"Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao" to debiutancka powieść Junota Díaza nagrodzona Pulitzerem 2008, która została przetłumaczona na dwadzieścia sześć języków. Premiera już 20 maja 2009.
Fukú to wyjątkowo uporczywa klątwa, zwłaszcza jeśli mieszkasz na Dominikanie.
Zwłaszcza jeśli jesteś wyjątkowym dziwakiem, jak Oscar – nastoletni Dominikańczyk – zbyt cichy, zbyt gruby, zbyt brzydki i cudaczny. Maniak literatury SF, gier komputerowych i Gwiezdnych Wojen. Jedyny w historii Dominikany prawiczek uzależniony od seksu. Po kolejnym zawodzie miłosnym i kolejnej próbie samobójczej matka wysyła go do babci, gdzie Oscar oczywiście od razu się zakochuje. W starszej od siebie prostytutce. Wybrance szefa policji. I nagle historia wielopokoleniowej rodziny zaczyna się powtarzać… Fukú.
"Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao" to drapieżna, boleśnie prawdziwa powieść, pełna przy tym czarnego humoru i nasycona zjadliwym językiem. Wyrazisty głos, bezkompromisowe spojrzenie na rzeczywistość i doskonały warsztat literacki od razu zyskały Díazowi miano jednego z najciekawszych współczesnych pisarzy.
Junot Díaz (ur. 1969) – Dominikańczyk mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Zadebiutował znakomicie przyjętym przez krytykę tomem opowiadań Topiel, a za swą pierwszą powieść "Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao", która została okrzyknięta książką roku, otrzymał wiele nagród, m.in. National Book Critics Circle Award, Dayton Literary Peace Prize oraz w 2008 roku Pulitzera. Na MIT, prestiżowej uczelni amerykańskiej, prowadzi zajęcia z kreatywnego pisania.
"Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao" to nie taka znowu krótka debiutancka powieść, którą można opisać jako niepowtarzalną mieszankę Mario Vargasa Llosy, Star Trecka, Davida Fostera Wallace’a i Kanye West… Tą książką Díaz udowadnia, że jest jednym z najoryginalniejszych i zniewalających głosów współczesnych pisarzy.
Przeczytaj fragment książki:
M i ł o ś ć. Oscar wiedział, że powinien był wtedy się z tego wypisać. Łudził się, że zatrzymuje go tylko chłodne antropologiczne zainteresowanie, chciał wiedzieć, jak to się wszystko skończy, ale prawda była taka, że nie potrafił się wywikłać. Był bez reszty, nieodwołalnie zakochany w Anie. To, co kiedyś czuł do tamtych dziewczyn, których zresztą tak naprawdę zupełnie nie znał, było niczym w porównaniu do amor, uczucia, jakie nosił w sercu dla Any. Miało, kurwa, gęstość gwiazdy karła i chwilami był pewien na sto procent, że doprowadzi go do szaleństwa. Porównywalne było tylko do tego, co czuł do swoich książek; jedynie skumulowana miłość, którą żywił do wszystkiego, co przeczytał, i wszystkiego, co miał nadzieję napisać, mogło się z tym choć trochę równać.
W każdej dominikańskiej rodzinie krążyły historie o szalonych miłościach, o gościach, którzy w kochaniu posunęli się za daleko, i rodzina Oscara nie należała do wyjątków.
Jego abuelo, ten nieżyjący, był nieustępliwy w jakiejś tam sprawie (nikt tego dokładnie nie precyzował) i skończył w ciupie, najpierw stracił rozum, potem życie; jego abuela Nena Inca straciła męża sześć miesięcy po ślubie. Utopił się na Semana Santa, a ona nigdy nie wyszła ponownie za mąż, nigdy nie dotknęła innego mężczyzny. Wkrótce i tak będziemy razem, Oscar słyszał, jak mówiła.
Twoja matka, szepnęła mu kiedyś tía Rubelka, była loca w sprawach miłości. O mało nie przypłaciła tego życiem.
I teraz wszystko wskazywało na to, że przyszła kolej na Oscara. Witaj w rodzinie, powiedziała mu we śnie siostra. Tej prawdziwej.
Było oczywiste, co się dzieje, ale co mógł na to poradzić? Nie mógł się wyprzeć tego, co czuł. Tracił sen? Tak. Tracił ważne godziny koncentracji? Tak Czy przestał czytać książki Andre Nortona, a nawet stracił zainteresowanie ostatnimi zeszytami Strażników, których akcja rozwijała się w tak przedziwny sposób? Tak. Czy zaczął pożyczać od tío samochód na długie przejażdżki na wybrzeże, parkując w Sandy Hook, gdzie matka zabierała ich, zanim zachorowała, kiedy jeszcze Oscar nie był taki gruby, zanim całkowicie zrezygnowała z wycieczek na plażę? Tak. Czy jego młodzieńcza nieodwzajemniona miłość spowodowała, że stracił na wadze? Niestety tego akurat nie udało jej się osiągnąć i za nic nie mógł pojąć dlaczego. Kiedy Lola zerwała ze swoim bokserem amatorem, schudła prawie dziesięć kilo. Cóż to za genetyczna dyskryminacja i cóż to za Bóg od siedmiu boleści ją wprowadził?
