Jamie Oliver to jedna z najbardziej znanych osobowości kulinarnego świata. Jego fani podkreślają, że mimo ogromnego sukcesu pozostał zwyczajnym facetem, który rozumie codzienność zwykłych ludzi. W najnowszej książce „Jedno. Łatwe jednogarnkowe cuda”, kucharz zachęca do gotowania w najprostszy sposób – w jednym garnku, na jednej patelni lub w jednej blaszce. Rozumie zatem doskonale to, co wiele osób odstręcza od samodzielnego gotowania – dziesiątki sprzętów i miseczek potrzebnych do przygotowania potrawy, góra zmywania i niezliczona ilość składników, z którymi po ugotowaniu jednej rzeczy nie wiadomo co zrobić. Wertując tę książkę i patrząc na kolejne przepisy, można odnieść wrażenie, że wydawca idealnie trafił w porę roku. Książka równie dobrze mogłaby nosić tytuł „Ogrzej mnie” lub „Pomóż, kiedy naprawdę nie mam siły gotować”.

 

„Jedno. Łatwe jednogarnkowe cuda” Jamie Oliver

 

Co znajdziemy w książce „Jedno. Łatwe jednogarnkowe cuda"?

Książka kucharska została podzielona na 13 rozdziałów. Trzy są bardzo techniczne i prezentują sprzęty potrzebne do przygotowania przepisów, pięć podstawowych produktów spożywczych, które każdy powinien mieć w kuchennej szafce i przejrzysty indeks. Jeden rozdział poświęcono dietetyce oraz komponowaniu menu w taki sposób, by nie spożywać zbyt dużej ilości tłuszczu, cukru i soli. Pozostałe dziewięć rozdziałów to przepisy. W każdym z nich znajdziemy po kilka receptur na desery i dania z makaronami, mięsem, jajkami, plackami, warzywami oraz rybami. Jest też wspaniały rozdział o gotowaniu na zapas z propozycjami potraw, które wykonane mogą być nieco zmodyfikowane i serwowane przez kolejnych kilka dni. Przykład? Gulasz z soczewicy może stać się zupą, grzankami i dodatkiem do ryby.

Układ graficzny książki jest prosty: prawa strona to zdjęcia, lewa została przeznaczona na przepisy i zdjęcia potrzebnych składników. Fotografie są utrzymane w charakterystycznym dla książek Olivera stylu. Przy każdym przepisie mamy zatem kadr na jedzenie, a w całej książce kilka dodatkowych fotografii autora podczas przygotowań. Grafiki zachęcają do podejmowania prób we własnej kuchni – dania wydają się mało skomplikowane i pyszne.

Układ książki jest bardzo czytelny i pozwala na korzystanie z niej podczas gotowania. Większość przepisów to dania dla jednej osoby. Gdy zajdzie potrzeba, bardzo łatwo można ingrediencje odpowiednio mnożyć. Składniki są raczej ogólnodostępne, chociaż po niektóre trzeba będzie się zapuścić do alejki z kuchniami świata. Jak na angielskiego kucharza przystało, w książce nie brakuje jagnięciny i baraniny.

 

Jamie Oliver

Jamie Oliver / mat. prasowe wydawnictwa Insignis

Czy trudno przygotować dania z książki Olivera w polskiej kuchni?

We wstępie do książki Jamie Oliver przekonuje, że „Jedno” to zbiór przepisów ekonomicznych i ergonomicznych. Chciałam to sprawdzić. Przygotowałam zatem jedno danie wegetariańskie, jedno z mięsem i deser. Robiłam je dokładnie tak, jak nakazywała książka. Wszystko odpowiednio odmierzyłam. Starałam się też zabrudzić jak najmniej naczyń – czy mi się udało? Przekonacie się w dalszej części. Do przygotowania dań potrzebowałam patelni i blaszki. Nie obyło się bez misek oraz deski do krojenia. Jeden z przepisów wymagał też użycia robota kuchennego. Instrukcje były bardzo proste i przejrzyste.

Osoby, które nie mają całego arsenału kuchennych gadżetów, będą mogły przygotować wszystkie dania z książki. Wystarczy kuchnia z płytą grzewczą i piekarnikiem. Głównymi naczyniami są patelnia, patelnia żaroodporna (czyli taka, której rączka lubi się z wysokimi temperaturami lub się odpina), garnek żaroodporny i blaszka do pieczenia. Ja z braku patelni żaroodpornej do przygotowania bułeczek z jabłkami wykorzystałam tortownicę. Jedynym wyzwaniem może być dostępność składników: pieczona papryka w oleju czy papady nie są dostępne wszędzie.

