Wbrew temu co można by podejrzewać sugerując się tytułem, „Welcome To The Morbid Reich” nie jest powrotem do korzeni i czasów legendarnej demówki „Morbid Reich”. To tylko nawiązanie do wyimaginowanej krainy, w której jak twierdzi Peter można odreagować i wykrzyczeć całą swoją frustrację i złość. Muzycznie nowy album Vader jest kolejnym fragmentem dobrze przemyślanej strategii i kolejną demonstracją siły tej formacji. Pomimo nieustannych przeszkód i zawirowań, Vader wciąż prze do przodu i niezmiennie pozostaje jednym z najważniejszych w swojej kategorii zespołów na świecie. O nowym albumie opowiada Piotr „Peter” Wiwczarek.
Zanim zaczniemy rozmawiać o samej muzyce, opowiedz o nowym składzie Vader. Dla mnie ciekawą sytuacją jest pojawienie się Pająka, który do tej pory kojarzony był raczej z innymi odmianami metalu…
Z Pająkiem rozmawiałem o wspólnym graniu jeszcze zanim Vogg dołączył do składu. W owym okresie decyzja o graniu z Voggiem wynikała z chęci pomocy Decapitated i układ był bardzo prosty, mnie się nie mieściło w głowie jak ktoś tak uzdolniony miałby siedzieć w sklepie i sprzedawać struny, a sam Vogg chciał żeby jego zespół wrócił na scenę. Mieliśmy deal, że gramy razem tak długo, dopóki zespół Decapitated nie stanie na nogi. Kiedy tak się już stało, Vogg zajął się swoim zespołem a ja wróciłem do rozmów z Pająkiem.
Nie obawiałeś się, że jego styl nie będzie pasował do takiego ciężkiego grania?
Ani trochę. Nawet uważam, że to dobrze, że gra właśnie tak. Poza tym nie są mu obce bardziej agresywne dźwięki, gdyby tak było nasza współpraca skończyła by się na Panzer X. Ważne jest to, że bardzo mocno się zaangażował, poznał całą dyskografię Vader i co znamienne, zaraz po dołączeniu do zespołu zaistniał na nowym albumie z trzema własnymi kompozycjami. Mauser na coś takiego musiał czekać kilka lat. Myślę, że Pająk bardzo dobrze rozumie na czym polega styl Vader.
A James Stewart? To nie jest komplikacja, że chłopak nie mieszka w Polsce? Musicie to jakoś ogarniać logistycznie…
To się dopiero okaże jak zaczniemy razem jeździć. Spodobało nam się jak gra, kiedy byliśmy na wspólnej trasie z jego kapela Divine Chaos. Wszyscy zwrócili na niego uwagę. To bardzo młody człowiek ale już gra na wysokim poziomie. Paweł nie chce angażować się już w długie trasy i postanowił więcej czasu poświęcić swoim bliskim. Ale to właśnie on zwrócił moją uwagę na Jamesa. Później sam przekazał „pałeczki” młodemu następcy na jednym z koncertów w Londynie. Zabawne, że James jest zwolennikiem raczej starszej szkoły grania i jego brzmienie bardziej przypomina Docenta niż na przykład Daraya. A logistyka? Dziś mamy takie czasy, że z Londynu do Warszawy podróżuje się krócej i taniej niż z Wrocławia, więc nie będzie żadnego problemu.
Myślisz, że James nagra z wami kolejny album?
Mam taką nadzieję. Każdy perkusista ma bardzo duży wpływ na brzmienie muzyki, na to jak zaaranżuje swoje partie a przez to jak zabrzmi cała kompozycja. Od bębniarza i jego formy zależy naprawdę dużo. James szybko się aklimatyzuje, więc myślę, że jest taka szansa, że będzie z nami grał dłużej i będzie miał osobisty wkład w muzykę Vader.
Tytuł płyty nawiązuje do demówki wydanej w 1990? Czy to raczej przypadek?