Zaczęły się dziać przedziwne rzeczy. Raz stracił przytomność, przechodząc przez
skrzyżowanie, a kiedy się ocknął, stała nad nim cała drużyna rugby. Innym znowu razem Miggs nabijał się z niego, wyśmiewał jego aspiracje do tworzenia gier RPG – skomplikowana historia: Fantasy Games Unlimited, firma, dla której Oscar chciał pisać i która rozważała jeden z jego modułów do Psi World, niedawno zaprzestała działalności, rozwiewając wszelkie nadzieje i marzenia Oscara, że wkrótce stanie się nowym Garym Gygaxem. No, powiedział
Miggs, coś mi się zdaje, że z tego nic nie wyjdzie, i po raz pierwszy, odkąd się poznali, Oscar stracił panowanie nad sobą, po czym bez słowa zamachnął się na Miggsa, trafiając go tak mocno, że z buzi kumpla popłynęła krew.
Jezu Chryste, oburzył się Al. Uspokój się! Ja nie chciałem, odpowiedział mało przekonująco. To było niechcący. Skurfyfyn, wyseplenił Miggs. Sukrfyfyn! Doszło do tego, że pewnego koszmarnego wieczoru, wysłuchawszy przez telefon, jak Ana, łykając łzy, opowiada o najnowszym numerze Manny’ego, wtrącił, Muszę iść do kościoła, i odłożył słuchawkę, a następnie udał się do pokoju tío (Rudolfo wyszedł do baru ze striptizem) i wykradł jego staroświecki Wirginia Dragon, ten jakże słynny rewolwer kaliber 44, którym wybijano Indian, cięższy niż zły traf i dwa razy brzydszy. Wcisnął jego imponującą lufę za przód spodni i przestał pod domem Manny’ego prawie całą noc. Bardzo się zaprzyjaźnił z jego aluminiowym sidingiem. Chodź tu, skurwysynie, powtarzał spokojnie. Mam dla ciebie naprawdę fajną jedenastkę. Miał w nosie, że prawdopodobnie zamkną go na zawsze, że takim gościom jak on za kratkami gwałcą i gębę, i dupę, i że jeśli zwiną go gliny i znajdą przy nim broń, chwycą jego tío za tyłek i wrzucą do pierdla za złamanie warunków zwolnienia. Tamtej nocy nie zależało mu na nada. Jego głowa zawierało zero, idealną pustkę. Widział, jak cała jego literacka przyszłość przemyka mu przed oczami; napisał tylko jedną powieść, która była cokolwiek warta, o australijskim duchu głodu dręczącym grupkę przyjaciół z małego miasteczka, i nie będzie miał już szansy napisania czegoś lepszego – kariera kaput. Na szczęście dla przyszłości amerykańskiej literatury Manny nie wrócił do domu tamtej nocy.
Trudno było to wyjaśnić. Nie chodziło tylko o to, że Ana była dla niego, jak mu się zdawało, ostatnią zafajdaną szansą na miłość – myśl ta na pewno mu jednak zaświtała – ale też nigdy jeszcze podczas całej swej nędznej osiemnastoletniej egzystencji nie doświadczył tego, co czuł, kiedy był przy tej dziewczynie. Czekałem od zawsze, żeby się zakochać, napisał do siostry. Ile razy myślałem, mnie to się nigdy nie przytrafi. (Kiedy w Robotech Macross, jego drugim w kolejności ulubionym anime wszechczasów, Rich Hunter w końcu poznał Lisę, wybuchnął płaczem przed telewizorem. Tylko mi nie mów, że zastrzelili prezydenta, zawołał tío ze swojego pokoju, gdzie po cichu niuchał wiadomo co). To tak, jakbym połknął kawałek nieba, napisał w liście do siostry. Nie jesteś w stanie pojąć, jakie to uczucie.
Dwa dni później załamał się i gdy siostra wróciła na krótko do domu, żeby zrobić sobie przepierkę, opowiedział jej o historii z rewolwerem, a wtedy wściekła się nie na żarty. Zmusiła go, żeby klęknął przed ołtarzykiem, który wzniosła na cześć ich nieżyjącego abuelo, i kazała mu przysiąc na duszę matki, że już nigdy, póki żyje, nie wywinie takiego numeru. Rozpłakała się nawet, tak bardzo się tym przejęła.
Musisz z tym skończyć, Mister.
Wiem, odpowiedział. Tylko nie wiem, czy ja tu w ogóle jestem, rozumiesz?
Książka pod patronatem empik.com.
Wydawnictwo Znak /F.N.
Komentarze (0)