w którym mężczyzn obraża bycie porównywanym do kobiet” – pisze. Mężczyźni także poddawani są presji bycia „męskimi”, a więc odciętymi od emocji i słabości. I także mogą skorzystać z tej lektury.
Zimmerman pokazuje, jak z upływem czasu przerobiliśmy mityczne potwory w stworzenia odbiegające wyglądem od pierwotnych opisów. Przykładem mogą być syreny, oryginalnie pozbawione ramion, brodate, z głowami osadzonymi na ciałach przypominających indycze korpusy. Obecnie słowo „syrena” kojarzy się z powabną, długowłosą kobietą, wyposażoną w jędrny biust i zgrabny ogon. Potworność została ukryta pod powłoką piękna i to jest niepokojące – pisze Zimermann. Prowadzi bowiem do pokrętnej konkluzji, że w każdej kobiecie może ukrywać się potwór, bez fizycznej, ostrzegającej manifestacji takiego stanu. Każda kobieta jest więc zawsze podejrzana, potworność staje się ukrytą zasadą jej istnienia i bycia w świecie. Wymaga więc męskiej kontroli i poskromienia. Bo kim są koniec końców bohaterowie, którzy pokonują Sfinksa, Meduzę czy Syreny? Mężczyznami. To ich heroizm przywraca naturalny porządek. A kobiecie trudno się w ten porządek wpasować – musi być kusząca, ale czysta, cicha, ale nie wyniosła, krucha, ale silna kiedy trzeba bronić rodziny. Nie może być zbyt duża, głośna, ambitna, odnosić przesadnych sukcesów – kobieta, która to robi, staje się groteskowa, a więc potworna.
Źródło siły
A gdyby na potwory spojrzeć inaczej i uznać ich rzekome wady/potworności jako źródło siły, która niesie ze sobą olbrzymią moc i w ten sposób zagraża patriarchalnemu ładowi? Co jeżeli rzekoma potworność jest biczem na niepokorne kobiety, które mogłyby za wysoko mierzyć i za daleko zajść? Autorka wspomina, że w czasach wczesnego internetu sama miała nicka „Medusa” – czuła się brzydka, ale demonstracyjnie uczyniła z tej brzydoty znak rozpoznawczy, identyfikując się z mitologiczną bohaterką (oczywiście głębokie przepracowanie kwestii „brzydoty” trwało potem całymi latami, nie wystarczyła prosta sztuczka z nickiem). Rozdział o Meduzie poświęcony jest właśnie kanonowi kobiecego piękna: nie przypadkiem Meduza została zamieniona w potwora przez Atenę, która w pełni uformowana wyskoczyła z głowy ojca, stając się pierwowzorem „fajnej dziewczyny” (czyli takiej, która w sposób perfekcyjny dogaduje się z facetami, trochę na zasadzie kumplowskiej – czyli bez jęczenia, narzekania, zbytnich emocji – a jednocześnie pozostaje w wyważony sposób kobieca i kusząca). Zimmerman pisze, że Meduza ucieleśnia podwójny standard piękna: jeżeli jesteś zbyt atrakcyjna, spotka cię kara (Atena). Jeżeli jesteś potworna, także (Perseusz wspomagany przez Atenę, lustro). Zimmerman przywołuje też błyskotliwie baśń o Kopciuszku. W oryginalnej wersji siostry Kopciuszka nie są brzydkie. Są piękne. I dlatego, zdaniem autorki, z ochotą odcinają sobie w finale części stóp, żeby dopasować się do ideału jeszcze dokładniej. Disneyowskie siostry są karykaturalnie brzydkie. Ich monstrualne stopy nigdy nie zmieszczą się w pantofelku, nie ma co do tego wątpliwości. Nie ma czego ciąć. Które wygrywają ten głupi wyścig? Piękne i okaleczone czy brzydkie i całe?
Nie jestem w stanie powiedzieć, jak BARDZO urzekła mnie ta książka. Niezbyt długa, wspaniale napisana, najeżona odniesieniami, kulturowymi przykładami, osobista, wzruszająca, błyskotliwa i rzeczywiście tworząca w czytelniczce jakiś odruch buntu i niezgody, płynący z głębokiego zrozumienia opresji widzialnej i niewidzialnej. Nie mam do niej cienia zastrzeżeń, a to zdarza mi się niezmiernie rzadko.
Więcej recenzji książek znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.
Komentarze (0)