Michel Jackson nie powróci już na scenę. Ani w swojej ojczyźnie, ani w Anglii gdzie planował. Artysta miał zaledwie 51 lat, kiedy przepłynął na drugą stronę Styksu. Obawiam się, że nawet nie miał monety przy sobie… Bo on żył w innym świecie. Był Piotrusiem Panem naszych czasów. Jednak ten infantylizm absolutnie nie zmienia faktu, że był genialnym wokalistą i kompozytorem. Do tego wspaniale tańczył. Był wielkim artystą. Po prostu.
Michael Jackson urodził się w 1958 r. w niewielkiej mieścinie Gary w stanie Indiana w USA. W wieku sześciu lat Michael był już członkiem grupy The Jackson Brothers, w której prym wiedli jego starsi bracia. W 1968 r. już jako The Jackson 5 chłopcy zaczęli podbijać amerykański rynek muzyczny w barwach legendarnej wytwórni Motown Records. Ogromny udział miał w tym ojciec Jacksona, który, jak sam Michael wielokrotnie potwierdzał, nie cofnąłby się przed niczym, by tylko wypromować swoje latorośle. W wywiadzie dla Oprah Winfrey w 1993 r. artysta potwierdził, że ojciec znęcał się nad nim psychicznie i fizycznie, a jego dzieciństwo w niczym nie przypominało zwyczajnego, beztroskiego dorastania. Jackson jako kilkuletni chłopiec nie miał czasu na zabawę w chowanego, berka, czy bieganie po drzewach. Jego naturalnym środowiskiem była sala prób, studio nagraniowe i scena. Nie ma wątpliwości, że to co robił, niosło mu wielką radość. Był geniuszem, który zdawał sobie sprawę ze swoich fenomenalnych predyspozycji, gotowym ponieść największą ofiarę, by śpiewać, występować, otaczać się dźwiękami. Ale z całą pewnością niejednokrotnie tęsknym okiem spoglądał na swoich rówieśników, którym obca była wielogodzinna harówka i stały stres związany z byciem ocenianym i spełnianiem oczekiwań innych. Bicie, poniżanie, brak ciepła i zrozumienia oraz odizolowanie od rówieśników budowały w Jacksonie poczucie osamotnienia i bólu, które, jak można przypuszczać, pozostaje w nim do dziś. Nieufność do dorosłego świata, tęsknota za utopijną Nibylandią, introwertyzm i wycofanie kontra głód aklamacji, ekshibicjonizm i konsekwentne dążenie do celu – to wszystko Jackson skupiał w sobie już jako kilkulatek. Dzisiaj – nic się nie zmieniło.
Pierwsza płyta solowa "Off the Wall" to był jednak zaledwie wstęp do wielkiej popowej rewolucji, którą Jackson przeprowadził za sprawą swojej kolejnej płyty.
Pracując nad "Thrillerem" Michael Jackson był zdeterminowany, by trafić na szczyt list przebojów na całym świecie. Podobne ambicje ma zapewne większość artystów, ale mało którym się to udaje. Michael, uzbrojony w ogromny talent i sprzyjające okoliczności (znakomici producenci i kompozytorzy na wyciągnięcie ręki, początek ery MTV i promocji muzyki poprzez telewizję na szeroką skalę), przekroczył własne oczekiwania. Praktycznie każda z piosenek z tej płyty to przebój – od tytułowej, przez ponadczasowe "Billie Jean", ozdobione ostrym jak brzytwa gitarowym solo Eddiego van Halena "Beat It" po eteryczne "Human Nature" z cudownymi wokalizami. Wraz z całym splendorem i nieziemskim uznaniem, album ten przyniósł Jacksonowi przekleństwo, które trawi go do dzisiaj. Jak nagrać płytę, która przebije, albo przynajmniej powtórzy sukces "Thrillera"?
