- Proszę powiedzieć młodej Ameryce, że młode Niemcy się przebudziły - te słowa powiedział Gregorowi Ziemerowi trzydziestoletni nauczyciel w berlińskiej szkole dla chłopców na początku 1939 roku. Ubrany w kompletny mundur SA, z wpiętą w klapę odznaką Nazistowskiego Związku Nauczycieli „miał surowe, wręcz zawzięcie zaciśnięte usta”. Jego uczniowie, chłopcy w wieku od dziesięciu do czternastu lat, byli członkami Jungvolk, która wychowywała ich do bycia posłusznymi i oddanymi żołnierzami Hitlera. Ale nazistowski system, o czym obszernie i ciekawie pisze amerykański edukator i reporter (co czytamy w przekładzie Anny Doroty Kamińskiej), dba nie tylko o swoje narodzone owieczki, ale zajmuje się nimi jeszcze na długo przed przyjściem na świat. Zajmuje się nimi od momentu pojawienia się wręcz samej możliwości ich narodzin.
Edukowani dla śmierci
Gregor Ziemer był dyrektorem Szkoły Amerykańskiej w Berlinie. Mieszkając w Niemczech od 1928 roku na własne oczy widział dojście Hitlera i nazistów do władzy. Ziemer po ucieczce z III Rzeszy napisał kilka książek poświęconych nazistowskiemu społeczeństwu, z których najsłynniejszą jest „Jak wychować nazistę” z podtytułem „Reportaż o fanatycznej edukacji”. Choć trzeba przyznać, że polski wydawca zrobił bardzo wiele, by tytuł był dla Państwa atrakcyjniejszy niż oryginalny – „Edukacja dla śmierci”. A trochę szkoda tej zmiany, bo to jest najczęściej powtarzający się, powracający wręcz jak refren, motyw tej książki. Wychowanie, edukacja, nazistowska pseudopedagogika mają bowiem jeden cel - sprawić, że młodzi ludzie z pieśnią na ustach oddali życie za Hitlera.
Ziemer opowiada o dzieciach, które postanowiły umrzeć za Hitlera nawet bez wojny - jak spotkana przez autora chora dziewczynka, która bała się rano przyznać ojcu, że boli ją brzuch, bo ten „zawsze jej mówił, że nie może ulegać bólowi”. Dziewczyna zmarła tuż po przewiezieniu do szpitala. Powód? Perforacja wyrostka, której można było zapobiec. Śmierć dziecka nie zawsze jest tragedią. Nie jest nią w systemie, który traktuje ją jako środek do celu - zapanowania nad światem. I dobrze wiedzieli o tym rodzice zmarłej dziewczyny, a zwłaszcza ojciec, który raczej cieszył się z faktu, że „dziewczynka zmarła w mundurze - jak prawdziwy żołnierz - dla Führera”. Na mundur, nazywany „Kluften”, składały się ciężkie marszowe buty, „trwałe i solidne” pończochy, niebieska spódnica, biała bluzka i bawełniana chusta na szyję. Dziewczęta miały mieć „zdrowe ciało, zrównoważony umysł i niezachwiane przekonanie, że zbawcą Niemiec jest Adolf Hitler”. Takie kobiety były dowodem na to, że w Rzeszy panuje „prawo i porządek”.
Zakazane bajki
W państwie „prawa i porządku” nie było miejsca nie tylko dla dziewczynek z bolącym brzuchem, ale i siedmiu krasnoludków. Nazistowski system uznawał baśń Grimmów za „ohydną gloryfikację ułomnych stworzeń”. W końcu krasnoludki nijak nie przypominały nordyckich herosów. Czerwony Kapturek był zdaniem ideologów nazistowskiej edukacji „głupi i nierealny”, a nowe baśnie miały umacniać cnoty społeczne takie jak gotowanie w niedzielę potraw jednogarnkowych i przekazywanie jałmużny na rzecz partyjnego funduszu o przyjaźnie brzmiącej nazwie „Pomoc Zimowa”. W takim państwie dziewczyna była uczona pisania i czytania nazistowskiej literatury, geografii, historii, śpiewu i oczywiście umiejętności przydatnych w gospodarstwie domowym. Do tego eugenika i zajęcia sportowe.
