Najnowsza płyta Maryli Rodowicz trafiła właśnie na sklepowe półki. Krążek w starym dobrym stylu jak z lat 70. nosi znaczący tytuł „Jest cudnie”, a przy jego produkcji artystka współpracowała z Andrzejem Smolikiem, który nawiązuje tym albumem do stylu Seweryna Krajewskiego. Płyta została objęta patronatem empiku.

- Taki był zamysł, żeby nie eksperymentować, tylko nagrać bardzo ludzką muzykę. To światowy trend. Coś takiego wisi w powietrzu, że artyści bez umawiania się wracają do pewnych brzmień. Tak też pomyślał Smolik, który jest od początku do końca autorem pomysłu na tę płytę. Zgodziliśmy się już przy pierwszych rozmowach, że to ma być płyta prawdziwa, akustyczna, bez żadnych udziwnień, bardzo prosta. Takie pożenienie amerykańskiego folku ze słowiańskim zaśpiewem i melodyką słowiańską - powiedziała o swojej najnowszej płycie Maryla Rodowicz w wywiadzie, którego udzieliła dziennikarce empiku.

Smolikowi udało mu się odmienić oblicze Maryli, przy jednoczesnym zachowaniu wszystkich jej największych atutów. „Chcieliśmy połączyć spuściznę folku amerykańskiego, to wszystko co wyszło z tamtejszych bagien, z elementami muzyki rosyjskiej. Gdy się temu lepiej przyjrzeć, okazuje się, że blues jest bliski muzyce bałałajek. Ta sama tęsknota, nostalgia… Założenie było takie, żeby spotkać się wpół drogi, pomiędzy Ameryką a Rosją. Czyli w Polsce” - mówi Smolik. Dla Maryli Rodowicz taki zwrot do akustycznych, organicznych brzmień był natomiast powrotem do korzeni. „Nie rozstaję się z gitarą akustyczną. Kiedy zaczynałam swoją działalność rozrywkową, byłam zapatrzona w klimaty folkowe i countrowe, w Boba Dylana, Pete’a Seegera, Jan Baez” - wspomina wokalistka, którą bardzo cieszy powrót akustycznej muzyki na szczyty list przebojów. - „Przyszło znużenie przeładowanymi formami i wróciła prosta i intymna muzyka, muzyka prawdy - ludzie dziś chłoną taką muzykę, potrzebują jej.”

Sony BMG/I.J.