Co się dzieje, gdy film staje się absolutnym hitem? To bardzo proste: twórcy wykorzystują jego sukces i… kręcą kolejne części (nie zawsze jednak jest to chronologiczny ciąg dalszy). Oczywiście nie tylko ku radości fanów ale ze względów finansowych: popularne serie to miliony dolarów na koncie. Pytanie tylko, czy sequel lub reboot to zawsze dobry pomysł? To zależy...

Czy warto zatem igrać z klasyką? A jeśli tak, to jak to zrobić, żeby dorównać oryginałowi? Spójrzmy na kilka mniej i bardziej udanych powrotów.

Czy to na pewno był dobry pomysł?

Pamiętacie „Pogromców duchów”? Jeśli urodziliście się w latach 70-90., na pewno od razu w głowie pojawia się skojarzenie choćby rewelacyjnej ścieżki dźwiękowej z tego rewelacyjnego cyklu komediowego. Bill Murray, Dan Aykroyd, Sigourney Weaver… lepiej być nie mogło. Mimo oparów niedorzeczności, wpatrywaliśmy się w ekran, zaśmiewając się do łez. A co z rebootem serii, którego premiera miała miejsce w ubiegłym roku – 34 (sic!) lata po tym, jak ukazała się pierwsza część? Nowe Ghostbusters to już nie pogromcy, a… pogromczynie, którym towarzyszy męska wersja stereotypowej „głupiutkiej blond sekretarki” (w tej roli niesamowity Chris Hemsworth, czyli… Thor!). Gdy pojawił się trailer, fani i krytycy byli pełni obaw. Film okazał się jednak lepszy niż można się było spodziewać. Czy jednak dorównał klasykowi? Tu zdania są podzielone.

Wątpliwości mieć można również przy powrocie na ekrany kultowego „Z archiwum X”, które rozpalało wyobraźnię widzów w latach 90-tych. Fox Mulder, Dana Scully i mroczne zagadki paranormalne… Zasiadaliśmy przed ekranami telewizorów z wypiekami, już od pierwszej serii. Jednak kiedy w 2016 roku, po 14 latach od premiery pierwszej serii, agenci powrócili z serią dziesiątą, tak dużego entuzjazmu już nie było. Krytyka też nie była aż tak miażdżąca - fani na pewno spojrzą na nowe odcinki z nostalgią, a historia ich wciągnie.

Podobnie jest z powrotem „Skazanego na śmierć”, którego piąta seria jest emitowana od 14 kwietnia. Serial, którym dekadę temu zachwycaliśmy się wszyscy, dziś nadal „daje radę”, ale brakuje "fajerwerków" takich jak przy serii pierwszej, drugiej czy czwartej.



Spektakularne powroty

Tak, tak. I takie były. Te przeprowadzone bezbłędnie, które nie tylko wzruszyły zagorzałych fanów i pozwoliły im przeżyć na nowo emocje sprzed lat, ale i pozwoliły (pozwolą) zdobyć cyklowi nowych miłośników. Przykład? Nowa odsłona kultowego serialu Miasteczko Twin Peaks Davida Lyncha. Dwa sezony z 1990 roku to absolutny hit, do którego miłośnicy klimatów noir wracają raz po raz. Kiedy okazało się, że Showtime i ABC wyemitują kolejną, po ponad 25 latach, w sieci zawrzało. Amerykańscy widzowie zobaczyli już 6 z 8 odcinków powrotu – zarówno fani, jak i krytycy są ABSOLUTNIE zachwyceni – powrót spełnił wszystkie oczekiwania i, co najważniejsze, oddaje klimat oryginału.

Podobnie jest z powrotem „Obcego”. Niesamowity thriller/ horror, który w 1979 roku olśnił publiczność to dziś pozycja kultowa w świecie sci-fi. Oryginał, jak i trzy kolejne filmy wciągają bez reszty i aż strach się bać. Potem pojawił się także „Prometeusz” (z założenia prequel "Obcego", nawiązanie do początków historii, poznania bohaterów), a teraz „Obcy: Przebudzenie”, który całkiem niedawno zagościł w kinach, zachwyca i przywraca serię tam, gdzie powinna być.

A jak jest z powrotem „Słonecznego patrolu”? Jego filmowa, odświeżona wersja króluje właśnie w kinach. Z oryginałem – tym z Davidem Hasselhoffem i Pamelą Anderson – film wspólnego ma niewiele. Oczywiście, rozgrywa się w świecie ratowników, ale to bardziej komediowa, parodiowa i slapstickowa wersja – ot, lekka rozrywka dla koneserów takiego a nie innego poczucia humoru. Najlepiej będzie jednak, jeśli wybierzecie się do kin i ocenicie sami lub… poczekacie na premierę na DVD na empik.com.



Miłego oglądania!