Kontrakt czy cyrograf? 

Taylor Swift swój pierwszy kontrakt płytowy podpisała w wieku zaledwie 15 lat. Jak głosi znana doskonale przez jej fanów historia, kiedy w 2004 roku przyszła gwiazda występowała w Bluebird Cafe w Nashville, na scenie wypatrzył ją producent muzyczny Scott Borchetta. Wówczas jeszcze jeden z dyrektorów DreamWorks Records, Borchetta przygotowywał się do założenia własnej wytwórni, Big Machine Records. Młodziutka Taylor stała się jednym z pierwszych artystów w „stajni” Borchetty i, jak okazało się z czasem, zdecydowanie tym najbardziej dochodowym. Kontrakt opiewał na sześć płyt lub dziesięć lat współpracy - ostatecznie piosenkarka wydała pod skrzydłami Big Machine Label Group albumy „Taylor Swift”, „Fearless”, „Speak Now”, „Red”, „1989” oraz „reputation”. 30-letnia dziś Swift pod koniec 2017 roku pożegnała się ze swoim wydawcą i przeniosła się do Universal Music Group, gdzie już 23 sierpnia ukaże się jej siódmy studyjny krążek, „Lover”. Promują go single „ME!” oraz „You need to calm down”, który jest manifestem poparcia Taylor dla idei społecznej i politycznej równości osób nieheteronormatywnych.
 

Taylor Swift - Taylor Swift

 

„Moje muzyczne dziedzictwo znalazło się w rękach człowieka, który próbował je zniszczyć”

Już półtora roku temu, kiedy artystka rozstawała się z Borchettą, wiadomo było, iż ma do niego żal o krzywdzący w swych założeniach kontrakt, który podpisała, będąc młodą, niedoświadczoną i nieświadomą realiów show biznesu kobietą. Jednak prawdziwy skandal, w który zaangażowały się też inne gwiazdy muzyki, wybuchł w poniedziałek, kiedy na jaw wyszło, iż były wydawca Swift sprzedał cały jej dotychczasowy dorobek - wraz z katalogiem utworów wszystkich innych twórców, których wiązała umowa z Big Machine Records - spółce Ithaca Holdings za 300 milionów dolarów.
W czym problem? Po pierwsze, wokalistka nigdy nie miała szansy odkupienia praw do swojej twórczości, chociaż wielokrotnie o to zabiegała. Po drugie, właścicielem rzeczonego Ithaca Holdings jest nie kto inny, jak Scooter Braun, menedżer gwiazd takich jak Justin Bieber czy Ariana Grande. Kanadyjczyk zarządza również karierą Kanye Westa, z którym Swift łączą wieloletnie, burzliwe relacje, które w 2016 roku doprowadziły do jej ponad rocznego zniknięcia z show biznesu. Artystka stoi na stanowisku, iż Braun wielokrotnie próbował sabotować jej karierę, dyskredytował ją w muzycznym środowisku i namawiał swoich podopiecznych - z Westem i jego żoną, Kim Kardashain, na czele - do publicznego jej wyśmiewania. „Scooter okradł mnie z pracy mojego życia, której nie miałam szansy wykupić” - napisała w przejmującym poście w mediach społecznościowych. „Moje muzyczne dziedzictwo znalazło się w rękach człowieka, który próbował je zniszczyć”.

 

Taylor, Kanye, Kim i nagi manekin

Konflikt pomiędzy Taylor Swift i Kanye Westem ciągnie się już od ponad 10 lat. Kiedy 2009 roku piosenkarka odbierała statuetkę Video Music Awards za teledysk do „You Belong WithMe”, raper wdarł się na scenę, wyrwał jej nagrodę z rąk i oświadczył, iż jego zdaniem należy się ona siedzącej na widowni Beyonce. Swift stała się bohaterką niezliczonych memów, parodii i przeróbek, a wspomnienie pięknego wieczoru, który przerodził się w jedno z największych publicznych upokorzeń w historii show biznesu, prześladował ją jeszcze latami.
Oficjalnie topór wojenny był zakopany, lansowano nawet tezę, iż Taylor i Kanye przyjaźnią się. Kolejny skandal wybuchł w 2016 roku, kiedy to na płycie Westa „Life of Pablo” w piosence „Famous” w niewybrednych słowach twierdził, że to dzięki dzięki niemu stała się sławna. W teledysku do piosenki pojawił się zaś kompletnie nagi manekin-sobowtór Swift, leżący w łóżku obok rapera. Broniąc się twierdził, iż jego koleżanka po fachu o wszystkim wiedziała, na dowód czego jego żona, Kim Kardashian, umieściła w sieci nagranie rozmowy telefonicznej, mającej informację tę potwierdzać.
Artystka do dzisiaj twierdzi, że rozmowa była zmanipulowana, podobnie jak samo nagranie, a burza, która rozpętała się wówczas w show biznesie i mediach społecznościowych, niemal zniszczyła jej karierę. A częścią rzeczonej burzy był nie kto inny, jak Scooter Braun.

 

Co oznacza dla Swift i jej fanów kupienie praw do jej muzyki przez Brauna?

Tymczasem Borchetta broni się i zapewnia, iż zaproponował swojej byłej podopiecznej możliwość wykupienia całego swojego dotychczasowego katalogu, którą ta odrzuciła. Swift wskazała w swoim wpisie, iż owszem, otrzymała taką propozycję, ale była ona równie krzywdząca, co całe postępowanie jej byłego wydawcy. „Przez lata starałam się o nabycie praw do mojej twórczości” - wspomina we wpisie. „Zamiast tego zaproponowano mi powrót do Big Machine Records. Mogłabym odzyskać każdy kolejny album w zamian za wydanie następnego. Odeszłam, ponieważ wiedziałam, że w momencie, w którym podpiszę ten kontrakt, Scott Borchetta sprzedałby firmę razem ze mną i moją przyszłością. Musiałam dokonać przykrego wyboru: postanowiłam porzuć przeszłość i zostawić muzykę, którą tworzyłam na podłodze mojej sypialni i wymarzone teledyski, które opłacałam za pieniądze zarobione graniem w barach, klubach, arenach i na stadionach”.
Co to oznacza w praktyce dla Taylor i jej fanów? Kontrakt, który podpisała w 2005 roku zakłada, że należą się jej do prawa do tekstu, muzyki i głosu, więc może wszystkie te piosenki nagrać i wydać jeszcze raz - nie mając już prawa do wersji nagranych i wydanych w ramach dotychczasowych albumów. Od 1 lipca każdy dolar z każdego odtworzenia w serwisach streamingowych każdej piosenki z sześciu pierwszych płyt Swift oraz każda kupiona jej fizyczna kopia zasila konto Brauna. „Scooter wydarł mi prawa do mojego życiowego osiągnięcia, podczas gdy ja nie otrzymałam możliwości kupna własnych utworów. Mój dorobek muzyczny jest w rękach kogoś, kto chce go zniszczyć. Spełnia się mój najczarniejszy scenariusz - konkluduje artystka. „Tak to jest, kiedy podpisuje się kontrakt w wieku 15 lat z kimś, dla kogo pojęcie lojalności istnieje tylko umownie”.