Oto paradoks i ironia losu: Mike Wilks, jeden z najpopularniejszych brytyjskich malarzy współczesnych, trafi do Polski już w kwietniu jako... autor fantasy. Co więcej: "Wizjokrąg", pierwsza książka Wilksa przetłumaczona na język polski, to jednocześnie jego pierwsza powieść, którą zadebiutował jako literat w wieku 60. lat. I jest to debiut znakomity. Premiera już 8 kwietnia 2009.


O książce

W niewielkiej wiosce w krainie Nem mieszka z rodzicami nastoletni chłopak Melkin Womper. Podobnie jak ojciec ma w przyszłości zostać tkaczem, ale znacznie bardziej interesuje go rysowanie, któremu poświęca każdą wolną chwilę. Pewnego dnia do wioski przybywa wysłannik sławnego malarza Ambrosiusa Blika, do którego dotarły wieści o talencie chłopca. Mistrz, zachwycony pracami Mela, postanawia przyjąć go do swojej pracowni na ucznia.
W szkole malarstwa Mel, wraz z przyjaciółmi, odkrywa sposób przedostania się do innych rzeczywistości: światów wykreowanych na płótnach przez artystów. Namalowane krainy okazują się równie realne jak Nem, choć rządzą się innymi prawami, które trzeba odkryć, by przetrwać niebezpieczne przygody i wrócić do własnego świata.


Niezwykłe światy "Wizjokręgu"

Gdyby Bosch, Escher lub Dadd napisał książkę dla młodzieży, byłby to właśnie "Wizjokrąg" - stwierdził jeden z czytelników powieści Mike'a Wilksa. Rzeczywiście, przygody Mela i jego przyjaciół to niezwykle plastyczna opowieść, a liczne elementy mogą przywoływać nawet konkretne obrazy wymienionych mistrzów, także samego Wilksa - realisty na poziomie detalu i surrealisty łączącego na jednym płótnie elementy z zupełnie odmiennych rzeczywistości.
Malarska wyobraźnia autora sprawiła, że jego "Wizjokrąg" ożywił mocno skonwencjonalizowany gatunek jakim jest fantasy. Co prawda Wilks skorzystał z popularnego w literaturze fantastycznej motywu wędrówki między różnymi rzeczywistościami, jednak same światy, a szczególnie rzeczywistość istniejąca na (czy może raczej w) obrazach jest pomysłem zaskakującym i nowatorskim. Rządzą nią prawa bliższe logice snu niż jawy, wyobraźnia może zmienić cały świat, w którym się przebywa, a wytwory fantazji ożywają naprawdę.

Niezwykłe krainy stają się równoprawnymi bohaterami walki o władzę z jednej strony, a o swobodę do korzystania z Przyjemności (jest nią m.in. korzystanie z... kolorów, które w krainie Nem są obłożone wysokimi podatkami) z drugiej.

 

O autorze

Mike Wilks urodził się w 1947 r. w Londynie. W wieku 13. lat zdobył stypendium w szkole artystycznej. Po siedmiu latach nauki założył własną firmę projektową, po pięciu latach sprzedał ją z dużym zyskiem, a sam poświęcił się sztuce i pisaniu. Przez dziesięć lat mieszkał i tworzył na południu Francji. Obecnie mieszka w Londynie.
Jest autorem dziewięciu książek. Wydane w 1986 r. połączenie słownika i albumu "The Ultimate Alphabet" stało się światowym bestsellerem i rozpoczęło modę na książki-puzzle, stając się klasyczną pozycją w tej dziedzinie. Przez ponad rok tytuł był obecny na listach bestsellerów "New York Timesa" oraz "Sunday Timesa", a na całym świecie sprzedał się w nakładzie ponad 750 tys. egzemplarzy. Dużym powodzeniem cieszyły się także dwa kolejne tytuły należące do trylogii "Ultimate": "The Ultimate Noah's Ark" (1993) oraz "The Ultimate Spot-The-Difference Book" (1997).
Swoje prace malarskie Wilks prezentował na czterech wystawach indywidualnych oraz wielu ekspozycjach zbiorowych. Jego obrazy można oglądać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku, w Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie oraz wielu prywatnych kolekcjach w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Wydany w 2007 r. "Wizjokrąg" jest pierwszą powieścią Wilksa. Nietrudno policzyć, że jako autor literatury pięknej brytyjski malarz zadebiutował w wieku 60. lat.



