28 lutego 1986 roku w Sztokholmie doszło do zamachu na urzędującego premiera Szwecji Olofa Palmego. Premier wraz z żoną, z zasady niekorzystający z ochrony, wracali właśnie pieszo z kina. Zamachowca nie schwytano, a Palme zmarł po kilkunastu godzinach w wyniku ran postrzałowych. Prowadzone przez wiele lat dochodzenie nie dało rozstrzygających rezultatów. Już 2 marca pod zarzutem zabójstwa zatrzymano Viktora Gunnarsona , ale prokuratura dość szybko nakazała jego uwolnienie. Kolejny trop związany był z Partią Pracujących Kurdystanu  i z przeświadczeniem, że za zamachem stoją obcokrajowcy. Wreszcie w grudniu 1988 roku aresztowany został następny domniemany zabójca, Christen Pettersson,  lecz już po miesiącu został on oczyszczony z postawionych mu zarzutów i uniewinniony.

Sprawujący dwukrotnie najwyższe stanowisko w kraju Olof Palme był socjaldemokratą, symbolem Szwecji jako państwa opiekuńczego, a zarazem przeciwnego rasizmowi i ksenofobii. Jako polityk zasłynął w świecie z oprotestowania wojny w Wietnamie i interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Zarzucano mu jednak, że nie dość mocno reaguje na poczynania ZSRR i darzy sympatią rządy Fidela Castro na Kubie. Z tych właśnie powodów premier miał tyle gorących zwolenników, co przeciwników. Wśród domniemanych przyczyn zamachu na kontrowersyjnego polityka pojawiły się też inne wątki. Przede wszystkim korupcyjny, czego potwierdzeniem miało być zaginięcie dokumentów świadczących o tym, że premier dopuścił się przestępstwa. Ale najważniejszy – i być może decydujący o fiasku prowadzonych działań – stał się wątek policyjny: według zwolenników tej teorii, za zamachem miał stać  jakiś wysoko postawiony funkcjonariusz policji o ekstremalnie prawicowych poglądach, który przyczynił się potem do utrudnienia śledztwa.

W spokojnej, manifestującej swoją neutralność Szwecji zabójstwo szefa państwa wywołało wstrząs i okazało się traumą, która trwa do dziś. Świadczy o tym choćby fakt, iż do sprawy tej wciąż wraca się w szwedzkich powieściach kryminalnych i sensacyjnych. Warto tu wspomnieć choćby o „Zimnej stali” Jensa Lapidusa, której jeden z bohaterów miał być kolegą Pettersona i ofiarą służb specjalnych,  czy o „Misterioso” Arne Dahla, cyklu opisującym sprawy prowadzone przez Drużynę A, utworzoną właśnie po to, by nie powielać błędów, jakie miały miejsce po zabójstwie Palmego, kiedy to sprawę badały niezależne od siebie organy śledcze, co ułatwiało usuwanie dowodów i wyciszanie niewygodnych tropów.

Jednak Leif GW Persson w swojej trylogii policyjnej „Välfärdsstatens fall” (2002-2007), której pierwsza część, zatytułowana „Między tęsknotą lata a chłodem zimy” właśnie się u nas ukazała, podejmuje jeszcze inny wątek. Próbując rozwiązać zagadkę, pisarz nawiązuje do studiów, jakie  Olof Palme odbył w Stanach Zjednoczonych, oraz do jego domniemanej przeszłości szpiegowskiej. Na taki właśnie trop wpada pewien amerykański dziennikarz na kilka miesięcy przed zamachem. Za swoją ciekawość płaci życiem.

Cykl, zwany „trylogią policyjną”, jest najbardziej znanym dziełem 65-letniego dziś twórcy. Jakiego śmiało można uznać za największego fachowca wśród szwedzkich pisarzy parających się literaturą kryminalną: w 1980 roku obronił bowiem doktorat z kryminologii, którą do dziś zajmuje się naukowo. Był też przez pewien czas doradcą szefa sztokholmskiej policji i, podobnie jak Stieg Larsson, dziennikarzem społecznym.  Jako pisarz zadebiutował w roku 1978 powieścią „Grisfesten”, na podstawie której nakręcono serial telewizyjny. Kanwą serialu stała się też jego kolejna książka: „Profitörerna” (1979), a na podstawie trzeciej, „Samhällsbärarn”(1982), zrealizowano film fabularny. Po czym, z tajemniczych powodów, Persson zamilkł na dwadzieścia lat, by jednak powrócić do literatury i  – pośrednio – znowu na ekrany. Być może skuszony światowym powodzeniem skandynawskiego kryminału, a być może chcąc wreszcie przedstawić własną wersję prawdy na temat śmierci Olofa Palmego.

Oto, co sam autor powiedział nam o swoim pisarskim śledztwie:

Jak to się stało, że naukowiec, specjalista w dziedzinie kryminologii, zajął się pisaniem powieści?

Myślę, że chodziło mi głównie o to, by opowiedzieć ludziom ciekawą i zabawną historię  kryminalną o zabarwieniu dokumentalnym.

W trylogii „Välfärdsstatens fall" przedstawia pan własną hipotezę na temat powodów zabójstwa Olofa Palmego. Dlaczego wrócił pan do tej sprawy po blisko 20 latach?

Uważałem, że moi koledzy, prowadzący śledztwo, powinni mieć szansę wyjaśnienia sprawy. W momencie, w którym zrozumiałem, że nigdy im się to nie uda, zdecydowałem, że równie dobrze mogę napisać o tym książkę. A to już nie moja wina, że trwało to dwadzieścia lat.

Do dziś nie wiadomo, kto za tym zabójstwem stał, a w czasie śledztwa doszło do wielu uchybień. Jakich na przykład?

Praca policji okazała się totalnym fiaskiem nieomalże w każdym jej aspekcie. Z nielicznymi wyjątkami. Moim zdaniem, najpoważniejszym błędem było to, że nie skoncentrowano się na osobie Palmego, jego otoczeniu oraz osobach znajdujących się blisko niego, które wolałyby, żeby nie żył.  Wiele z tych osób pracowało w służbach mundurowych – wojsku, ochronie, policji.

Czy pana hipoteza sprowokowała organa śledcze do podjęcia jakiegoś nowego tropu?

Nie. Śledztwo to umorzono wiele lat temu.

Jak pan sobie radził z ogarnięciem tłumu postaci zaludniających trylogię?

Taki sam problem musieli mieć Balzak, Dickens czy też wasz Henryk Sienkiewicz.

Osią trylogii będzie jednak antagonizm pomiędzy dwoma bohaterami wiodącymi: budzącym sympatię Johanssonem i psychopatycznym Waltinem ?


Opozycja biały/czarny ułatwia napisanie opowieści, taki kontrast stosowany jest też w dramacie.

Czy bliższe są panu skandynawskie powieści kryminalne, czy amerykańskie powieści szpiegowskie?

Właściwie to i jedno, i drugie.  Jestem ogromnym fanem wczesnych utworów duetu pisarskiego  Maj Sjöwall- Pera Wahlöö, jak również powieści Johna Le Carrégo czy też Grahama Greene’a.  Z amerykańskich pisarzy wymienię chociażby Dashiella Hammeta.

Opracowała i rozmawiała Marta Mizuro