Dzieci były własnością Hitlera i z tym nie dyskutowano. Podobnie jak Jezus w ewangelii mówił „pozwólcie dzieciom przyjść do mnie”. Dzięki nowemu Mesjaszowi maluchy miały bezpieczny dach nad głową i strawę w zamian za oddawanie pokłonów ołtarzom z podobiznami Führera. Wychowywane w karności, posłuszeństwie i uwielbieniu dla przywódcy, uznawały go za nadczłowieka, który przyszedł na świat uratować Niemców i ustanowić ich rządy nad światem. Dzieci dla Hitlera nie tylko się uczyły, ale też jadły, pracowały i się bawiły. W co? W przykładne, nazistowskie wojsko.
Czterolatek, który na pytanie „kim chcesz być, kiedy dorośniesz?” mówi, że chce „poprowadzić swoich żołnierzy do walki z tymi wstrętnymi Polakami” ma być w tym systemie nie wyjątkiem, a jednym z wielu, którzy oddadzą życie ku chwale nazistowskiej ideologii. Podobnie jak kobiety, które deklarują, że ich dzieci będą „należały do Państwa” i „sprowadzają je na świat, bo on je o to poprosił”.
Kolejne kręgi piekła
Ziemer w krótkich, bardzo klarownie napisanych rozdziałach reportażu oprowadza nas po kolejnych kręgach edukacyjnego piekła i nazistowskiego wtajemniczenia, pokazując, że największym sukcesem, jaki można było osiągnąć była śmierć. Amerykański reporter zwraca szczególną uwagę - pisze to już w czasie trwającej wojny - na zapowiedzi konfliktu i mocarstwowe ambicje nazistów. W klasach na ścianach wisiały mapy pokazujące Niemcy przed traktatem wersalskim, przypominające o ziemiach utraconych przez byłe mocarstwo. Szczególnym upokorzeniem było odebranie Niemcom kolonii, które traktowano ówcześnie jak klejnoty w koronach. Przekonanie, że „wszyscy nienawidzą Niemiec, bo znowu są silne i potężne” było powszechne, podobnie jak postanowienie, że „pokażemy im”. Ziemer zauważa, że wpajano uczniom szczególną nienawiść wobec Polski i Francji. „Kiedy lekcja dobiegała końca, w ich sercach płonęła nienawiść do Polaków” - pisze.
Niemcy przed I wojną światową mówili o sobie jako o kraju „bojaźni Bożej i dobrych obyczajów”. Hitler wykorzystując resentymenty, gospodarczy kryzys, ideowy krach mocarstwa, zastąpił Boga sobą, a dobre obyczaje ideologią z piekła rodem. Tak powstało państwo „prawa i porządku”, w którym nie było miejsca dla Gapcia.
To na co również warto zwrócić uwagę w książce Ziemera, to minimalizowanie takich elementów tekstu jak opisy przyrody (minimum, tylko dla podkreślenia różnicy między krajobrazem, a światem bohaterów książki), unikanie pisania o sobie (trochę wiemy, ale jednak jest to zawsze opowieść o tych, których Ziemer spotyka), a także bardzo dobra selekcja materiału. Autor przemierzył Niemcy wzdłuż i wszerz, rozmawiał z setkami osób, ale finalnie dostajemy książkę klarowną, przemyślaną, nieprzegadaną, nieprzesadną w emocjonalnych opisach, pozbawioną drobiazgowości, a jednocześnie czułą wobec szczegółu. Tym bardziej Państwu polecam.
Więcej recenzji – w dziale Czytam.
Komentarze (0)