Fragment książki:
      

(…) Zielony człowiek szedł długą galerią, z otwartymi ustami przyglądając się malowidłom. Przed jednym z nich stanął. Na polance w środku pogrążonego w mroku lasu pełnego przedziwnych roślin spał zespół wędrownych aktorów w pstrych strojach i maskach. Scenę oświetlały tysiące świeczek stojących na ziemi i w gałęziach drzew. Wydawało się, że aktorzy śnią wspólny sen, który  zmaterializował się wokół nich. W ciemnych lukach między drzewami majaczyły cienie, tylko czekając, aż światło zgaśnie, by przybrać realną postać. W tle widać było dziwne nocne stworzenia wielkości małych małpek o łaciatym futerku. Miały pomarszczone, różowe twarzyczki usiane malutkimi tatuażami ze znakami zodiaku. Jedno uciekło z obrazu i błąkała się w plamie światła na podłodze. Mężczyzna ukląkł i podniósł zwierzątko.

Raptem zapach stał się silniejszy. Mężczyzna usłyszał za plecami jakiś dźwięk i już wiedział: prześladowca go odnalazł. Koszmarna postać z wolna wyłoniła się z mroku galerii. Stanęła wyprostowana na niezwykle muskularnych tylnych kończynach, które najwyraźniej potrafiły rozwijać wyjątkową szybkość. Kolczaste ciało było zwieńczone ogromnym łbem, w którym  dominowały potężne szczęki z ostrymi jak igły kłami, długimi i  przezroczystymi jak lód. Stworzenie miało jasne oczy, wielkie niczym spodki. Spomiędzy nich wyrastała długa, wygięta wić ze świecącym czubkiem, jak czułki ryb żyjących w morskich głębinach. Przez chwilę oboje mierzyli się wzrokiem. Potem stworzenie złożyło podłużne skrzydła i rzuciło się do ataku. Wydało mrożący krew w żyłach ryk i smagnęło mężczyznę świecącą wicią.

Zielony człowiek wrzucił małe stworzonko za pazuchę podartego ubrania, odwrócił się i puścił pędem przez galerię, rozchlapując wodę. Budowa i szczegóły ciała ścigającego go stwora świadczyły, że to dzieło Lucasa Flinka, a zatem istota niezwykle niebezpieczna. Ale podziwianie artyzmu należało odłożyć na później.
Daleko przed nim ciemna luka wśród plam światła zdradzała istnienie obrazu o nienaruszonej powierzchni. Nie było czasu uważnie przyglądać się ciemnemu płótnu; trzeba było zaufać, że pieczęć pozostała nietknięta. Mężczyzna zatrzymał się i zrobił gwałtowny, skomplikowany gest ręką. Z bladym uśmiechem satysfakcji ujrzał, że powierzchnia obrazu faluje niczym pionowa tafla wody, zmarszczona lekkim wietrzykiem.
A potem zniknął!

Stwór Flinka zawył z wściekłości i zatrzymał się przed obrazami. Kłapnął strasznymi szczękami, a jego pazury wyorały głębokie bruzdy w posadzce.
Zaczął węszyć, ale jego ofiara znikła. Zbliżył się do obrazu i znowu pociągnął nosem, ale poczuł tylko zapach kurzu. Kichnął głośno, obryzgując obrazy obrzydliwym czarnym śluzem. Jego krople z wolna spłynęły po płótnach, odbijając tuziny malutkich, zniekształconych sylwetek stwora. Mdłe światło wici oświetlało fragmenty malowideł. Gdyby jego nierozumiejące oczy pojęły, na co patrzą, na jednym z nich ujrzałyby ośnieżony krajobraz z bezlistnymi drzewami i domki w kotlinie, których dziwne kształty zamaskował śnieg. Zamglone, błękitne góry rysowały się na horyzoncie z zachodzącym słońcem w tle. Gdyby stwór potrafił przyjrzeć się obrazowi uważniej, ujrzałby ślady stóp, prowadzące do wioski. A wówczas dostrzegłby także mistrzowsko oddaną malutką postać obdartego mężczyzny o malachitowo zielonej skórze, niosącego w objęciach malutkie, łaciate stworzenie.
Mężczyzna oglądał się za siebie z uśmiechem. (…)

Książce patronuje empik.

 

Wydawnictwo Egmont /F.N.