W latach 90. Michael Jackson cały czas próbował odnaleźć magiczną formułę, która pozwoliła mu stworzyć wiekopomnego "Thrillera". W poprzedniej dekadzie nie do końca udało mu się to z albumem "Bad" z 1987 r., który sprzedał się w blisko 30-milionowym nakładzie i wyprodukował sporo przebojów (np. ckliwe "Man in the Mirror" z Lechem Wałęsą w teledysku czy rzeczywisty klasyk "Smooth Criminal"), ale nie spodobał się za bardzo krytykom. Jackson coraz bardziej pogrążał się w świecie imaginacji, otaczając się zwierzętami, figurami bajkowych stworów i dziećmi przyjaciół. Jednocześnie nie rozstawał się ze sceną, intensywnie koncertując praktycznie po całym świecie.
Trasa "Bad" należała do jednej z najbardziej dochodowych w historii muzyki popularnej.
Podobnie jak kolejna, towarzysząca premierze krążka "Dangerous" w 1991 r. Z perspektywy czasu krążek broni się jako znakomita płyta pop z całą masą perfekcyjnych hitów ("Black or White", "In the Closet", "Heal the World"), ale nie jest wolna od tzw. zapychaczy ("Can’t Let Her Get Away", "She Drives Me Wild"). To jednak ostatni album, na którym Michael Jackson występował jako postać beztroska, cały czas młoda i wolna od obciążeń społecznych.
"HIStory" z 1995 r. oraz jego następca "Invincible" z 2001 r. to już krążki nagrane po skandalach związanych z domniemanym molestowaniem przez Jacksona nieletnich. Na nich artysta brzmi bardzo drapieżnie i bardzo samotnie. Po premierze "Invincible" artysta popadł w mocno nagłośniony konflikt z Sony Music, oskarżając wytwórnię o brak promocji, sabotowanie sprzedaży jego albumów i dyskryminację na tle rasowym. Czy to była prawda? Trudno powiedzieć. Wiadomo, że odrobinę wcześniej na wojnę z Sony Music poszedł ich inny wielki podopieczny George Michael, który również bardzo narzekał na sposób, w jaki wytwórnia go traktowała. Z drugiej strony, Sony Music wydało dziesiątki milionów dolarów na nagranie i produkcję "Invincible", pokładając w nim wielkie nadziej. W przypadku Michaela Jacksona można jednak podejrzewać, że do głosu doszła jego niespełniona ambicja, wybujałe ego oraz problemy ze zdrowiem psychicznym i fizycznym. Muzyk otoczył się wianuszkiem pochlebców, którzy nie byli w stanie ośmielić się skrytykować jakiekolwiek jego posunięcie.
Od 2001 r. Jackson nie wydał żadnego nowego materiału, nie licząc singla "One More Chance" ze składanki z największymi przebojami z 2003 r. Podobno pracował nad nowym materiałem, a pomagali mu w tym m.in. Will.I.A.M. z The Black Eyed Peas i Ne-Yo. Podobno te nagrania są. Zapewne kiedyś zostaną wydane.
Michael Jackson przegrał ze swoimi demonami i z zachłannymi doradcami. Bardzo brakuje dziś nowych pięknych, prostych popowych piosenek, których słuchać chcieliby praktycznie wszyscy. Takiego jak on nigdy nie było i nigdy nie będzie.
Hirek Wrona

Aktualności
Hirek Wrona o Michaelu Jacksonie
Michel Jackson nie powróci już na scenę. Ani w swojej ojczyźnie, ani w Anglii gdzie planował. Artysta miał zaledwie 51 lat, kiedy przepłynął na drugą stronę Styksu.
Komentarze (2)
Komentarze
Zgadzam się z Hirkiem w zupełności. Wychowałam się na piosenkach Michaela dorastałam z nim i dla mnie on żyje i żyć będzie.
Dziękuję za profesjonalizm i znawstwo, z jakim wypowiada się pan o twórczości M.Jacksona!