Wampiry trzymają się mocno! Tak można obecnie określić listy czytelniczych bestsellerów.
W dobie oswojenia wampirów dla czytelników i popularności serii Cassandry Claire o demonach i aniołach ("Miasto Kości", "Miasto Popiołów", "Miasto szkła”), sagi o wampirach Stephenie Meyer ("Zmierzch"), Charlaine Harris o Sukie Stackhouse ("Martwy aż do zmroku"), sukcesy odnosi seria o wiedźmie Rachel Morgan, której postać wykreowała Kim Harrison. Powieść "Przynieście mi głowę wiedźmy" przetłumaczono na 11 języków i sprzedano m.in. do: Serbii, Rosji, Holandii, Niemiec, Węgier, Japonii, Włoch, Francji, Hiszpanii, Chin i Polski, a książki o wiedźmie Racheli są na listach bestsellerów większości sieci księgarskich w Stanach.
Do dzisiaj w Stanach Zjednoczonych ukazało się 10 tomów.
Pierwszy tom serii "Przynieście mi głowę wiedźmy" ukaże się 23 września 2009.
Efektem ubocznym badań genetycznych nad modyfikowana żywnością stał się wirus. Spowodował on powstanie nowych odpornych ras. Wszystkie nowe gatunki za swoje miejsce zamieszkania wybrały miejsce zwane Zapadliskiem. Zapadlisko to Las Vegas dla paranormalnych. Tam można spotkać wampiry, wiedźmy, czarownice i wilkołaki, i wiele, innych krzyżówek ludzi i wampirów.
Rachel Morgan jest wiedźmą i agentem. Jej kariera zmierza do nikąd a ona sama każdej nocy stawia wyzwanie paranormalnym stworom usiłując całe towarzystwo utrzymać w ramach cywilizacji.
Powieść "Przynieście mi głowę wiedźmy" została nagrodzona: Romantic Times's Best Fantasy novel 2004, P.E.A.R.L's (Paranormal Excellence Award for Romantic Literature), Best Science Fiction novel of 2004. Autorka otrzymała również nagrodę P.E.A.R.L w kategorii Najlepszy Nowy Autor 2004 roku.
Kim Harrison - autorka notowanej na liście bestsellerów New York Times serii o wiedźmie Rachel Morgan, urodziła się i wychowała w Midwest. Po licencjacie przeprowadziła się do Caroliny gdzie mieszka do dziś. Obecnie pracuje nad serią dla młodych czytelników. Jest członkiem stowarzyszenia the Romance Writers of America i The Science Fiction and Fantasy Writers of America.
Przeczytaj fragment książki "Przynieście mi głowę wiedźmy":
Stałam w mroku, w wejściu opuszczonego sklepu naprzeciwko pubu „Krew i Piwo”, usiłując dyskretnie podciągnąć skórzane spodnie do ich właściwego położenia. To żałosne, pomyślałam, patrząc na opustoszałą w deszczu ulicę. Byłam na to o wiele za dobra.
Zajmowałam się zwykle zatrzymywaniem nielicencjonowanych czarownic oraz tych zajmujących się czarną magią, jako że do schwytania czarownicy trzeba czarownicy. Lecz w tym tygodniu na ulicach było spokojniej niż zazwyczaj. Wszyscy, którzy mogli wyjechać, byli na zachodnim wybrzeżu na naszym dorocznym zjeździe, zostawiwszy mnie z tym bezcennym zleceniem. Proste przyskrzynienie. Takie to już szczęście Zmiany, że tkwiłam tu w ciemności i na deszczu.
– Kogo ja oszukuję? – szepnęłam, podciągając pasek torby wyżej na ramię. Od miesiąca nie wysyłano mnie, żebym przyszpiliła czarownicę – nielicencjonowaną, białą, czarną czy jakąkolwiek inną. Przyprowadzenie syna pani burmistrz na Przemianę odbywającą się nie w czasie pełni księżyca nie było zapewne najlepszym pomysłem.
Zza rogu wyjechał lśniący samochód; w świetle brzęczącej lampy rtęciowej był czarny. Już trzeci raz okrążał kwartał. Skrzywiłam się, kiedy zobaczyłam, że zwalnia.
– Cholera – szepnęłam. – Potrzebuję ciemniejszej kryjówki.