Jak przygotować makaron na jednej patelni?

Kiedy otworzyłam książkę po raz pierwszy, moją uwagę przykuły przepisy z makaronem w roli głównej. Jamie Oliver proponuje bardzo sprytne rozwiązanie. Zamiast suchego makaronu, który wymaga użycia dodatkowego rondla i durszlaka, korzystamy ze świeżego. Nie tylko oszczędzamy czas i garnki, ale przede wszystkim wznosimy danie na kolejny poziom kulinarnych rozkoszy –  świeży makaron jest sprężysty i smakowity.

Mogłoby się wydawać, że polowanie w sklepach na świeży makaron w różnych kształtach jest szaleństwem. Autor znalazł rozwiązanie idealne. Sugeruje zakup świeżych płatów lasagne, a następnie pokrojenie ich w odpowiedni sposób. Początkowo bałam się, że nie dostanę tego makaronu nigdzie, a można go spokojnie kupić w dużym dyskoncie i każdym hipermarkecie.

Po przejrzeniu wszystkich przepisów z makaronem w roli głównej zdecydowałam się na tagliatelle z czosnkiem i boczniakami. Grzyby trzeba przesmażyć na suchej patelni, aż nabiorą złotego koloru. Potem dodaje się do nich czosnek, orzechy włoskie, makaron, rukolę, tymianek i wrzątek. Na koniec do makaronu dodajemy serek wiejski oraz parmezan, które tworzą cudowny sos. Danie było naprawdę dobre. Połączenie rukoli, grzybów i orzechów nadawał mu nieco „ziemistego” smaku. Grzyby nie były przytłaczające, a rukola dodawała ostrości i koloru. Do przygotowania dania nie wystarczyła jednak sama patelnia – przydała się deska, nóż i tarka do sera. Zmywania było naprawdę niewiele. Jeśli miałabym je powtórzyć, to z pewnością dodałabym do makaronu odrobinę soli. Mimo parmezanu, wydawał się on za mało słony. Oczywiście jest to z pewnością rzecz gustu i przyzwyczajenia.

 

Tarka do sera twardego

 

Czy jest to danie ekonomiczne, jak zapewnia nas autor? Porcja świeżego makaronu z boczniakami kosztowała około 9-10 złotych. Jest ona naprawdę solidna i bardzo sycąca. Ponieważ trudno kupić składniki tylko na jedną porcję, szkoda też marnować pozostałe po gotowaniu grzyby czy rukolę, przygotowałam makaron z podwójnej porcji. Świeży makaron świetnie znosi przechowywanie w lodówce, będzie zatem idealny na kolację jednego dnia i lunchbox do pracy kolejnego.

Jak przygotować napakowane burgery wołowe?

Burgery nudzą i są oklepane? Jamie Oliver udowadnia, że wcale tak nie musi być! Przepis na burgery mnie zaciekawił z dwóch powodów. Po pierwsze, mięso miksuje się z gotowaną soczewicą i korniszonami. Ten zabieg ma nie tylko dodać mu smaku, ale ograniczyć jego ilość –  soczewica jest równie sycąca. Po drugie, przed smażeniem mięso nadziewa się posiekanymi korniszonami, pieczoną papryką i cheddarem. Chciałam spróbować tego smaku, a także przekonać się, jak do nowej odsłony burgerów podejdą moje dzieci.

Samo przygotowanie dania wymaga kilku zabiegów. Nie mogłam znaleźć w sklepie soczewicy w puszce gotowanej na parze, więc kupiłam suchą i ją ugotowałam. Nie znalazłam też słoika, w którym razem byłyby korniszony i marynowane cebulki. Kupiłam zatem same korniszony. Bułki do burgerów upiekłam sama. Tego nie doliczam do kosztów. Z podanej porcji wychodzą cztery duże kotlety. Koszt ich przygotowania to 40 złotych. Najwięcej kosztowało ekologiczne mięso, ser cheddar i pieczona papryka. Autor sugeruje, że z dodatkami można eksperymentować – coś dodać lub pominąć.

