„Donald Tusk stoi dziś przed trudną decyzją: albo podzieli się władzą w Platformie, albo będzie nadal sam rządził, ale znacznie mniejszą partią.” – o „buncie w Platformie” piszą dla „Przekroju” Rafał Madajczak i Cezary Łazarewicz.
„Powierzenie Zycie Gilowskiej, do niedawna wiceprzewodniczącej Platformy, stanowiska w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza nie rozbije natychmiast PO, ale bardzo osłabiło pozycję Donalda Tuska.
– Ta nominacja to poważny problem dla Donalda, bo to on doprowadził do odejścia Gilowskiej z partii, w której była lubiana i szanowana – mówi jeden z posłów Platformy” – czytamy w artykule. I dalej: „Gilowska odeszła z partii w maju, gdy wyszło na jaw, że zatrudniała w biurze poselskim synową, a swojemu synowi zlecała wykonywanie płatnych ekspertyz. Choć twierdziła, że liderzy partii o wszystkim wiedzieli, Donald Tusk zdecydował, że to sąd partyjny powinien osądzić Gilowską.
– Przejście Zyty Gilowskiej do rządu pokazuje, że przeciwstawienie w kampanii wyborczej Polsce solidarnej Polski liberalnej było czysto demagogiczne, a więc koalicja nie powstała z powodów irracjonalnych, a nie różnic programowych – tłumaczy „lekcję Zyty” senator Jarosław Gowin, krytyk władz PO”.
Jednak cytowany wyżej rozmówca jest zdecydowanym przeciwnikiem „zmiany barw partyjnych” i uważa jednocześnie że „ataki ze strony PiS skutecznie scalają Platformę.”
Z drugiej jednak strony „Odrodzenie się Zyty Gilowskiej w PiS-owskim rządzie wzmacnia też wewnątrzpartyjną opozycję, która od dłuższego czasu domaga się ograniczenia władzy Donalda Tuska. Ta wewnętrzna opozycja została dość skutecznie zakneblowana po decyzji o wyrzuceniu z partii Andrzeja Sośnierza, ale dziś znów podnosi głowę (…)To jeszcze nie rewolucja, ale pierwsze oznaki buntu (…). Po wyrzuceniu z partii Andrzeja Sośnierza i spacyfikowaniu opolskiej Platformy, która domagała się wyjaśnień w sprawie niezawarcia koalicji z PiS, ujawniają się kolejne zarzewia buntu.
Jednym z wewnętrznych opozycjonistów, którzy wkrótce mogą odgrywać znaczącą rolę, jest Jacek Bachalski – były poseł, obecny senator, który zasiada w 15-osobowym prezydium Platformy, i lider lubuskiej Platformy. To właśnie ta organizacja partyjna pod koniec listopada 2005 roku mocno zaatakowała liderów PO.
Za sprawą Bachalskiego zarząd lubuskiej Platformy podjął wtedy uchwałę, w której domaga się przeprowadzenia głębokiej analizy przyczyn porażki wyborczej do parlamentu i prezydenckiej oraz wskazania osób za nią odpowiedzialnych. Choć wiadomo, że za wszystko był odpowiedzialny tandem Donald Tusk – Grzegorz Schetyna (…)Bo dla nikogo nie jest dziś tajemnicą, że Platforma rządzona jest twardą ręką Donalda Tuska. To on podejmuje wszystkie strategiczne decyzje, których w ogóle nie konsultuje z dołami partyjnymi. To się nie podoba. Tak została wyznaczona kandydatka na prezydenta stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz i tak podjęta została decyzja o poparciu becikowego w wersji zaproponowanej przez LPR.
(…) Tusk, decydując do niedawna o wszystkim, czuł się bezpiecznie, bo większość posłów i senatorów zawdzięcza swój sukces miejscu na liście, którą układał z Grzegorzem Schetyną. Ale nie brak też działaczy w PO, którzy podczas układania list wyborczych zostali poturbowani. Ani takich, którzy uważają, że Schetyna wycinał z list niezależnych ludzi, których się bał. Teraz oni mogą się zemścić".
Nie bez znaczenia jest też przypadek Andrzeja Sośnierza, który nie krył, że: "z paroma kolegami poważnie zastanawia się nad poparciem rządu Marcinkiewicza.
– Platforma jest opozycją dla opozycji – mówi Sośnierz. – Nie realizuje programu, za to rozrzuca pieniądze jak przy becikowym, a teraz jeszcze chce dofinansowywać papieskie wydziały teologiczne w Krakowie i Warszawie. I nie taką, jaką obiecywał Donald Tusk, ale opozycją raczej mało odpowiedzialną, zwłaszcza ostatnio (…)est duża grupa posłów Platformy, którzy chcieliby koalicji PO-PiS – mówi poseł Sośnierz. – I ta grupa się teraz powiększa”. – dodaje.
Jednak PO broni wesji jakoby partia była monolitem. "Oficjalnie w Platformie obowiązuje teza, że żadnego podziału nie ma i być nie może. Że rozbicie Platformy to życzeniowe myślenie PiS, który źle życzy PO. I że powołanie Zyty Gilowskiej to dowód na krótką kadrową ławkę PiS. I że to wszystko na złość Platformie. Tak przynajmniej twierdzi Grzegorz Schetyna”.
Jednak gołym okiem widać, że coś jest na rzeczy, a na Donalda Tuska czyhają być może dwa zagrożenia: „Pierwsze, mniej prawdopodobne, że straci władzę. Drugie – bardziej realne – że partia mu się rozleci”.
Chociaż „ani Jacek Bachalski, ani inni opozycjoniści nie zamierzają na razie uciekać z Platformy” to jednak „nie odpowiada im już model partii stworzony przez Tuska”. Dlatego „albo Tusk podzieli się władzą z innymi, albo zachowa swoją dominującą pozycję, ale w znacznie mniejszej Platformie – mówi poseł PO” . A „ten scenariusz Donald Tusk powinien dobrze znać. Bo z tego samego powodu rozleciała się w 2001 roku Unia Wolności. Gdy nie dopuszczono w niej Tuska do władzy, stworzył Platformę.
Naturalnym liderem grupy niezadowolonych jest dziś Jan Rokita, którego ludzie zostali najbardziej poturbowani podczas układania list wyborczych. – Rokita jest dziś osobą, która mentalnie odpływa od partii – dodaje poseł. – A odejście Rokity mogłoby spowodować ucieczkę kilkudziesięciu posłów. Dla PiS nie jest nawet ważne, czy przyłączą się do jego klubu parlamentarnego. Na początek wystarczy, że nie będą zwalczać rządu Marcinkiewicza”.
I.J
Pełna wersja artykułu w nr 2/06 „Przekroju”

Aktualności
Krajobraz PO bitwie
„Donald Tusk stoi dziś przed trudną decyzją: albo podzieli się władzą w Platformie, albo będzie nadal sam rządził, ale znacznie mniejszą partią.” – o „buncie w Platformie” piszą dla „Przekroju” Rafał Madajczak i Cezary Łazarewicz.
Komentarze (0)