Canal+ nie chce mówić o budżecie „Króla”, ale spektakularna scenografia, kostiumy i efekty specjalne nie pozostawiają wątpliwości, że zainwestowano grube miliony. Z planu przeciekały anegdotki na temat kolejnych szaleństw scenografów Grzegorza Piątkowskiego i Katarzyny Sikory, które produkcja decydowała się spełnić.
Wypożyczenie antyków z ubezpieczeniem na 250 tys. zł? Proszę bardzo. Wynajęcie pałacyku i przekształcenie go na mieszkanie rodziny Szapiro? Żaden problem. A może otworzymy szynk, który będzie dostępny dla klientów i umożliwimy fanom pojawienie się w serialu? Robimy to!
Ostatni pomysł pokrzyżowała ponoć pandemia, tak samo jak plan, by wypuszczać poszczególne odcinki na ekran kin. Szkoda, że plan nie doszedł do skutku, bo „Król” nakręcony jest jak film kinowy podzielony na rozdziały. Wystawna produkcja operuje tak dbałością o ogół (kaszalot pływający po niebie nad Warszawą), jak i o szczegół - w retrospekcyjnej scenie z dzieciństwa Szapiro trudno skupić oczy na konflikcie syna z ojcem, bo dookoła nich znajduje się cała masa mających znaczenie - albo po prostu cieszących oko - bibelotów.

 

„Król” – wystawna i spektakularna produkcja

Nawet jeśli anegdotki z planu wypuszczono tylko po to, by zrobić produkcji dobry PR, to sprawdzają się, bo nie dają obietnic bez pokrycia. Podobnie jak zapewnienia twórców, silnych osobowości i indywidualistów, że pracowali w spokoju, porozumieniu i bez kłótni. Reżyser Jan P. Matuszyński, który ma na koncie obsypaną nagrodami „Ostatnią rodzinę”, miał ponoć przystąpić do projektu pod warunkiem, że dostanie wolność artystyczną. I tę stacja miała mu zapewnić. Na ekranie autorski styl reżysera widać przede wszystkim w niespiesznym prowadzeniu akcji.

Na pokazie prasowym dziennikarze mogli obejrzeć dwa z ośmiu odcinków „Króla”. W odróżnieniu choćby od seriali Netfliksa tu nie ma łapania widza na efekt. Chociaż „Król” daje takie możliwości, nie bombarduje się nas efekciarstwem, tylko powoli wprowadza do świata przedstawionego. Widać, że Matuszyńskiemu zależy, żebyśmy dokładnie poznali panujące pomiędzy bohaterami stosunki, zrozumieli układ sił i wzajemne anse, polubili się z postaciami i zaangażowali w ich losy.

To stara szkoła opowiadania, metoda, którą reżyser idzie pod prąd panującej we współczesnym serialu tendencji. Niespieszność przekłada się również na możliwość delektowania się poszczególnymi kadrami. Dla osób wrażliwych na estetykę będzie to prawdziwa uczta. Podobnie widzowie, którzy lubują się w historii dwudziestolecia międzywojennego. Oni docenią, jak drobiazgowo odtworzono Warszawę sprzed wieku (często udaje ją na ekranie Łódź). Problem mogą mieć za to te osoby, które od pierwszych scen lubią poczuć napięcie i pędzić za rozpędzoną akcją. Im pierwsze dwa odcinki „Króla” mogą się wydać jedynie wstępem do dalszej części, rozciągniętą ekspozycją.

Krol Canal +; mat Canal+

Scena z serialu „Król”. W środku Michał Żurawski jako Jakub Szapiro.
Fot. Łukasz Bąk

Książka czy serial? Jak wypadła powieść na małym ekranie?

A co z oddanymi fanami powieści Szczepana Twardocha? Ich czeka kilka zaskoczeń. Książka oferowała spojrzenie na męski świat, w którym ścierały się pięści i ideologie. W ekranowej wersji znalazło się miejsce na kobietę w jednej z głównych ról - Stanisławę Tabaczyńską, lesbijkę, która w męskim świecie świetnie się urządziła. Zapracowała na swoją pozycję, jest traktowana na równi z innymi facetami. Gra ją Barbara Kurzaj, która zręcznie balansuje na granicy między kobiecością i męskością. Z jednej strony widać, że to kameleon, który musi dopasować do otoczenia, więc jak trzeba, to przywali w nos, a i z chłopakami skoczy do burdelu. Z drugiej strony Kurzaj potrafi dyskretnie wydobyć kobiecość swojej bohaterki, zaskoczyć delikatnością skrywaną za siermiężnym ruchem i wulgarnym słowem. Jest niejednoznaczna, jak większość ekranowych bohaterów.

Król okładka serialowa

Choćby Ryfka Kij, burdelmama, w którą wciela się Magdalena Boczarska. Ona ma na facetów zupełnie inną metodę - doskonale wie, że seks to potężna broń. Ryfka potrafi z niej skorzystać tak, by klient jej lupanaru nawet nie wiedział, że został wykorzystany. Boczarska potrafi przybrać pozę uwodzicielskiej i naiwnej, ale od pierwszej chwili, kiedy pojawia się na ekranie, nie ulega wątpliwości, że niezłe z niej ziółko.

