Najcenniejszy katalog w historii muzyki rozrywkowej był od zawsze obserwowany przez lupę nie tylko przez fanów The Beatles.

Oryginalne płyty winylowe zespołu, same w sobie mające już wartość kolekcjonerską do tej pory uchodziły za wzorcowy przykład, jak powinny brzmieć ich nagrania. Kompaktowe reedycje albumów Beatlesów z końca lat osiemdziesiątych były powszechnie krytykowane i pod względem edytorskim i fatalnego brzmienia. Stawiane za wzór nowe wydania wczesnych płyt Rolling Stonesów tylko pogłębiały frustracje fanów zespołu, dla których najbardziej cenną zdobyczą stały się dystrybuowane w bardzo wąskim, nieoficjalnym obiegu produkcje tajemniczego Dr.Ebbetta, transferującego na nośnik cyfrowy klasyczne nagrania w sposób zachowujący winylowe "ciepło" dźwięku. Pan Doktor E. w czerwcu tego roku zakończył jednak oficjalnie działalność. Powód? Po wysłuchaniu próbek zremasterowanych nagrań The Beatles uznał swą misję za nie mającą już sensu. Po czterech latach pracy zespół dźwiękowych super specjalistów ze studia Abbey Road zakończył projekt swego życia, przedstawiając radzie nadzorczej koncernu The Beatles (Paul McCartney, Ringo Starr, Yoko Ono, Olivia Harrison) jego rezultat do pobłogosławienia.

Oryginalne taśmy matki zespołu (w 1987 roku kompaktową wersję Sgt.Pepper'a zrobiono z kopii, bo oryginał gdzieś zapodziano) zachowane w zdumiewająco dobrym stanie (taśmy produkowane przez EMI okazały się odporne na powszechną w większości innych utratę pokrywającego je magnetycznego nośnika) założono na odrestaurowane magnetofony z lat 60-tych.

Przez pierwsze dwa tygodnie z użyciem wybranych piosenek Beatlesów z całej ich kariery słuchano wyłącznie sprzętu, który miał być użyty w projekcie w różnych kombinacjach, stosując tzw. "blind test" czyli słuchanie z zasłoniętymi oczami.  Potem przeniesiono utwór po utworze na nośnik cyfrowy, po każdej piosence czyszcząc i regulując sprzęt. Wszelkie decyzje podejmowano kolegialnie, słuchając nagrań w tych samych pomieszczeniach, w których pracowali Beatlesi. Prace prowadzono chronologicznie od singla "Love me do" do albumu "Abbey Road". Po raz pierwszy zresztą w oficjalnych materiałach promocyjnych ta płyta jest ostatnia, już za "Let it be", zgodnie z kolejnością NAGRANIA a nie WYDANIA.

 

Do oficjalnej dyskografii albumowej z lat 60-tych dołożono też płytę Magical Mystery Tour- oryginalnie wydaną na zapomnianych już winylowych EP-kach i dwa zbiory nagrań singlowych PAST MASTERS.Z uwagi na syndrom "profanacji sw.Graala", do niezbędnego minimum (zaledwie około 5 minut na 225 całego katalogu) ograniczono ingerencję w oryginalny materiał w celu naprawy uszkodzeń, błędów i redukcji szumów. Tu, znów kolegialnie, skoncentrowano się wyłącznie na zakłóceniach elektrycznych, świstaniu mikrofonów, złym sklejeniu taśmy i podobnych drobiazgach. Jak twierdzi  szef projektów specjalnych związanych z Beatlesami Allan Rouse to wspólna polityka EMI i beatlesowskiej firmy Apple kazała czekać 20 lat na nowy remastering nagrań, w efekcie dając jednak bardzo zauważalny postęp, możliwy dzięki niedostępnej wcześniej technice. Podobno obecna technologia już na pierwszym etapie samego transferu z taśmy na komputer dała zdumiewające efekty. Poszczególnych etapów pracy zdecydowano się nie konsultować z McCartney'em i Starrem zgadzając się, że sensowniejsza będzie prezentacja całości materiału. Na potrzeby każdego albumu skompilowano specjalne mini filmy dokumentalne, gdzie oprócz materiału zdjęciowego, często prezentowanego w 3D znalazły się filmy, i co dla fanów najcenniejsze, rozmowy Beatlesów ze studia podczas pracy nad nagraniami.

 

Przeglądając dokument towarzyszący Abbey Road udało mi się zauważyć fragment filmu, który wzbudzi pewnie wśród fanów największe emocje - nieznaną dotąd część kolorowego filmu (krótki fragment trafił do beatlesowkiej ANTOLOGII) nakręconego kamerą typu Super 8 przez Lindę McCartney podczas ostatniej sesji zdjęciowej Beatlesów. To ostatni zachowany film, na którym można zobaczyć razem czterech członków zespołu.

 

Specjalna uwagę poświęcono nagraniom monofonicznym, w latach 60-tych uchodzących za te podstawowe i znacznie ważniejsze z uwagi na niszową dostępność sprzętu stereofonicznego. Dość powiedzieć, że sam zespół i producent Beatlesow George Martin miksy monofoniczne tworzyli najpierw, poświęcając im znacznie więcej czasu i uwagi. Teraz zostaną zebrane w osobnym zestawie dla zainteresowanych purystów. W ich przypadku postanowiono nie iść na żaden kompromis - pozostawiono między utworami standardową w latach 60-tych przerwę pomiędzy utworami - 6 sekund (podczas gdy w wersji stereofonicznej skrócono je w zależności od muzycznej potrzeby); nie użyto też popularnego obecnie podnoszenia głośności utworu kosztem dynamiki nagrania. Ale nagrania stereofoniczne rozejdą się na pewno w znacznie większym nakładzie.

 

Zestawy wszystkich płyt w formie ekskluzywnych boksów wzbudziły sensację już po pierwszym pojawieniu się w ofercie Amazon.com pół roku temu. Dla tych, którym format płyty kompaktowej wciąż wydaje się zbyt mały w stosunku do winylowych dzieł sztuki, pewna amerykańska firma przygotowała tzw. Box of Vision - specjalne opakowanie na wszystkie reedycje plus album z grafiką okładek w oryginalnym formacie winyla - 30 na 30 cm. Kiedy w połowie czerwca zapisałem się na listę oczekujących na ten luksus, byłem już jednym z ostatnich...


Ale zostawmy scenografię i gadżety, najważniejsza jest muzyka, to na nią czekaliśmy tyle lat. Porównanie odświeżonych wersji utworów z tymi sprzed lat zdumiewa naturalnością brzmienia. Kiedy po raz pierwszy miałem okazję posłuchać ich w tymże legendarnym Abbey Road wrażenie było ogromne... Jak podkreślał prezentując nagrania  Rouse, remastering nie ingerował ani przez sekundę w ich oryginalną strukturę, wyłącznie je czyszcząc z zachowaniem maksymalnej wierności pierwowzorom.

 

Być może następnym etapem będzie ich ponowne zmiksowanie po rozłożeniu na poszczególne ścieżki nagrania, podobnie jak w przypadku projektów "Yellow Submarine Songtrack" i "Love".Wtedy możliwe będzie wykorzystanie całej dostępnej współcześnie technologii, aby wydobyć z materiału źródłowego niesłyszalne dotąd możliwości. Nie mówiąc o najważniejszym katalogu piosenek wszech czasów w formie cyfrowej.

 

Ale to już zupełnie inna historia... a przed nami jeszcze tylko trzy podobnie niezwykłe daty:10-10-10, 11-11-11 i 12-12-12. Hmmm...

Piotr Metz