Dawid Podsiadło opowiada nie tylko o swojej drugiej płycie solowej „Annoyance and Disappointment” - również o przeznaczeniu, grze zespołowej i zdolnościach aktorskich.

Czego dowiedziałeś się o sobie przez ostatnie dwa lata?

Przekonałem się, że nie jestem asertywny i zacząłem pracę nad tym, żeby to się zmieniło. Zawsze zależało mi na tym, żeby mnie wszyscy lubili, starałem się jednać ludzi, a nie zrażać ich do siebie. Pogodziłem się jednak z tym, że nawet kiedy chcesz dobrze, nie każdy problem da się rozwiązać tak, żeby wszyscy byli jednakowo zadowoleni. Dowiedziałem się, że nie potrafię podejmować trudnych decyzji i teraz mogę się tego uczyć. Zrozumiałem, że odpowiedzialność to trudna sprawa.

A czego dowiedziałeś się o innych?

Że u nich to wszystko tak samo wygląda. (śmiech)

Myślałeś o tajemnicy sukcesu "Comfort and Happiness"? Jakie potrzeby zaspokoiłeś?

Wielokrotnie słyszałem i czytałem, że to dobry pop, zestawiany byłem z Tomkiem Makowieckim czy Brodką. Nie wiem czy wypełniłem jakąś lukę, ale myślę, że udało mi się wejść do bardzo dobrego towarzystwa. Moje single pojawiają się w większości stacji radiowych i funkcjonują na antenie jako przeboje, niezależnie od tego, czy jest to alternatywna stacja, czy komercyjna - a jednocześnie nie muszę się wstydzić tej płyty jako całości. Odpaliłem sobie niedawno "Comfort and Happiness" i spoko się tego słucha.

Trudniej nagrywa się drugą płytę? Oczekiwania wobec niej są wyśrubowane, o czym pewnie wiesz, jeśli czytasz w sieci komentarze na swój temat.

Śledzę prawie wszystko, co się pojawia na mój temat w internecie. Każdą głupią plotkę, każdą zabawną rzecz, oglądam każdy wywiad, którego udzieliłem. Domowników pewnie tym męczę, ale póki co tolerują... Komentarze też czytam, choć nie wszystkie. Może wynika to z narcyzmu, nie wiem, ale interesuję się tym, co ludzie myślą o mojej muzyce. Na szczęście nieprzychylnych mi opinii jest nie więcej niż 20 procent, więc jest to zwykle miła lektura. Ale choć śledzę opinie na mój temat, traktuję je jako rozrywkę, rodzaj dziwacznego hobby. Nie mają żadnego wpływu na moją muzykę. Dokładnie wiem, co chcę zrobić i jak to zrobić, i nikt z zewnątrz nie skieruje mnie na inne tory. Uwagi przyjmuję tylko od Bogdana i kolegów z zespołu.

Tytuł płyty świadczy o konsekwencji, ale "Rozdrażnienie i rozczarowanie" to drugi biegun debiutu. Tak reagujesz na sukces, niewdzięczniku?

(śmiech) Przeżywałem i takie emocje w trakcie tej podróży, chociaż dużo było też tych z pierwszej płyty. Koncepcję tytułu drugiej płyty zmieniałem bardzo często, ale ciągle miałem wrażenie, że kolejne pomysły są zbyt wymyślone, że nie pasują - a od początku chciałem, żeby to był pakiet dwupłytowy. Mam wrażenie, że muzyka z "Annoyance and Disappointment" odpowiada tytułowi, że więcej w niej jest życia, energii, więcej nerwu, niż nostalgii i sentymentu. W tekstach podobnie - a jestem z nich tym razem bardzo zadowolony.

Każdy twój tekst doczekał się osobnej ilustracji we wkładce, autorstwa Magdaleny Gawrońskiej. Podpowiadałeś jej interpretacje?

Nie. Magda nie słyszała ani jednego dźwięku, nie rozmawiałem z nią też o znaczeniu tekstów, oparła się wyłącznie na tym, co w nich wyczytała. Efekt jest moim zdaniem genialny, bo wyciągnęła z nich wszystko, co najważniejsze. Magda ma na Facebooku stronę Rook-Book, gdzie pokazuje swoje prace. Kiedyś zrobiła mój portret, którego teraz będziemy używać na koncertach, pojawi się na naciągu do centrali. Bardzo spodobał mi się jej styl, więc kiedy pojawił się temat oprawy graficznej nowej płyty, od razu do niej napisałem.

Bardzo ładnie wyszedłeś na okładce "Annoyance and Disappointment".

Tak… Byłem jeszcze dość młody, kiedy ją robiliśmy, bo miało to miejsce 130 lat temu. (śmiech) Jakaś dziewczyna napisała do mnie maila, że przeglądała książkę do polskiego, a tam Dawid Podsiadło! Ja na to: "Spoko, podeślij". Faktycznie, to byłem ja. (śmiech) To obraz Juliusa Kronberga, który nosi tytuł "Dawid och Saul" - Dawid jest tu bardzo muzyczny, ma kręcone włosy, krzywy nos i... niestety jest trochę ładniej umięśniony. 46 tygodni temu wrzuciłem to zdjęcie na Instagrama, oczywiście nawet nie myśląc, że będzie z tego okładka. Skomentowałem to wtedy: "Are we really destined to do some things?", z hashtagami: #magia, #czyjestcoswiecej, #przeznaczenie, #bog… Może mnie trochę poniosło, ale pozwoliłem sobie pomyśleć, że może to wszystko rzeczywiście nie jest przypadkiem? Może ustawienie planet w chwili moich narodzin miało wpływ na to, do czego mam predyspozycje?

FOTO. Lukasz Zietek