Jest wiele takich zespołów po których nikt nie spodziewa się zaskoczenia. Do tej pory mogłoby się wydawać, że jednym z nich był Kult, jednak album „Prosto” burzy ten stereotyp. Kazik i jego ekipa czekali na taką płyta od ponad dekady o ile nie dłużej. Zmiana producenta, studia i kompozytorów okazała się posunięciem doskonałym. „Prosto” to wciąż ten sam, dobrze znany ale jednak nowy Kult.

 

Kazik, na początek przyjmij gratulacje, to chyba pierwsza płyta Kultu, która brzmi tak bogato i energetycznie.

Powody tego są dwa. Poszerzyła się grupa kompozytorów, po odejściu Banana wiele się zmieniło ponieważ przez wiele lat to on był mózgiem muzycznym Kultu. Niemal wszystko pisaliśmy we trzech, Banan ja i Janek Grudziński. Później dokładał się też Wojtek Jabłoński, ale ogólnie zawsze ta praca obracała się wokół trzech osób. Teraz pomoc nadeszła z zupełnie nieoczekiwanej strony, bo Jasiu Zdunek zrobił trzy numery, które są moim zdaniem najlepsze na płycie. Wcześniej się nie ujawniał z tym pisaniem, raz przyniósł piosenkę ale nie była najlepsza (śmiech). Jeszcze Piotrek Morawiec, prawie każdy poza sekcją rytmiczną przyniósł jakiś pomysł. Czasami to był tylko szkic a czasami pełne kompozycje z dokładną informacją kto co ma grać.

A ten drugi powód nowego brzemienia? Mówiłeś, że są dwa.

Drugi powód to fakt, że szczęśliwie dałem się po raz pierwszy namówić na współpracę z producentem zewnętrznym, Adasiem Toczko. Wojtek Jabłoński i chłopaki z sekcji dętej bardzo go chwalili po sesji z Buldogiem. Mnie się kojarzył z takim trochę bezczelnym, młodym człowiekiem, który o płycie „Porozumienie Ponad Podziałami” KNŻ stwierdził „no ta, White Zombie to to nie jest” (śmiech). Ale dziś już wiem, że ta jego niegrzeczność to tylko taka specyficzna poza. Adaś namówił nas żeby instrumenty nagrać w innym studiu i to się okazało bardzo dobrym pomysłem, w Lubię Wąchać Winyl na Kolejowej mieliśmy znakomite warunki. Największy komfort pracy z Adasiem to zupełny brak sporów o to czy coś dobrze brzmi, czy jest dobrze zagrane, czy trzeba powtórzyć itd. Wcześniej sami się spieraliśmy bez końca, nie było jednej, wiodącej opinii która by to rozstrzygała. Z nim nie było o tym mowy, on wie, słyszy, jest stuprocentowym profesjonalistą.

Udało wam się uzyskać nową jakość zachowując tożsamość zespołu, trudno było?

Chyba nie, my tak po prostu gramy. Choćbyśmy próbowali niewiadomo czego to i tak efekt jest podobny, taki… nasz (śmiech). Zacytuję historię, którą opowiedział mi kiedyś Wiesiek Weiss, rozmawiał z Andrew Aldridgem z Sisters of Mercy i on stwierdził: „My zawsze chcieliśmy grać jak Black Sabbath, a tu takie coś wychodzi”. Z nami jest to samo, robimy to co umiemy i co czujemy. Samo brzmienie to jedno, ale kompozycje też zdradzają, że byliśmy w szczytowej formie i chyba trochę lepszych humorach niż poprzednio pisząc nowy materiał. Muzyka jest taka jak tytuł, prosta. Nie było specjalnego kombinowania i to chyba dało taki dobry efekt. Sam staram się unikać mówienia czy oceniania płyty, która dopiero ma trafić do sklepów bo zawsze jest mi najbliższa. To tak jak facet na straganie zawsze powie, że te ziemniaki które ma w tym roku są lepsze niż te co miał w zeszłym. Ale! Jak się pojawia „ale” to się unieważnia wszystko co się mówiło wcześniej (śmiech). Tym razem gadałem wiele razy z chłopakami, że chyba dawno nie mieliśmy takiej radochy przy nagrywaniu płyty. Już przy „Hurra” staraliśmy się jakoś inaczej podejść to sprawy, przetestować swoje możliwości. Prawie się udało, chociaż niektóre rzeczy bym dziś zmienił. Przy „Prosto” wszystko poszło idealnie, bezstresowo i bez niepotrzebnych akcentów. Nie żadnego zbędnego dźwięku i żadnego zbędnego słowa.

Te słowa są chwilami dość mocne…

Staram się pisać szczerze. Do bólu. Czasami (śmiech). Tytułowy numer jest bardzo istotny, a tekst do niego powstał dosłownie w ostatniej chwili, na kolanie. Artystka którą niezwykle cenię, Kaśka Nosowska mówiła, że tak właśnie pisze i to mnie trochę podniosło na duchu. Wiedziałem, że tekst musi być tak samo ostry jak kompozycja, ale wciąż nie miałem pomysłu. Pomógł tu Jarek Ważny, przysłał mi sms’a z sugestią, że płyta powinna nazywać się „Prosto” i dotarło do mnie, że to jest genialny pomysł. Rano przed wyjściem do studia, wpadłem w taki gniew, że od ręki napisałem całość w takim moim zeszyciku nieśmiertelniku i później wszystko wywrzeszczałem tak, że to była jedyna piosenka jaką nagraliśmy tego dnia. Jest tam parę linijek, które mógłbym doszlifować, ale to uczucie gniewu, ten stan który udało mi się uchwycić jest ważniejszy i tak musi zostać. Człowiek, który się gniewa nie dba o formę czy poprawność gramatyczną.

Skąd się wziął „Układ Zamknięty”? Producenci filmu przyszli do Ciebie?

Z propozycją przyszła Olga Bieniek z którą się znamy od lat. Początkowo oprócz piosenki był też przewidziany mój epizod w filmie, ale ostatecznie cała scena wyleciała. Piosenkę napisałem po obejrzeniu wstępnej wersji filmu, jeszcze nie do końca udźwiękowionej. Muzykę przyniósł Janek Zdunek i wiedzieliśmy od początku że to jest petarda. Do tekstu podszedłem dość poważnie, film jest na tyle dobry, że w pewnym momencie nawet poczułem, że to już wręcz obowiązek. Dlatego też nie pojawiam się tu solowo, ale jest najważniejszy projekt w moim życiu czyli Kult.

„Nie chcę grać w reprezentacji” to obrona naszych zuchów co są świetni tylko jak grają w niemieckich klubach?

Nie, nie bronię ich w tej piosence, chociaż pewnie każdy z nich znajdzie tu coś dla siebie. To jest raczej mój protest przeciwko traktowaniu rozrywki jaką jest sport jakby to była niemal wojna, świat doszedł tu już do paranoi. Chociaż nie dziwie się, że ta nasza „trójca” nie może rozwinąć skrzydeł w reprezentacji Polski. Bill Shankley, dawny trener Liverpool powiedział kiedyś, że w drużynie piłkarskiej musi być ośmiu gości, którzy noszą fortepian i trzech, którzy potrafią na nim grać. Najwyraźniej Lewandowskiemu, Błaszczykowskiemu i Piszczkowi nie ma kto nosić tego fortepianu.

Rozmawiał Piotr Miecznikowski

fot. Katarzyna Zaremba/mentalporn