Spis treści:
- Taylor Swift – samotna księżniczka
- Teksty – główny powód popularności Taylor Swift?
- Ery – symbole perfekcjonizmu i pracowitości Taylor Swift
- Eras Tour – przypieczętowanie hegemonii Taylor Swift
- Druga strona medalu – wielki sukces i wielka krytyka
- „The Life of a Showgirl” – nowy album Taylor Swift
Jak to się stało, że jedna osoba, kobieta, w brutalnym, męskim świecie, trzymająca w jednej ręce pióro, a w drugiej gitarę, zaczęła wpływać swoimi tekstami na miliony słuchaczek i słuchaczy, protestami na wielkie koncerny i serwisy streamingowe, a w końcu koncertami na amerykańską gospodarkę i… aktywność sejsmiczną? Z ponad setką rekordów w Księdze Rekordów Guinessa, możemy ją po prostu nazwać Rekordzistką Rekordów.
Możemy też ją po prostu nazwać Taylor Swift.
Taylor Swift – samotna księżniczka
Historia Taylor Swift byłaby niezwykle wzruszająca i bajeczna, gdyby jej sukces faktycznie wziął się znikąd, a zbudowany został mimo wielu przeciwności losu. Prawda jest jednak taka, że los od samego początku jej sprzyjał. Urodzona w amerykańskim mieście Reading w bogatej rodzinie Swiftów, wychowywana w miłości, poczuciu bezpieczeństwa i spokoju, w dzieciństwie dnie spędzała na przechadzaniu się po przydomowym ogrodzie i pisaniu pierwszych tekstów w pamiętniku. Świadomi talentu córki rodzice najpierw zaopatrzyli ją w gitarę, jeździli z nią po okolicznych country barach, w których Taylor prezentowała swoje pierwsze utwory, a w końcu, za namową córki, przeprowadzili się do oddalonego o ponad tysiąc kilometrów Nashville. Młodziutka Taylor miała przeczucie, że tylko tam może zrobić prawdziwą karierę.
I faktycznie, Swift trafiła tam na Scotta Borchettę, który właśnie opuścił wytwórnię Universal Music i jednocześnie wyraził zainteresowanie twórczością nastolatki. Miał dużą branżową wiedzę, nie miał jednak pieniędzy na przygotowanie niezbędnego zaplecza i założenia wytwórni, w której mógłby wydawać muzykę Taylor. I tu z pomocą przyszedł jej ojciec, który zainwestował kilkanaście tysięcy dolarów w Big Machine – wytwórnię założoną specjalnie dla córki, dzięki której w 2006 roku mogła wydać swój pierwszy album – „Taylor Swift”.
Na tym sielankowym obrazie jest jednak kilka rys, z których największą było poczucie niezrozumienia przez rówieśników, samotność oraz poczucie niedopasowania do kolegów i koleżanek, szczególnie tych w Reading. Bycie odrzutkiem jest jednym z najczęściej powracających tematów w twórczości Taylor Swift – od debiutu aż po ostatnie płyty. I zdaje się, że jest to jeden z pierwszych elementów, które zapewniły jej rzeszę fanek. Młode słuchaczki usłyszały w tekstach artystki swoją historię – historię wykluczenia, samotności i niezrozumienia. I to właśnie zdolności pisarskie Taylor są teorią wszystkiego – głównym powodem, dla którego jest ona na szczycie.
Teksty – główny powód popularności Taylor Swift?
Niejednokrotnie spotkałem się z teorią, że Taylor Swift zbudowała sobie jeden z najbardziej zaangażowanych, ale i najinteligentniejszych fanbase’ów. Wiele jej wiernych słuchaczek nie jest z nią ze względu na chwytliwość piosenek, świetne hooki, czy eksperymenty muzyczne. Te osoby są z nią ze względu na teksty. Jej wierne fanki faktycznie czytają ze zrozumieniem, wnikliwie analizują, szukają kontekstów i wyciągają wnioski. W tych tekstach ukryty jest prawdziwy talent Taylor.
