Rzeczywiste bezrobocie w Polsce może wynosić nawet tylko 10 procent! To znaczy, że olbrzymia grupa zarejestrowanych bezrobotnych pracuje w szarej strefie, ma inne źródła dochodu albo nie jest zainteresowana znalezieniem stałej pracy. Wielu z nich traktuje własne państwo „jak frajera, którego można wykorzystać” – czytamy w najnowszym numerze „Przekroju”.

„Daliśmy sobie wmówić, że Polska jest krajem katastrofalnego bezrobocia. W rzeczywistości jest ono niższe o jedną trzecią od oficjalnego i porównywalne z bezrobociem w Europie Zachodniej” – pisze Grzegorz Rzeczkowski.
Jedni pobierając zasiłek i pracując na czarno traktują ten pierwszy jako dodatkowe źródło dochodu, drudzy cenią sobie prawo do bezpłatnej służby zdrowia, jeszcze inni nie mogą znaleźć legalnej pracy lub liczą na pomoc socjalną, którą warunkuje status bezrobotnego. Motywy są różne, a wynik jeden: zatrważająco wysoki procent oficjalnego bezrobocia, przy rażąco innym stanie faktycznym: „Według oficjalnych statystyk Głównego Urzędu Pracy do końca sierpnia 2005 roku zarejestrowanych bezrobotnych było 2,783 miliona Polaków, czyli 17,8 procent aktywnych zawodowo. Ale czy rzeczywiście aż tylu Polaków nie ma z czego żyć i gdzie pracować? (...) To właśnie (między innymi) postanowili sprawdzić autorzy „Diagnozy społecznej 2005” – projektu naukowego, który ma odpowiadać na pytanie o warunki i jakość życia Polaków w 2005 roku.
Wzorem dwóch poprzednich edycji z 2000 i 2003 roku ankieterzy przyszli do tych samych respondentów. Pozwoliło to na wychwycenie zmian. W marcu tego roku odwiedzili reprezentatywną ogólnopolską próbę – ponad 3,7 tysiąca gospodarstw domowych. Anonimowe ankiety wypełniło ponad 8,6 tysiąca osób w wieku od 16 lat. Odpowiadali między innymi na pytania o to, czy są bezrobotnymi zarejestrowanymi w urzędzie pracy, jak długo i czy w ogóle biorą zasiłek, czy zajmują się jakąkolwiek pracą zarobkową oraz czy szukają pracy bądź mają taki zamiar. Po przeanalizowaniu odpowiedzi okazało się, że stopa bezrobocia jest niższa od tej, jaką ogłosił GUS.” A co najciekawsze: „Tylko 11,9 procent respondentów „Diagnozy...” okazało się prawdziwymi bezrobotnymi. Autorzy raportu zdefiniowali prawdziwego bezrobotnego jako osobę, która faktycznie nigdzie nie pracuje, miesięczne dochody ma niższe niż najniższa płaca brutto, czyli 850 złotych, nie uczy się, szuka pracy i jest gotowa do jej podjęcia. I okazało się, że aż jedna trzecia respondentów, czyli obecnie około 900 tysięcy osób, które oficjalnie są zarejestrowane jako bezrobotne, nie spełnia jednego z tych warunków: albo pracują, albo nie są zainteresowani pracą, albo też mają jakieś źródła dochodów. Profesor Janusz Czapiński, szef projektu, twierdzi, że ta liczba jest jeszcze wyższa: – Prawdziwe bezrobocie może wynosić nawet tylko 10 procent!”
.
Nie oznacza to oczywiście, że każdy bezrobotny to oszust. Niemniej przydałaby się jakaś skuteczna metoda weryfikacji oddzielającej tych, którzy rzeczywiście nie mogą znaleźć pracy, chociaż się starają, od takich którzy podobnych problemów nie mają, a mino to rejestrują się w urzędzie zatrudnienia.
„Były minister pracy Michał Boni podsuwa dwa proste rozwiązania, dzięki którym z urzędów pracy można byłoby wyrzucić tych, którym nie zależy na legalnym zajęciu: – Wyprowadzić składki zdrowotne z urzędów pracy i zacząć wreszcie egzekwować przepis, który mówi, że jeśli bezrobotny dwa czy trzy razy odmówi podjęcia zaproponowanej mu pracy, zostaje skreślony ze spisu bezrobotnych.
Joanna Staręga-Piasek, jego była zastępczyni, widzi to inaczej: – Bezrobocie musi wywoływać w społeczeństwie dezaprobatę, a nie litość. Nie można patrzeć przez palce na tych, którzy zatrudniają ludzi na czarno, tylko ich piętnować moralnie i skutecznie ścigać”.
Ciekawe co z tym problemem zrobi przyszła rządząca koalicja? Głęboko wierzę, że znajdzie skuteczny sposób. Sprawiedliwy, zgodny z prawem i obywatelski.

Iza J.



Więcej: www.przekroj.pl/