Podobnie Arkadiusz Jakubik doskonały jako Kum Kaplica czy Michał Żurawski jako Jakub Szapiro. To twardziele o złotym sercu, zbiry z zasadami. Jakubik i Żurawski bez problemu przekonują nas, że ich bohaterowie posiłkują się bezwzględną przemocą nie z przekonań, tylko z musu, bo tak ich świat jest urządzony. Twórcy adaptacji wiernie oddali skomplikowaną rzeczywistość książki.

Krol Canal+ Borys Szyc

Scena z serialu „Król”. W środku Borys Szyc jako doktor Janusz Radziwiłek.
Fot. Łukasz Bąk

Z wyjątkiem Radziwiłka, granego na granicy prześmiewczości przez Borysa Szyca, który jest tu psychopatą upajającym się widokami podrzynanych gardeł (nie liczcie na wyciemnienia, serial operuje brutalnością w sposób dosłowny) i opętany myślą o przejęciu władzy, większość postaci ma zawiłe życiorysy i trudną do oceny moralność. Znika podział na dobrych i złych, prawych i wyjętych spod prawa. Każdy coś przeskrobał, każdy zrobił dobry uczynek, jak to w życiu.

Na ekranie walki toczą ze sobą bojówki PPS-u, którymi dowodzi Kum Kaplica (świetny Arkadiusz Jakubik), oraz ONR Falanga dowodzona przez Bronisława Żwirskiego (Adam Bobik). Obie postaci wzorowane są na prawdziwych osobach - pierwszy - gangstera Łukasza Siemiątkowskiego, znanego jako Tata Tasiemka, drugi - Bolesława Piaseckiego. Łatwo było w ten konflikt wpisać odniesienia do współczesności, komentarz do sytuacji zza okna. Ale scenarzystów w osobach Łukasza M. Maciejewskiego, Szczepana Twardocha i Dany Łukasińskiej nie interesowało kino doraźne, które koresponduje ze zmieniającą się w szaleńczym tempie sytuacją społeczno-polityczną.

Król - Arkadiusz Jakubik

Scena z serialu „Król”. Na zdjęciu Arkadiusz Jakubik jako Kum Kaplica.
Fot. Łukasz Bąk

Na spotkaniu z publicznością na festiwalu Transatlantyk Łukasz M. Maciejewski mówił, że przez półtora roku, które poświęcili na prace nad tekstem, w naszym kraju zdążyło się zmienić tak wiele, że pewne rzeczy już się zdezaktualizowały. I choć wciąż trudno pozbyć się wrażenia, że od czasów rozgrywającego się w 1937 roku „Króla” niewiele się u nas zmieniło, serial nie daje nam satysfakcji tylko dlatego, że pozwala rozpoznać targające współczesną Polską napięcia.

Jego największym sukcesem jest przede wszystkim mitotwórcza moc. Dwudziestolecie międzywojenne, do którego filmowcy praktycznie się nie zapuszczają, wciąż kojarzy nam się głównie z komediami z Eugeniuszem Bodo i lekturami z liceum. Tutaj odmalowane jest w zupełnie inny sposób, różny nawet od tego, co wmawiają nam o nim politycy. Świętowane dwa lata temu stulecie niepodległości uwzniośliło narrację na temat okresu po I wojnie światowej, kiedy to wyzwolona Polska miała w poczuciu jedności i szczęścia bratnio kroczyć do przodu.

 

Jaką Warszawę pokazuje „Król”?

„Król” zadaje kłam temu przekonaniu i na przykładzie Warszawy, miasta skomplikowanego etnicznie, religijnie, ideologicznie i kulturowo, przywołuje zupełnie inną wizję. Matuszyński dba, by napięcia rozłożyć nie tylko na linii człowiek-człowiek, ale też skierować je do wewnątrz postaci. Tak jest przecież z samym Szapiro o twarzy Michała Żurawskiego, bohatera, który wywodzi się z żydowskiej rodziny. Choć jest niereligijny, musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy żydowska nagonka w stolicy wymierzona jest również w niego i jego rodzinę. I czy Warszawa to nadal jego miasto? Takich patriotyczno-tożsamościowych namysłów tutaj nie brakuje.

Król Szczepan Twardoch w serialu

Scena z serialu „Król”. Na zdjęciu Szczepan Twardoch. Kogo zagra? Przekonamy się już 6 listopada
Fot. Łukasz Bąk

Matuszyński komplikuje rzeczywistość, ale odmalowuje ją z nostalgią, tak, że chyba każdy widz ma ochotę chociaż na chwilę przenieść się w czasie i dołączyć do ekranowych postaci. Ale gdy stężenie sentymentu wzrasta, przełamuje je wspomnieniem brutalności tamtego świata. W efekcie „Król”, choć przybrany w szaty kina gangsterskiego (inspiracją dla reżysera miały być filmy Sergio Leone), tak naprawdę łączy wiele gatunków. To refleksja nad historią i przynależnością w niejednorodnym świecie, przypowieść o walce dobra i zła i wpływu fatum, ale też osadzony w przeszłości komediodramat z niepogłębionym, ale istotnie zarysowanym rysem psychologicznym postaci. Dobra rozrywka, jak i przyczynek do refleksji.

Zdjęcia: (c) materiały promocyjne CANAL+ Polska S.A. 2020/ fot. Łukasz Bąk

Więcej artykułów o filmach i serialach przeczytasz w naszej Pasji Oglądam. A jeśli chcesz poznać bliżej twórczość Szczepana Twardocha to zajrzyj do naszej recenzji nowej książki autora - „Pokora”.