Piosenkarka od pierwszej płyty w niezwykle obrazowy, szczegółowy sposób opowiada historie. Jej utwory nie bazują na luźnych skojarzeniach, bezkontekstowych opowieściach i wymyślanych na siłę rymach. To tkane z misterną precyzją opowiadania, w których każde słowo ma znaczenie, którego nie zrozumiesz, jeśli naprawdę nie wczytasz się i nie przeanalizujesz całego tekstu. A u Swift zawsze jest co analizować! Jej teksty są pełne easter eggów, ukrytych znaczeń, odniesień do konkretnych osób czy wydarzeń. Artystka zdaje się stale rzucać wyzwanie swoim słuchaczkom: kto w pełni zrozumie, o czym pisze? I wygląda na to, że obie strony świetnie się przy tym bawią.
Taylor Swift w swoich tekstach czerpie od najlepszych. Jedni wskazują na inspiracje twórczością Emily Dickinson – przede wszystkim na albumach „Folklore” i „Evermore”. Przepełnione introspektywnością, poczuciem samotności i mistycyzmem „My Tears Ricochet” czy „Epiphany” zdają się czerpać z twórczości dalekiej krewnej Swift. Drudzy, przede wszystkim na „The Tortured Poets Department”, widzą paralele z twórczością amerykańskiej pisarki Sylvii Plath. Dla niej, podobnie jak dla Swift, pisanie było ucieczką od problemów, remedium na problemy ze zdrowiem psychicznym, poczuciem odrzucenia i niepasowania do pozostałych. Pojawiające się motywy odrodzenia i zemsty, podobne posługiwanie się symboliką kolorów faktycznie może uzasadnić podobieństwa między twórczością obu kobiet.
Twórczość Taylor Swift to przede wszystkim liryka konfesyjna, którą do muzyki na dobre wprowadziła w 1970 r. Joni Mitchell albumem „Blue” i to z jej podejściem do pisania najbardziej kojarzą mi się teksty Swift. Dla Amerykanki piosenki są okazją do opowiedzenia swojej prawdziwej historii, przepełnionej najczęściej trudnymi emocjami oraz sposobem na radzenie sobie z nimi. Za tę szczerość, wiarygodność i poczucie, że łzy, o których pisze Taylor, płynęły naprawdę, pokochały ją miliony słuchaczek na całym świecie.
Pieczołowite analizowanie tekstów stało się jedną z głównych i ulubionych aktywności fanek Swift. Z czasem doszło do tego analizowanie wyglądu, koloru ubrań, szminek, akcesoriów oraz innych elementów, które mogłyby mieć wpływ na zrozumienie jej twórczości. A każda kolejna płyta to nowe konteksty, kolory, inspiracje, inny entourage i odniesienia. Tego też niestety wymaga od kobiet show-biznes. To, czego kiedyś nauczyła się Madonna – „jeśli chcesz przetrwać w tym biznesie, musisz dostarczać fanom ciągle czegoś nowego” – zrozumiała także Taylor Swift. I wyniosła to na zupełnie inny poziom.
Ery – symbole perfekcjonizmu i pracowitości Taylor Swift
O Taylor słusznie mówi się, że jest jednym z największych „kameleonów” w muzyce – z płyty na płytę zupełnie zmienia swój styl, robi to perfekcyjnie
Zaczynała jako piosenkarka country, która nie potrzebowała niczego więcej poza piórem do pisania tekstów, gitarą i głosem. Z czasem zrozumiała jednak, że show-biznes wymaga od niej więcej i żeby przetrwać, musi z płyty na płytę wymyślać swój wizerunek na nowo. Taylor, perfekcjonistka, która zawsze chce być good girl, szybko nauczyła się grać i w tę grę.