 

Patelnia TEFAL Ultimate

 

Smak burgerów jest niezwykły – dzieci wyczuły soczewicę, chociaż nie kręciły nosem. Ser, który wylewa się ze środka i papryka dodająca koloru są mocną stroną tego dania. Zapamiętam na przyszłość, żeby mięso smarować musztardą podczas smażenia. Zyskuje wtedy głębszy smak. Oczywiście w daniu nie było dodatku soli i czułam jej niedosyt. Burgery to bułka i kotlet. Jeśli chcemy dodać do nich więcej warzyw, to musimy przygotować mini sałatkę. Wciskanie ich do gotowego hamburgera zupełnie niszczy jego spektakularny wygląd.

Jak przygotować bułeczki toffi z jabłkami?

Uwielbiam ciasto drożdżowe, więc przepis na bułeczki z jabłkami od razu zwrócił moją uwagę. Ideą deseru jest to, że ciasto nadziewa się jabłkami, zawija w ślimaki, kroi i piecze w patelni żaroodpornej. Spływające z jabłek soki tworzą z cukrem karmel i tworzą smak toffi.

Do przygotowania dania potrzebujemy miksera planetarnego lub miski, deski do krojenia, noża, drugiej miski i patelni żaroodpornej. Ja z braku patelni wykorzystałam tortownicę. Ciasta nie wyrabiałam na blacie, a w misce miksera planetarnego. Jest to bardzo proste drożdżowe, które świetnie się wyrabia i pięknie rośnie. Składniki to jabłka, suszone jabłka, cynamon, cukier i masło. Zapłaciłam za nie 12 złotych, czyli jedna porcja deseru kosztuje złotówkę. Bardzo ekonomicznie!

W trakcie przygotowania ciasta drożdżowego zauważyłam, że w przepisie nie ma cukru dodawanego do drożdży. Moje obawy były niesłuszne, bo ciasto urosło szybko i pięknie. Pod koniec wyrabiania było nieco klejące, ale po wyrastaniu okazało się idealne do formowania. Ilość podanych jabłek jest ogromna. Przysporzyło mi to nieco kłopotu. Przepis mówi, żeby z ciasta uformować prostokąt i ułożyć na nim jabłka, po czym zwinąć wszystko w rulon. Było ich tak dużo, że ledwie mogłam je zamknąć w cieście. Zamiast zwiniętego ślimaka miałam przed sobą coś wyglądającego jak góra jabłek zamknięta w cieście. Nie zważając na przeciwności, postanowiłam pociąć ciasto zgodnie z przepisem i wykonać ekwilibrystykę polegającą na łapaniu dłońmi wypadających jabłek i przekładaniu ich do formy. Przyznam, że początkowo blaszka wyglądała jakby ciasto było elementem raczej symbolicznym. Kiedy jednak zostawiłam je do wyrastania, okazało się, że jest go wystarczająco dużo.

 

Deska do krojenia EH EXCELLENT HOUSEWARE

 

Ciasto po upieczeniu było przepyszne. Jabłek jednak nie było za dużo. Ilość cukru dodana do jabłek okazała się wystarczająca – zgodnie z zapowiedzią autora stworzył on z masłem i sokiem pyszne toffi. Kolejnego dnia pokroiliśmy ciasto w kawałki, podsmażyliśmy na patelni na niewielkiej ilości masła. Zjedliśmy z kleksem jogurtu naturalnego.

Czy warto mieć „Jedno. Łatwe jednogarnkowe cuda" na swojej półce?

„Jedno” to książka, w której każdy znajdzie coś dla siebie – zarówno mięsożercy, jak i wegetarianie. Przepisy są proste, a większość składników dostępna w każdym sklepie. Co ważne, są to przepisy zawierające element zaskoczenia i przestrzeń na eksperymenty. Ja lubię je za to, że motywują mnie do spróbowania nowych połączeń, ale nie onieśmielają ekstrawagancją. Podoba mi się też chęć ograniczenia zmywania czy przemycanie niskokalorycznych rozwiązań. Wiem, że Jamie Oliver bywa krytykowany za promowanie gotowych makaronów czy sosów. O ile rozumiem filozofię, że domowe zawsze jest najlepsze, o tyle cenię jego szczerość. Czasem lepiej sobie trochę odpuścić i cieszyć się smakiem domowego jedzenia niż zamawiać gotowce. Może po sięgnięciu po książkę i ty nauczysz się nowej pysznej drogi na skróty?

Więcej kulinarnych inspiracji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Gotuję.

Na Targach Książki Empiku znajdziecie jeszcze więcej wyjątkowych premier książkowych i spotkań online. Więcej informacji znajdziesz klikając w grafikę poniżej!
 

Targi książki empiku
 

Zdjęcie okładkowe: Shutterstock