Eric-Emmanuel Schmitt opowiada o swojej najnowszej powieści „Kobieta w lustrze”.
„Kobieta w lustrze” powstawała przez 15 lat. W jednym z wywiadów powiedział pan, że musiał do niej dojrzeć jako powieściopisarz. Jak dojrzewała sama opowieść?
Czułem się jak słonica w ciąży nosząc tę powieść w łonie wyobraźni. Wszystko, czym żyłem, co odkrywałem, wiedza, którą wchłonąłem było pokarmem dla tego „słoniątka”. Przez tych piętnaście lat czułem, jak dziecko rośnie i rozwija się, ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tego, że jeszcze nie jestem gotowy do porodu.
Co musiało się zmienić w panu, w pańskim postrzeganiu świata i samej materii pisarskiej, żeby powstała „Kobieta w lustrze”?
Przez długi czas czułem się przyblokowany, ponieważ w wyobraźni miałem tylko dwa typy osobowości: renesansową Anne de Bruges i współczesną hollywoodzką Anny. Powstała w ten sposób manichejska dwoistość: nie można było powstrzymać się przed porównywaniem obu epok i zadawaniem sobie pytania, która z nich była lepsza dla kobiet. Skończyłoby się na pozytywnej ocenie przeszłości bądź teraźniejszości, a nie takie były moje intencje. Dopiero kiedy wpadłem na pomysł trzeciej postaci - Hanny żyjącej w Wiedniu epoki Freuda - zrozumiałem, że nareszcie mam swoją książkę: umieszczę w lustrze nie tylko kobiety, dzięki czemu powstaną odbicia ich dusz na przestrzeni upływających lat, ale także epoki. W ten sposób uniknąłem powstania dwubiegunowości w tej opowieści.
Jak wpłynęło to na budowanie osobowości bohaterek i ich poglądy?
Kiedy wpadłem na pomysł „Kobiety w lustrze”, pracowałem głównie w teatrze. Jednak nie mogłem przeznaczyć tej historii na scenę, ponieważ tylko powieść mogłaby postawić wszystkie pytania Anny na temat języka i słów obracających się wokół fundamentalnych doświadczeń, których nie da się opisać. W mojej powieści język funkcjonuje na dwóch poziomach: literackim, którym pisarz jest w stanie zasugerować wielkie doświadczenia kosmologiczne, mistyczne bądź seksualne przeżywane przez bohaterki oraz poziomie języka kobiet żyjących w konkretnych epokach, języka, który jest zdradliwy, ponieważ okazuje się nieadekwatny do opisania własnych przeżyć. Każda epoka daje nam alfabet do wyrażania i zrozumienia siebie, ale ten alfabet nigdy nie wystarcza.
Czy w trakcie pisania zmieniało się pańskie myślenie o języku i jego możliwościach?
„Kobieta w lustrze” pomogła mi uporządkować myśli na ten temat.
1. Jestem głęboko przekonany, ze pisarz próbuje opowiedzieć niewypowiadalne.
2. Ponieważ udaje mu się częściowo, ale niekompletnie, wiec próbuje dalej.
3. Ponieważ nie może wypowiedzieć wszystkiego, musi to sugerować chociaż częściowo, metaforycznie, zatem powieść z konieczności staje się poezją.
Anne walczy ze słowami. Nie ufa im i widzi ograniczenia języka, którym trudno jest wypowiedzieć to, co w słowach się nie mieści. Jak wyglądają pańskie zmagania z tą materią?
Słowa są nośnikami ideologii, a raczej z niej wynikają. Kiedy Anna walczy ze słowami, jednocześnie walczy także z dominującą ideologią. Gdy Anna próbuje opisać mistyczny charakter natury, jej religijne otoczenie stara się przywrócić ją chrześcijaństwu. Kiedy Anna czuje siłę kosmosu, język epoki zmusza ją do używania słów „Bóg” lub „Jezus”. A kiedy podczas procesu wyznaje, że „Bóg jest sposobem mówienia”, zostaje potępiona. Tak jak obie pozostałe bohaterki, jest ona zakładniczką swojej epoki, jej myśli i języka. Moja powieść próbuje uwolnić nas od tego uzależnienia poprzez dystans do słów i grę odblaskami myśli.
Od czego zależy w pana przypadku wybór dramatu lub epiki?
Każda opowieść wymaga formy. Gdy tematem jest kryzys, piszę sztukę. Gdy w grę wchodzi lekarstwo, wybieram powieść. Teatr jest diagnozą. Powieść to terapia.
Powieść, zarówno dla czytelnika jak i dla pisarza, jest sposobem badania kondycji człowieka. Dzięki niej odkrywamy, co nas łączy (pytania, które stawiamy), a co dzieli (odpowiedzi, jakie dla nich znajdujemy). Powieść, poza poszukiwaniem prawdy, wydaje mi się także hymnem na cześć złożoności. Lubi labirynt w przeciwieństwie do naukowców czy filozofów, którzy się w labirynty zagłębiać nie lubią.
Każda z bohaterek „Kobiety w lustrze” szuka sposobu dotarcia do prawdy o sobie i rzeczywistości. Anne odkrywa medytację, Hanna psychoanalizę, a Anny, po doświadczeniach z chemicznymi substancjami, decyduje się na wyobraźnię i empatię. W jaki sposób pan próbuje dotrzeć do tego, co na kartach pańskiej książki nazywane jest między innymi absolutem?
Trzy kobiety w mojej książce mają wrażenie, że są przytłoczone przez moce znacznie silniejsze od nich samych. To Bóg, natura, podświadomość i ciało. Zmieniają się nazwy, ale wrażenie istnienia czegoś większego od nas pozostaje. Pozostaje też wynikająca z tego pokora. Kobiety rozumieją, że nie rozumieją wszystkiego. Uznają ostatecznie swoją podstawową niewiedzę. Uznają istnienie tajemnicy. I ich droga prowadzi do przeżywania jej z ufnością, a nie z lękiem. Nie możemy zmienić tajemnicy ludzkiej kondycji, ale możemy zmienić nasz sposób życia.
Fot. Catherine Cabrol
Rozmawiała Magdalena Walusiak
Komentarze (0)