W zasadzie każdy jej album to inna era. Wspomniany wcześniej debiut „Taylor Swift” to czyste country z tekstami o pierwszych zakochaniach, rozstaniach, przyjaźniach („Teardrops on My Guitar”, „Tim McGraw”). To era, w której Taylor była po prostu dziewczyną z sąsiedztwa. Kolejny album, „Fearless” (2010), to, brzmieniowo, Taylor nieco bardziej popowa, opowiadająca o romansach, wizerunkowo baśniowa, „księżniczkowa”. Najlepiej pokazuje to jej pierwszy wielki hit – „Love Story” czy „You Belong With Me”. Największe wizerunkowe wolty przyszły jednak nieco później. Przede wszystkim na albumie „1989” (2014), na którym Taylor zupełnie odcięła się od swoich korzeni country i stworzyła wielki, popowy, wypełniony elektroniką album.
Okres po wydaniu „1989” jest niezwykle ważnym momentem, bo to on wyznaczył kierunek, w którym poszła kariera Taylor Swift. Jest to przede wszystkim czas naznaczony konfliktem z Kanye Westem i Kim Kardashian wokół piosenki „Famous” amerykańskiego rapera. Konflikt ten sprawił, że cały muzyczny świat obrócił się przeciwko Swift, a jej kariera zdawała się zmierzać ku bardzo szybkiemu upadkowi. Wydarzenia te były inspiracją dla jej kolejnego albumu, „Reputation” (2017), w którym artystka zaprezentowała się jako pewna siebie, żądna zemsty kobieta, wyzywająca na pojedynek media i wszystkie osoby, które wyrządziły jej krzywdę. Mimo że trasa promująca album okazała się wielkim sukcesem, Taylor wciąż była daleko od popularności z ery „1989”.
Odrodzenie zaczęło przychodzić wraz z kolejnym albumem „Lover” (2019) – pozytywnym, pełnym radosnych piosenek, a wizualnie – jasnych, pastelowych barw. W 2019 roku wybuchła też afera z pozbawieniem Taylor praw do jej własnych piosenek, w której fanki i media stanęli za artystką murem. Mimo że mainstream jednocześnie zapomniał Taylor wcześniejszą niesławę, album „Lover” nie sprzedawał się zgodnie z oczekiwaniami.
Prawdziwy zwrot i początek ponownej, wielkiej dominacji Taylor Swift przyszedł w 2020 roku wraz z premierą albumu „Folklore”. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że gwiazda wróciła do korzeni, do powodów, przez które została pokochana – folkowej muzyki, oszczędnej produkcji, introspektywnych, głęboko poruszających tekstów. Taylor znów stała się dziewczyną z sąsiedztwa, która kiedyś zauroczyła miliony osób.
Ale „Folklore” to również po prostu kapitalny album, wypełniony doskonałą muzyką, pięknymi tekstami, doceniony przez zupełnie nowe dla Taylor środowisko dziennikarzy i słuchaczy muzyki alternatywnej. Z pewnością pomogły na tym polu współprace z zespołami Bon Iver i The National. Największe czasopisma, wciąż tak ważne w alternatywnym świecie, przyznawały „Folklore” najwyższe noty i umieszczały album na topowych miejscach w podsumowaniach noworocznych.
Eras Tour – przypieczętowanie hegemonii Taylor Swift
Afera z odebraniem praw do twórczości, popierana przez całe środowisko decyzja o nagraniu swoich albumów jeszcze raz, świetne przyjęcie albumów „Folklore” i „Evermore” podbudowało pewność siebie Taylor Swift. Wszystkie te wydarzenia, ale także anulowana przez pandemię trasa promująca album „Lover” i brak możliwości promocji koncertowej wydanych w 2020 r. albumów pchnęły Taylor do podjęcia decyzji o zrobieniu trasy koncertowej promującej nie jeden, ale wszystkie dotąd wydane albumy.
