Dziesiątki koncertów, setki godzin spędzonych w studiu nagrań i tysiące sprzedanych płyt – to codzienność biznesu muzycznego. Raz w roku ta rzeczywistość zamienia się w uroczyste podsumowanie ciężkiej pracy artystów. Wręczenie Nagród Akademii Fonograficznej stało się jak zwykle pretekstem do zamanifestowania swoich postaw, wdzięczności, a także poważnych komentarzy odnośnie polskiej muzyki.

 

Rozmowa z Wojciechem Waglewskim – laureatem Fryderyka w kategorii Kompozytor Roku.


Nie uczestniczył Pan w uroczystości rozdania Fryderyków – czy ta nieobecność była symboliczna, czy raczej prozaiczna? Jak ocenia Pan tę ideę?


Jestem za samą ideą Fryderyków, jednak muszę wiedzieć, kto przyznaje te nagrody. Kiedy sam byłem w Kapitule, chciałem upublicznić jej członków, by wszystko było wyrazistsze. To zresztą spowodowało, że z Kapitułą się rozstałem. Dla mnie ważne jest, że na przykład moją muzykę docenia Tomasz Stańko, a nie jacyś dziennikarze. Z drugiej strony – ta impreza jest niezbędna, bo Fryderyki różnią się jednak od innych nagród… Chciałbym na pewno przywrócić temu wydarzeniu blask i szacunek, żeby to nie była taka zamknięta imprezka, na której duże wytwórnie promują swoje produkty. Stąd moja nieobecność była raczej symboliczna.


Jest Pan zwycięzcą w kategorii „kompozytor roku”, podobną nagrodę otrzymał pan już 14 lat temu. Czym różni się „kompozytor roku” 1994 od tego dzisiejszego?


Na pewno tym, że teraz mam mniej włosów. Tak naprawdę, to jest nieustanna przygoda i zdobywanie doświadczenia. Teraz wiem, że nie muszę niczego udowadniać. W ‘94 roku jako muzyk komponowałem rozbudowane rzeczy, upychałem mnóstwo dźwięków, na zasadzie: im więcej tym lepiej. Dzisiaj fascynują mnie melodie, prostota i klarowność formy, w której jest największa uroda.


Niedawno ukazała się płyta „Męska Muzyka”, na której znalazły się piosenki, nagrane wspólnie z synami – Fiszem i Emade. Jak się Pan czuł tworząc wspólnie z nimi?


Gdybym wiedział, jaki to był dzień tygodnia, mógłbym powiedzieć jak się czułem. Na pewno, jeśli był to poniedziałek, to raczej kiepsko… Stworzyłem płytę nie dlatego, że chciałem koniecznie pracować z synami. Chciałem, by na muzykę spojrzeli ludzie młodzi, który mają nieszablonowe podejście do dźwięku i brzmienia. Bo tak na prawdę lata 80. i 90. od czasów współczesnych różnią się głównie brzmieniem, zaś sama muzyka to tylko zwrotki i refreny…


Od ponad dwóch dekad tworzy Pan muzykę z zespołem VooVoo. Na czym polega największa siła tej grupy?


Siła tego zespołu polega na tym, że mało gra… Teraz ładujemy akumulatory i szykujemy się do nagrania nowej płyty, które rozpoczną się w czerwcu. Największa siła VooVoo? To emocje, ekspresja, którą każdy z czterech indywidualistów wnosi do tego zespołu.


Jak wyglądają Pana plany na najbliższą przyszłość?

Cóż, mam zapełniony kalendarz na najbliższe dwa lata. Projekt Męska Muzyka rozrósł się do dwudziesto - koncertowej trasy, będą występy na festiwalach, jest wyjazd do Anglii. No i wspomniana płyta VooVoo, nad którą niedługo zaczynamy pracować. W międzyczasie będzie polsko – ukraiński projekt z zespołem Haydamaky. To bardzo interesujący, popularny na Ukrainie zespół. Na razie jesteśmy w fazie prób, bardzo jestem ciekaw, co z tego wyjdzie. No i w sierpniu jest jeszcze płyta Osjan. Jesień i zima to z kolei koncerty promocyjne nowego VooVoo. Nie narzekam na brak zajęć.

FEEL.JPG

Feel – Nowa Twarz Fonografii
Na pytania odpowiada lider zespołu – Piotr Kupicha.


Ubiegły i aktualny rok to dla Was czas triumfu – nie czujecie się przytłoczeni sławą?


Jeszcze nie (śmiech)


Otrzymaliście nagrodę w kategorii „Nowa Twarz Fonografii” – jak możecie ocenić takie zwycięstwo – czy ma dla Was głębsze znaczenie?


Jest dla nas ważne, tym bardziej, że głosowali ludzie - fani, którzy nas słuchają i przychodzą na koncerty. Takie poparcie jest najważniejsze i tą właśnie nagrodę dostał Feel – dziękujemy wszystkim!


Tegoroczne Fryderyki pokazały, że impreza ma ambicję znowu stać się znaczącym elementem muzycznego kalendarza – jak oceniacie kondycję poniedziałkowej gali w Fabryce Trzciny?


Kondycja imprezy jest dobra, a co najważniejsze, ma tendencję wzrostową i tak trzymać.


Jakie są najistotniejsze przyczyny Waszego sukcesu – czy próbowaliście to kiedyś analizować?


Zaufanie ludzi bierze się chyba z miłości do muzyki, a słuchacze nie lubią za bardzo sztucznych, nieprawdziwych zespołów. My zaś bardzo ciężko pracujemy nad tym, aby Feel nie był postrzegany jako sztuczny.


Uważacie się za zespół popowy, bo w takiej kategorii zazwyczaj jesteście postrzegani, czy też rockowy?


Jeśli chodzi o płytę – na pewno jest bardziej popowa, ale już koncerty są zdecydowanie rockowe. Nie ukrywamy, że lubimy tradycyjnego rocka, na nim się przecież wychowaliśmy, na przykład muzyka Deep Purple nie jest nam obca.


Wasza piosenka „Jest już ciemno” stała się ogromnym hitem, za co należą się słowa uznania. Nie obawiacie się trochę, ze możecie stać się grupą jednego przeboju? W jaki sposób zamierzacie zdyskontować ten sukces?


Mamy jeszcze piosenki „Pokaż na co cię stać”, „Jak anioła głos” i całą płytę, która dla nas jest w całości przebojowa, więc nie ma co się skupiać na jednej piosence.


Czy możecie w kilku słowach podsumować liryczną stronę Waszej muzyki – jak duże znaczenie mają teksty dla zespołu Feel?


Są dla nas bardzo ważne. Lubię w tekstach opowiadać o życiu, miłości, marzeniach, zdarzeniach, jeśli jest ktoś, kto nie miał styczności z całą płytą Feel’a, koniecznie musi ją mieć!


Jakie cele stawia przed sobą zespół na takim etapie kariery jak Wasz – jakie macie marzenia i plany na najbliższą, a także tą nieco bardziej odległą przyszłość?


Gramy mnóstwo koncertów, komponujemy muzykę, a w przyszłym roku chcemy pokazać następną dawkę pozytywnej energii na krążku Feel II.

Arek Lerch