– Myśli, że jesteś dziwką, Rachel – szepnął mi do ucha mój pomocnik i zachichotał. – Mówiłem ci, że w czerwonej bluzce bez pleców wyglądasz jak zdzira.
– Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że śmierdzisz jak pijany nietoperz, Jenks? – mruknęłam, ledwie poruszając ustami.
Tego wieczoru pomocnik znajdował się denerwująco blisko, jako że przysiadł na moim kolczyku. Był duży i zwisający – kolczyk, nie pixy. Jenks okazał się pretensjonalnym, złośliwym gnojkiem o wybuchowym charakterze. Wiedział, co prawda, z której strony ogrodu pochodzi jego nektar. I najwyraźniej od incydentu z żabą pozwalano mi zabierać ze sobą najwyżej pixy. Mogłabym przysiąc, że pixy są za duże, by się zmieścić w żabim pysku.
Kiedy samochód zatrzymał się z sykiem opon na mokrym asfalcie, podeszłam powoli do krawężnika. Automatycznie otwierana, przyciemniona szyba opuściła się z jękiem mechanizmu. Pochyliłam się z moim najładniejszym uśmiechem i machnęłam legitymacją. Ze spojrzenia pana Jednobrewego zniknęła lubieżność, a jego twarz przybrała barwę popiołu. Samochód ruszył z cichym piskiem opon.
– Jednodniowy wycieczkowicz – powiedziałam z pogardą.
Nie, pomyślałam w przebłysku skruchy. Był normalny, był człowiekiem. Jeśli nawet określenia „jednodniowy wycieczkowicz”, „udomowiony”, „gąbka”, „wymiętek” oraz moje ulubione „przekąska” oddawały istotę sprawy, były politycznie niepoprawne. Ale skoro ten gość podrywał zabłąkane dziewczyny na chodniku w Zapadlisku, to można go było nazwać trupem.
Samochód przejechał na czerwonym świetle, a ja odwróciłam się na gwizdy dziwek, których miejsce zajęłam o zachodzie słońca. Nie były zadowolone, stojąc bezczelnie na rogu naprzeciwko mnie. Pomachałam im, a najwyższa pokazała mi środkowy palec i odwróciła się tyłem, pokazując zgrabną pupę, poprawioną zaklęciem. Dziwka i jej zdecydowanie krzepki kochanek głośno rozmawiali, starając się niepostrzeżenie podawać sobie skręta. Nie pachniał zwykłym tytoniem. Dzisiaj to nie mój problem, pomyślałam i cofnęłam się do cienia.
Oparłam się o zimną kamienną ścianę budynku, wpatrzona w czerwone światła stopu samochodu. Zerknęłam na siebie, marszcząc brwi. Jestem wysoka jak na kobietę – mam około metra siedemdziesiąt – ale nie jestem choćby w przybliżeniu tak długonoga, jak ta dziwka stojąca w następnej kałuży światła. I nie byłam aż tak mocno umalowana. Wąskie biodra i niemal płaski biust nie czyniły ze mnie materiału na prostytutkę. Zanim znalazłam punkty sprzedaży dla leprekaunów, bieliznę kupowałam w dziale „Twój pierwszy stanik”. A tam trudno znaleźć coś bez serduszek i jednorożców.
Moi przodkowie wyemigrowali do starych dobrych Stanów w dziewiętnastym wieku. Jakimś cudem na przestrzeni tych pokoleń wszystkim kobietom udało się zachować zdecydowanie rude włosy i zielone oczy, charakterystyczne dla dzieci naszej irlandzkiej ojczyzny. Jednakże moje piegi są ukryte pod zaklęciem, które tata kupił mi na trzynaste urodziny. Maleńki amulet dał do osadzenia w pierścionku na mały palec. Nigdy nie wychodzę bez niego z domu.
Znowu poprawiłam torbę na ramieniu i westchnęłam. Skórzane spodnie, czerwone buty do kostek i bluzka bez pleców niewiele się różniły od tego, co zwykle wkładałam w piątki, żeby wkurzyć szefa, ale ubrać się w coś takiego na wieczór, idąc na róg ulicy...
– Gówno – mruknęłam do Jenksa. – Wyglądam jak dziwka.
Ciąg dalszy w książce...
Wydawnictwo MAG / F.N.
Komentarze (0)