Ani jedno, ani drugie. Morbid Reich to fikcyjny świat, który wymyśliłem wiele lat temu, takie miejsce gdzie można uciec, schronić się i wykrzyczeć cały żal. Oczywiście miałem wtedy dużo mniej lat niż teraz i potrzebowałem takiego miejsca gdzie mógłbym pokrzyczeć i wiele spraw przemyśleć. Dziś dalej jest o czym krzyczeć, ale też przemyślenia są już inne. Więcej wiem o świecie i mechanizmach jakie nim sterują. Więc jeżeli możemy mówić o jakimś powrocie, to raczej chodzi o to wymyślone sanktuarium, niż o krok w tył w sensie artystycznym. Nie chcę i pewnie już bym nie umiał wracać do tamtej świadomości muzycznej sprzed lat. Nie wykreślę jednak również całego doświadczenia, które zdobyłem ani całego rozwoju technologii jaki się dokonał przez ten czas (śmiech).
Odcinasz się od starej szkoły, ale przecież za modą też nie gonicie?
Nie odcinam się. Nie chcę tylko ciągle do tej przeszłości nawiązywać. Zmiany w naszej muzyce zachodzą w sposób bardzo naturalny, bez rewolucji. Pająk wprowadził coś nowego swoim zamiłowaniem do melodii, które zresztą i tak zawsze w Vader były. Nic nietypowego nie robimy, może gdybym włączył do składu fortepian to był by przełom. Jesteśmy bardziej jak Motorhead czy AC/DC. Wiele lat temu znaleźliśmy swój styl i konsekwentnie się go trzymamy. A czy to dobrze czy źle? Nie mnie to oceniać…
Ten styl to death metal, myślisz, że ten gatunek jest wciąż w dobrej kondycji?
Mnie nie do końca interesują te „nalepki”. Kiedy zaczynaliśmy z Vader naszą muzykę określano jako thrash black. Dlatego, że wtedy tylko tak można było opisać tak agresywną muzykę z równie mrocznym przekazem. Dziś to brzmi śmiesznie, thrash to zupełnie co innego i black to zupełnie co innego. Używam określenia „death metal”, ale sam nie zwracam na to uwagi, dla mnie muzyka jest albo dobra albo niedobra.
Jaka jest zatem niedobra?
Nie lubię tego co się dziś dzieje w metalu w Stanach. Kiedyś USA i Europa były bliżej siebie jeżeli chodzi o styl i sposób grania, dziś po naszej stronie jest więcej przywiązania do tradycji a u nich ten cały math – metal. Mnie się nie podoba taka „matematyka” w muzyce. Granie, w którym umiejętności są ważniejsze od samej Muzyki kłóci się z moim postrzeganiem Sztuki. Nic się tu nie zgadza, począwszy od podejścia do grania a skończywszy na wyglądzie tych „metalowców” (śmiech). Zresztą i tak widać, że oni sami zaczynają się gubić w tym co robią i nie potrafią stworzyć nic co kiedyś stanie się klasykiem. Powtarzam jednak: to tylko moje osobiste wrażenia...
Mieliście już okazję zagrać na żywo nowe kompozycje? Myślisz, że się sprawdzą na koncertach?
Na razie graliśmy tylko jeden numer na żywo. Wrzucono go w wersji „live” na internet i przestawiono jako premierę z nowej płyty...choć była to dopiero nasza sceniczna pra-premiera. Na koncertach latem zagramy jeszcze dwa, góra trzy utwory natomiast więcej z „Welcome To The Morbid Reich” pojawi się w Polsce dopiero na wiosnę 2012 roku. U siebie chcemy zaproponować fanom coś specjalnego. A czy nowe numery się sprawdzą? Oczywiście, że tak! Vader to zespół koncertowy, od lat komponujemy nowe piosenki wyłącznie z myślą o graniu ich na żywo. Nie ma takich kawałków, których nie moglibyśmy zagrać na koncercie. Myślę, że w wersji live zabrzmią jeszcze lepiej niż na płycie.
Rozmawiał
Piotr Miecznikowski

Wywiady
Komentarze (1)
Komentarze
Z niecierpliwością oczekuję na nowy album Vadera. Słyszałem jeden utwór, jeśli pozostała część jest równie dobra, będzie extra :)