Trasa The Eras Tour składała się z prawie stu pięćdziesięciu, ponad trzygodzinnych koncertów, które były podróżą przez każdą erę – od debiutu aż po wydany w 2024 „The Tortured Poets Department”. Gigantyczna produkcja ze zmieniającą się z każdym albumem scenografią i oprawą wizualną pokazała, jakim tytanem pracy jest Swift i ile fizycznego oraz kreatywnego wysiłku włożyła w każdą swoją płytę.
Koncerty były wielkim sukcesem, wzięło w nich udział ponad dziesięć milionów osób, a cała trasa wygenerowała ponad dwa miliardy dolarów przychodu, stając się najbardziej dochodową w historii muzyki. Trasa ta pomogła też wypromować artystki i artystów, którzy supportowali Swift: Gracie Abrams, Beabadoobee, Bensona Boone, Sabrinę Carpenter, Girl in Red czy Raye. Zainteresowanie wieloma z nich wzrosło po koncertach i obecnie same cieszą się dużą popularnością.
Druga strona medalu – wielki sukces i wielka krytyka
Wraz z wielkim uwielbieniem na Swift wiele razy spadała i do dziś spada wielka krytyka. Krytycy częste zmiany stylów i gatunków przez gwiazdę tłumaczą chęcią dopasowania się do trendów i utrzymywania popularności. Zarzucają jej więc brak szczerości oraz chęć zbijania jak największej fortuny. Taylor jednak sama dolała oliwy do ognia w 2024 r. i podgrzała zarzuty o przesadną komercjalizację, wydając łącznie 37 różnych wariantów płyty „The Tortured Poets Department”.
Również samo wydanie Taylor’s Versions budzi wątpliwości wśród samych swifties. Część z nich uważa, że sprzedanie jej katalogu odbyło się zgodnie z wszelkimi umowami i było wątpliwe wyłącznie moralnie, a decyzja Taylor o nagraniu nowych wersji albumów była podyktowana chęcią zysku. Swift jest również krytykowana za powtarzalność tematów w tekstach, budowanie większości piosenek wokół rozstań, byłych partnerów i przyjmowania w nich wyłącznie roli ofiary celem wzbudzenia sympatii u słuchaczek. Do tego dochodzą zarzuty o nadmierne korzystanie z prywatnego samolotu i generowanie olbrzymiego śladu węglowego.
„The Life of a Showgirl” – nowy album Taylor Swift
3 października ukazuje się 12. studyjny album Taylor Swift, „The Life of a Showgirl”, którego producentem jest jeden z najważniejszych producentów w historii popu – Max Martin. Ten sam, który wyprodukował m.in. album „1989”, wynosząc Taylor Swift do rangi światowej gwiazdy. I znów, podobnie jak na albumie z 2014 r., ma to być czysty, energetyczny pop. Premierze albumu będą towarzyszyć specjalne pokazy filmowe w kinach na całym świecie. „The Life of a Showgirl” ma być albumem osadzonym w świecie blasku, blichtru i teatralnej sztuczności show-biznesu. Ma skłaniać do refleksji nad tym, jak zachować siebie będąc na szczycie, żyjąc w blasku reflektorów.
Okazuje się, że po tak intensywnej obecności gwiazdy w mediach w ostatnich latach, zainteresowanie jej muzyką nie słabnie, a „The Life of a Showgirl” jeszcze przed premierą cieszy się rekordowym zainteresowaniem. I choć krytycy muzyczni wieszczą zmierzch ery poptimismu, zdaje się, że Taylor Swift to nie ruszy. Ona zawsze znajdzie sposób, żeby trwać i trwać, i trwać…
Więcej artykułów muzycznych znajdziesz na Empik Pasje w dziale Słucham.
Zdjęcie okładkowe: Shutterstock
konto_z_muzyka




Komentarze (1)
Komentarze
Super tekst, bardzo rzetelne podsumowanie! Mega się czytało i nawet jako fanka dowiedziałam sie kilku nowych informacji!