Autorka: Katarzyna Kowalewska

 

Mała dziewczynka dorasta w wiosce pełnej ekscentrycznych, ale ciepłych postaci. W pierwszoosobowej narracji zaraża nas swoją miłością do domu, rodziny, przyjaciół. Do świata. Na naszych oczach staje się kobietą. Brzmi znajomo? Na pewno, ale właśnie na tej familiarności opiera się siła powieści Mariany Leky, niemieckiej autorki opowiadań, powieści, dramatów oraz audycji radiowych. „Sen o okapi” to jej pierwsza książka dostępna w polskim tłumaczeniu.

Nuta „vintage” i posmak egzotyki

O czym opowiada „Sen o okapi”? O miłości, przyjaźni, dorastaniu. Cała narracja zanurzona jest w baśniowości i paraboliczności. Można by powiedzieć, że to literatura piękna środka, która urzeknie zarówno wytrawnych czytelników „W poszukiwaniu straconego czasu” czy „Czarodziejskiej góry”, jak i zwolenników „lżejszych” książek obyczajowych. Główna bohaterka, Luiza, urodziła się i żyje w małej wiosce. To urokliwe miejsce czytam w konwencji baśniowej – symbolizuje krainę, która mogłaby znajdować się wszędzie. Gdyby tylko… Ale o tym za chwilę, najpierw o Luzie i jej otoczeniu.

Główna bohaterka żyje w pewnym stopniu niemodnie. Otacza ją ciasny krąg przyjaciół. Zna niewielu (prawie żadnych) rówieśników. Przez długi czas najważniejszą osobą w jej życiu jest babka Selma, wdowa wciąż wiernie wspominająca młodo zmarłego męża. Kocha się w niej Optyk. Chciałby wyznać swoje uczucie, ale przeszkadzają mu w tym wewnętrzne głosy. Szwagierka Selmy, Elsbeth, zmaga się z kolei ze złośliwym stworkiem bubakiem, a sama Luiza – z zaciukaniem. Jej ojciec bezustannie się „psychoanalizuje”, a w końcu rusza w wielki świat, którego okruchy w formie zagranicznych prezentów przedostają się do domu narratorki. Na kolejnych kartach powieści czytelnik obserwuje, jak bohaterowie walczą ze swoimi słabościami, czasem przekuwając je w siłę.

 

Sen o okapi, Mariana Leky

 

Puszczając oko do feministek

Mały, hermetyczny światek przesiąknięty jest niezwykłością. Wiąże się ona między innymi z wątkami magicznymi (dlaczego wokół Luizy spadają przedmioty – nie, nie jest ona czarownicą), japońskimi (romansowa niespodzianka dla czytelników) czy włoskimi (owocującymi w namiętne nazwy lodów). Akcja toczy się w świecie, który dzisiaj określilibyśmy mianem „vintage” – jedyną nową technologią, jaką znają bohaterowie, są telefony komórkowe, ale i tak korzystają ze stacjonarnych.

Nie znajdziemy tu nowoczesnych, wielkomiejskich kobiet sukcesu. Bohaterki osiągają szczęście inaczej, być może trochę staroświecko. W epilogu autorka puszcza oko do feministek (puściła je zresztą do połowy już wcześniej, kreując silną Selmę i pomagając matce Luizy ułożyć sobie życie). Główna bohaterka wyrusza w daleką podróż – tometafora samodzielności oraz dojrzałości. Nareszcie zostaje też wyposażona w telefon komórkowy. Jednak myślę, że większość czytelników liczy, że Luiza – zgodnie z zapowiedzią – wróci do domu. Bo choć wkoło bohaterki pojawiają się sugestie, że warto by wpuścić trochę świata do wiejskiego życia i malutkiej ojczyzny, łatwo można uwierzyć, że wioska, w której rozgrywa się akcja, jest mikrooazą, znacznie piękniejszą i szczęśliwszą niż świat na zewnątrz.

Pomiędzy magią, filozofią a Bullerbyn

Czy zatem powieść Leky jest pochwałą małomiasteczkowego życia? I tak, i nie. To bardziej pochwała wspólnoty, miłości do własnych korzeni oraz przywiązania do małych rzeczy. Banalne? Być może, ale piękne. A Luiza, mimo swojego zaciukaniu, małomiasteczkowości i zupełnego niezainteresowania konsumpcjonizmem, z robieniem kariery włącznie, okazuje się inspirującą i urzekającą postacią.

Przy tej okazji warto dodać kilka słów o przekładzie Agnieszki Walczyk. Polskie tłumaczenie niemieckiego tytułu „Was man von hier aus sehen kann” nie jest dokładne. W oryginale oznacza on: „Co można zobaczyć stąd”. Podkreśla zatem wątek lokalnej utopii, a także to, że gdziekolwiek nie będziemy, jeśli tylko zachowamy otwartość, możemy zyskać szeroką perspektywę na świat. Trzeba tylko przezwyciężyć bubaki, zaciukanie, dziwne głosy i przyjrzeć się spadającym wkoło przedmiotom. Niemiecka fraza nawiązuje też do filozoficznego problemu, nad którym rozmyśla Optyk: „Kiedy na coś patrzymy, z naszej perspektywy może zniknąć, ale kiedy nie staramy się tego widzieć, owo coś nie może zniknąć”. Po latach rozmyślań mężczyzna dochodzi do rozwiązania, a czytelnik – wraz z nim.

„Sen o okapi” bardziej na plan pierwszy wysuwa magiczny aspekt powieści. Słusznie wyłuskuje ważny motyw, czyli – zwierzę okapi o dziwacznym wyglądzie „z tymi swoimi łydkami zebry, biodrami tapira i rudawym ciałem żyrafiego kształtu, z tymi sarnimi oczami i mysimi uszami”. Gdy śni się Selmie, zwiastuje śmierć. Jednak, chociaż tak wielu bohaterów odchodzi, z książki przebija ciepło.

Czy zmiana tytułu jest słusznym wyborem? Na pewno dźwięcznym oraz zapadającym w pamięć. Tak jak i fabuła, dla której można znaleźć sporo różnych etykiet –  Bullerbyn dla dorosłych, baśń w nowych dekoracjach, bildungsroman z elementami realizmu magicznego.... Można śledzić wykorzystane przez pisarkę konwencje i zarzucić jej, że przecież „to wszystko już znamy”. Można też po prostu tę książkę przeczytać, zachwycić się nią i czekać na kolejne powieści Leky z nadzieją, że ponownie wciągną nas do znajomego, ale piękniejszego świata.

Fot. okładkowa: Franziska Hauser.

Więcej recenzji znajdziesz w pasji Czytam.